Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama KD Market

Szaleństwo w poszukiwaniu wojny

Jeśli ubiegłotygodniowa wizyta prezydenta Busha w regionie Zatoki Perskiej miała na celu zachęcić sprzymierzeńców Waszyngtonu, w szczególności zaś Arabię Saudyjską, do konfrontacji z Iranem "zanim nie jest za późno", to była porażką. Porażką, której można było uniknąć, gdyby wbrew własnym zwyczajom administracja posłuchała opinii sprzymierzeńców.

Na kilka dni przed wizytą Busha saudyjski minister spraw zagranicznych, Saud al-Faisal, ostrzegał Stany Zjednoczone przed próbami podżegania państw Zatoki przeciw Iranowi. Wypowiedź księcia-ministra podała część dominujących dzienników saudyjskich, a wychodzący w Dżedda anglojęzyczny Arab News opublikował wyjątkowo szczery artykuł redakcyjny pt. "Peace Now".
Zwraca on uwagę tym, że naruszono w nim standardową arabską etykietę wobec honorowych gości. Fakt, że nikt nie stracił z tego powodu pracy pozwala domyślać się, że artykuł ukazał się za przyzwoleniem królewskiej rodziny. Cały tekst jest godny uwagi. Przytoczony poniżej ostatni paragraf ma szczególną wymowę, zważywszy że prezydent i towarzyszące mu osoby otrzymały kopię gazety razem z poranną kawą. Późniejsze, ciepłe przyjęcie w posiadłości króla mogło być osłodą za gorzkie słowa

"W naszym regionie nie brakuje rozlewu krwi i chaosu. Irak, Liban, okupowane terytoria palestyńskie i Afganistan to sceny przeszłych i aktualnych konfliktów, gdzie w większości doszło do przelewu krwi niewinnych ludzi. Nie potrzebujemy nowego konfliktu.

Dlatego rzeczą smutną, a nawet przygnębiającą było to, że prezydent Bush wykorzystał swoją wizytę w Zatoce do podjudzania Arabów przeciw Irańczykom z powodu programu broni nuklearnej, który według amerykańskiego wywiadu, zawiesili pięć lat temu. Dla każdego niezaangażowanego obserwatora, militarna akcja USA jest nie do pomyślenia. Nieszczęściem, począwszy od 11 września 2001 roku, administracja Busha nie tylko podjęła akcje trudne do uwierzenia, lecz co bardziej niebezpieczne, robi to w sposób bezmyślny.

Tak zuchwałe ostrzeżenia świadczą o bezmyślności biorąc pod uwagę fakt, że Bush był gościem sąsiadujących z Iranem państw Zatoki. Nie to chcieliśmy usłyszeć. Jak powiedział minister Saud al-Faisal swemu kanadyjskiemu odpowiednikowi, Maxime Bernier, konfrontacyjne zachowanie Waszyngtonu wobec Iranu nie jest odpowiedzią na jaką czekamy. Gdyby Arabia Saudyjska i inne państwa Zatoki Perskiej miały zastrzeżenia co do irańskiego programu nuklearnego, to podjęłyby z Teheranem rozmowy tak, jak wymagają stosunki sąsiedzkie.

Przed wizytą Busha wysłannicy Białego Domu mówili korespondentom, że prezydent będzie wywierał nacisk na Izraelczyków, by doszli do porozumienia z Palestyńczykami w zamian za poparcie Arabów dla twardej postawy wobec Iranu. Sugerowano, że Izrael może być bardziej uległy, jeśli "irańskie zagrożenie nuklearne" zostanie usunięte. Taki związek wogóle nie istnieje. Z powodu trwałych prześladowań Palestyńczyków, z przyzwoleniem Stanów Zjednoczonych, świat arabski jest zawiedziony brakiem pozytywnej reakcji na naszą lojalność i przyjaźń. Co więcej – znów z przyzwoleniem Stanów Zjednoczonych – Izrael wszedł w posiadanie nuklearnego arsenału. Iran, a przed nim Irak za czasów Saddama, myślał o posiadaniu broni nuklearnej w charakterze środka odstraszającego.

Krótkowzroczna polityka USA i żałosna nieumiejętność lub niechęć Waszyngtonu do wysłuchania rad i uwag jego arabskich przyjaciół z tego regionu są przyczyną napięć z Iranem. Nie chcemy nowych pogróżek o nowej wojnie. Podżegania wojenne już doprowadziły do największej od 60 lat niestabilności w tym regionie. Pogróżki Busha pod adresem Iranu odbiegają od pokojowych przekonań wszystkich rządów arabskich.

Jakiekolwiek zagrożenie Iran może stanowić teraz lub w przyszłości, to kwestię tę musimy rozwiązać pokojowo, drogą negocjacji. Konsekwencje nowej wojny w tym regionie są odrażające i nieobliczalne.

Nawet Bush patrząc na ruiny Iraku musi to widzieć. Mimo to w swoich konfrontacyjnych uwagach o Iranie nie oferuje marchewki, żadnych bodźców, żadnego kompromisu, tylko wielki amerykański kij. To nie jest dyplomacja w poszukiwaniu pokoju. To szaleństwo w poszukiwaniu wojny". (IPS–eg)
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama