Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama KD Market

Śp. Edward Sawa we wspomnieniach przyjaciół

Jak długo moja pamięć sięga, Edzio był zawsze w moim życiu uosobieniem ojca, ponieważ mój ojciec był przez wojnę rozłączony z rodziną na przeszło pół wieku. Edzio, jako najmłodszy brat mojego ojca i jedyny, który przeżył wojnę w kraju, ojcował mi przez wszystkie lata mojego życia.
Po ślubie Maryny i Edzia zyskałam nie tyle drugą matkę, co najwspanialszą przyjaciółkę.


Dzięki nim spędzałam wakacje z moimi młodszymi kuzynami – Jadzią i Wojtkiem – w różnych letniskowych miejscowościach.
Edzio był tym, który akceptował mojego narzeczonego i dał nam swoje błogosławieństwo. Ślub nasz i wesele odbyło się u Edków w Bytomiu. Przez wiele lat dzieliliśmy troski i radości życia codziennego.
Zmuszeni przez istniejące warunki reżimu komunistycznego Edkowie wyjechali do Stanów w 1963 roku. Trzy lata później zmarła w Szkocji moja mama – po ledwie rocznym połączeniu się z ojcem.
Edkowie zaprosili mnie z całą moją rodziną na pobyt stały do Stanów. Mieliśmy duże trudności z uzyskaniem paszportów i znowu dzięki usilnym staraniom Maryny i Edka uzyskaliśmy – po pięcioletnich staraniach – zezwolenie wyjazdu. Tutaj, na ziemi Waszyngtona i Lincolna, Edkowie umożliwili nam start nowego życia. W najtrudniejszych momentach wiedziałam, że na nich mogę zawsze liczyć.
Odszedł od nas Edzio, a ja straciłam najlepszego przyjaciela, który ojcował mi przez całe życie. Krystyna Markut

When I was driving here I thought, what is it that sums up wujek?
It's his love and caring for people, and his sincere interest in each one of us, in the way we as children growing up with him always felt safe when we were with him, and we felt he cared about us, and he loved us and it's in something… I loved him, and my children too who didn't know him very well felt very close to him because he listened to them, Wojtek said he had this ability to listen to you and care about you as an individual and not just pass conversation. You felt when you were in his presence that nobody else was important because he was talking to you, and so my three children have also felt this and send their love to all of you, and to all our friends. Today we say – wujek so long, and keep a place for us.
Ania Lewandowska

Poznałem Edka w 1946 roku w Bytomiu. W tym czasie należeliśmy do tej samej grupy towarzyskiej – ośrodkiem działalności towarzyskiej byli Edek i Maryna. Edek miał bardzo miłą osobowość, nigdy nie krytykował ludzi. Było niemożliwe nie lubić go – był szanowany przez wszystkich przyjaciół.Miał ogromne poczucie humoru i uwielbiał opowiadać i słuchać dowcipy. Był zawsze gotów podzielić się ze mną dobrym dowcipem. Pisząc te kilka słów o Edku, przesyłam nie tylko głębokie kondolencje dla Jego rodziny, lecz również chcę wyrazić głęboki smutek z powodu straty bardzo bliskiego przyjaciela.
Jerzy Einhorn

My grandfather, Dziaduś, was a great man. Steadfast in his beliefs and guided by a selfless love he was more than my friend or grandfather. He was my mentor and my hero. He was my foundation, a foundation hardened by a tremendous life filled with sacrifice, struggle, devotion, pride and love. Someone told me recently that I have a beautiful smile and an endearing personality. I laughed and said you should meet my grandpa because if you think I had an effect on you wait till you meet him. I have always been honored to be his grandson and have loved my grandfather dearly but only recently did I start really understanding myself. To think that I could maybe have just a little of the personality and character that was embodied by my grandfather is a source of great pride to me. Those of you that knew him know of the kind of infectious charm he possessed. The kind of power that is not derived from anything but a joy and happiness for life, a life that stood out as a beacon of honesty, determination and strength for everyone around him. Often jovial, and sometimes stern he taught me how to smile responsibly. As I have aged in my life and gone through the rather tumultuous stages of childhood and adolescence I have often looked to Dziaduś to guide me and give me the wisdom and strength to make the right decisions. The types of decisions that aren’t easy to make, that could be painful, but nevertheless are the right ethical and moral decisions. Like so many lives of his generation strewn asunder by the rape of war he was a carrier of great and horrible realities. Realities that he tried to teach me and hide me from equally. Live to love and love to live, that was Edward Sawa.
He was our father and our protector. He was our friend. But most importantly he was an amazing individual that believed in something greater, something pure; and through him I was able to experience that. It saddens me that I am unable to be there during this honoring of his life. But I do not mourn inside, I rejoice for his life and his legacy. I smile because he will always be with me in body and mind.
Kocham Cię bardzo mocno Dziaduś, zawsze będziesz ze mną. Bez Ciebie nigdy bym nie wiedział, co to jest spełnić swoje marzenia. I żyć po to, żeby żyć.
Karol Sawa

Jakże kiedyś ładnie śpiewała Sława Przybylska: ...”Jak drogie są wspomnienia...”
Wspomnienia mogą być dobre, złe, smutne i śmieszne.
Przyjaźń moja i Roberta (Bob Lewandowski) z Maryną i Edkiem Sawami trwała od „wieków”. Była to przyjaźń dobra, choć nie brakowało w niej „ups and downs”, ale zawsze byliśmy razem.
Nie mieliśmy rodzin, więc każde święta spędzaliśmy razem – to była nasza namiastka rodziny, na którą zawsze można było liczyć… tak, tak.
A’propos liczenia – przypomina mi się pewien jesienny, deszczowy wieczór.
Nasza czwórka często spędzała sobotnie wolne wieczory na graniu w remi-brydża, oczywiście na niewielkie pieniądze. Składaliśmy je do puli z przeznaczeniem na późniejszą wspólną kolację.
Tamtego deszczowego wieczora gra strasznie się nam dłużyła. Edek nieustannie opowiadał dowcipy od lwowskich po chicagowskie, czym odwracał uwagę Roberta od kart. Obie z Maryną miałyśmy wrażenie, że ta gra nie będzie miała końca, więc zaczęłyśmy pod stołem (zreszta bez żadnego umawiania się) wymieniać karty potrzebne nam do zakończenia gry. Nasi panowie nie zwrócili na te działania najdrobniejszej uwagi, aż do momentu, kiedy zaczęłyśmy się potwornie śmiać.
– Z czego się tak śmiejecie? – zapytał Edek.
– Bo pada deszcz – odpowiedziałyśmy.
Oczywiście gra zakończyła się naszą wygraną.
Dopiero podczas kolacji przyznałyśmy się do oszustwa.
Takich wspaniałych wieczorów wspólnie spędzanych było w naszym życiu mnóstwo. Aż do momentu wyjazdu Edków na Florydę… Umawialiśmy się nadal na karty, ale już nigdy do nich nie doszło.
Może teraz, gdzieś tam na chmurce, nasi obaj panowie graj' w karty wspominając stare dobre czasy…
Lila Lewandowska

Edzia Sawę będę zawsze pamiętać jako przyjaciela wszystkich ludzi; miał głęboką życzliwość dla przyjaciół, dla znajomych i dla nieznajomych. Znałam Edzia tylko od kilku lat, w Sarasocie, niestety nie znałam go w młodości – był już blisko osiemdziesiątki, gdy ja i mój mąż sprowadziliśmy się do Sarasoty. Znajomość między pp. Sawami i Pogonowskimi szybko zmieniła się w przyjaźń. Byliś-my dokładnie w tym samym wieku – Edzio i mój mąż, i Maryna Sawowa i ja, byliśmy z tych samych roczników. W naszej sytuacji życiowej ten sam wiek ma duże znaczenie, bo stwarza podobieństwo przeżyć w młodości, stwarza zrozumienie podobnych strat, bólów i rozczarowań, a także podobnych radości.
Edek był zawsze pełen optymizmu, pełen humoru, chętny do rozmowy, chętny do śpiewu. Był dla mnie symbolem Lwowiaka, który na zawsze ukochał swoje miasto, zawsze
do niego tęsknił, ale pokochał też następne miasta swego życia – Bytom, Chicago, chyba też Sarasotę. Pomimo zaznanych wielu krzywd w życiu, nie nosił w sercu goryczy, był pogodny i serdeczny. Myślę, że jego pogoda ducha wynikała właśnie z jego uczucia przyjaźni do wszystkich ludzi.
Magdalena Pogonowska
Sarasota, styczeń 2008

EDWARD SAWA już nie jest z nami. Pogrążony jestem w wielkim smutku, że już nie będę miał mego przyjaciela. Dla mnie to jest wielka osobista strata, gdyż Edek Sawa byl dla mnie duchowym pomostem łączącym życie w Stanach Zjednoczonych i w naszym rodzinnym kraju, który pamiętam tylko oczami dzieciństwa i młodego żołnierza Armii Krajowej (AK).
Jako były długoletni rektor i dziekan w Air Force Institute of Technology, Wright-Patterson Air Force Base in Dayton, Ohio, I salute him for his dedicated and honorable service in the Polish Armed Forces at the beginning of the World War II in 1939 and later in the Underground Home Army in Poland."
Pogrążony w smutku Jego przyjaciel,
Janusz Przemieniecki,
Venice, styczen 2008

Wiem, że można zakochać się od pierwszego wejrzenia, ale nie wiedziałam, że można poczuć przyjaciela od momentu pierwszego spotkania.
Kiedy spotkałam Marynę i Edka Sawów, kiedy spojrzałam na tę dwójkę ludzi, odczułam ciepło i serdeczność emanujące z nich niczym promienie słońca. Szczerze się ucieszyłam, kiedy powiedzieli, że przenoszą się do Sarasoty. Przez lata ich pobytu w Sarasocie bywaliśmy u siebie i widywaliśmy się u wspólnych znajomych. Edek – zawsze pogodny, uśmiechnięty i dowcipny – bawił zawsze całe towarzystwo opowieściami o swojej młodości, życiu w ukochanym Lwowie i kawałami, którymi sypał jak z rękawa. Ale nie to było najważniejsze w jego szczególnej osobowości. Najważniejsze, że Edek był człowiekiem prawym i sprawiedliwym.
Podczas dyskusji na rozmaite tematy potrafił spojrzeć na sytuacje z dystansem i obiektywnie, nigdy nie wpadając w tak charakterystyczne dla nas, Polaków, podniecenie i ekscytację. Starał się patrzeć z różnych punktów widzenia.
Przez ostatnie półtora roku życia Edka (kiedy ja sama też traciłam mojego ukochanego męża) rozmawiałam z nim szczerze na wiele tematów.
Jego myśli i rozważania na temat życia i śmierci dzieliliśmy między sobą jak dwoje bardzo bliskich ludzi. W Edku czułam przyjaciela, do którego mogłabym zwrócić się ze wszystkim, z każdą potrzebą. Mam nadzieję, że on myślał tak samo.
Miał bardzo kochającą, oddaną żonę, którą uwielbiał, wspaniałe dzieci, które odwzajemniały jego przywiązanie i miłość. To jeden z jego najważniejszych dorobków i sukcesów życia – ta wielka rodzinna miłość.
Brak mi będzie mojego drogiego „Józia”, bo tak Edka na-zywałam.
Krystyna „Zosia” Rudczyński

Przyjaciołom i znajomym Edzia Sawy trudno jest uwierzyć, że już go nie ma między nami. Rozmowny, towarzyski i pełen życia zawsze był mile widziany w polskich kołach. Wnosił ze sobą humor i ciepło lwowianina owiane tęsknotą za utraconą ojczyzną. Był szczerze przywiązany do swego rodzinnego miasta i udokumentował swą miłość do Polski pracą w podziemnych organizacjach i pobytem w więzieniach podczas wojny.
Będąc serdecznym polskim patriotą daleki był od szowinizmu i w Ukraińcach nie uznawał wrogów, a naród dążący do pełnego samoistnienia.
Wraz z żoną, Maryną, Edzio brał udział w pracach nad powstaniem polsko-amerykańskiego stowarzyszenia i akcjach pomocy dla dalekiego kraju.
Nie było polskiej imprezy, na której brakowałoby państwa Sawów. Często nie tylko jako uczestników, ale też jako organizatorów. A gdy humor towarzystwu sprzyjał, Edzio występował jako śpiewak, oczywiście z pięknymi lwowskimi pieśniami. Prócz tego miał zawsze cośzabawnego do powiedzenia i opowiedzenia, będąc jednocześnie dobrym słuchaczem cudzych opowieści.
Ale pod powłoką lekkoducha krył się poważny i myślący Polak.
Zdolności organizacyjne wykazał zaraz po osiedleniu się w Stanach Zjednoczonych – zamiast, przykładem większości innych emigrantów, pracować w jakiejś fabryce lata całe, zdecydował się wraz z żoną na stworzenie polskiej restauracji w Chicago, która niebawem stała się bardzo popularnym miejscem wśród Polonii.
Edzio miał dar szybkiego nawiązywania kontaktu z ludźmi i zjednywania sobie przyjaciół. W Sarasocie nie było Polaka, któremu byłby obcy czy kto by go nie lubił. Jego odejście jest ciosem dla Polaków w Sarasocie.
Wieńczysław J. Wagner
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama