Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
niedziela, 17 sierpnia 2025 21:20
Reklama KD Market

Złudne marzenie

W kontekście niezwykłej kampanii politycznej, jaka toczy się w USA, spore zainteresowanie wzbudziła sugestia ze strony Hillary Clinton, iż możliwy jest tzw. “dream ticket”, czyli wspólna kandydatura Obama/Clinton lub Clinton/Obama. Wprawdzie pani Clinton dodała, że “wyborcy w Ohio” zasugerowali, że to ona winna być mianowana przez Partię Demokratyczną na prezydenta, ale sam fakt, iż taka sugestia w ogóle się pojawiła wywołał ogromne zainteresowanie.

Obóz Obamy publicznie na ten temat na razie nie wypowiada się, ale zapewne uważnie przysłuchiwał się słowom Clinton.

Niezaprzeczalne jest to, iż wspólna kandydatura Clinton i Obamy byłaby wydarzeniem historycznie bezprecedensowym i postawiłaby przed Johnem McCainem niezwykle trudne zadanie. Śmiem jednak twierdzić, że nigdy do czegoś takiego nie dojdzie. Jeśli chodzi o Hillary Clinton, była Pierwsza Dama przystąpiła do tej walki po wieloletnich przygotowaniach, z poczuciem niemal pewnego sukcesu, oczekując jedynie ostatecznego namaszczenia ze strony wyborców. Cała jej elekcyjna maszyna skonstruowana została wokół rzekomo nieuchronnej prezydentury, a Clinton znana jest z nieustępliwości i niemal fanatycznych ambicji politycznych. Trudno zatem wyobrazić sobie, by Hillary zgodziła się pełnić niemal całkowicie symboliczną rolę wiceprezydenta przez następne 8 lat (zakładając, iż Obama pozostałby w Białym Domu przez dwie kadencje).

Z drugiej strony, równie mało prawdopodobne jest to, by Barack Obama, człowiek, który od wielu miesięcy głosi, że Clinton reprezentuje przeszłość i politykę “po staremu”, nagle przystąpił do sojuszu, w którym będzie odgrywał bardzo poślednią rolę. Co bardziej złośliwi dodają również, że niemal nikt nie chce być wiceprezydentem pod kontrolą Hillary Clinton. Zarząd Partii Demokratycznej bardzo chciałby, żeby do sojuszu Clinton/Obama doszło, ale wydaje się to niezmiernie mało prawdopodobne.

W ten sposób rysuje się zatem możliwość wielomiesięcznej jatki politycznej, w trakcie której Clinton i Obama będą się nawzajem niszczyć, ku uciesze McCaina. Jeśli zaś wszystko to trwać będzie aż do czerwcowej konwencji partii, może dojść do niezwykle kontrowersyjnych i potencjalnie niebezpiecznych przetargów, w wyniku których pojawi się w końcu kandydat na prezydenta, ale będzie dość znacznie osłabiony, nie tylko dlatego, iż będzie nosił na sobie ślady wielomiesięcznych ataków, ale również dlatego, że wybór nastąpi niejako za kulisami, na mocy decyzji partyjnych bonzów.

Demokraci bardzo chcieliby uniknąć takiego rozwoju sytuacji, a zatem możliwe jest, iż prędzej czy później dojdzie do jakiegoś kompromisu. Ten wymarzony “dream ticket” oferowany jest właśnie jako jedno z możliwych, kompromisowych rozwiązań. Jest to jednak również rozwiązanie najmniej prawdopodobne. Z drugiej strony, szef demokratów Howard Dean zdaje się nie mieć żadnych konkretnych pomysłów na sensowne zakończenie prawyborów i wszczęcie przygotowań do ostatecznej potyczki w listopadzie. Nie wie na przykład, co zrobić z wynikami prawyborów w stanie Michigan i na Florydzie, które na razie się nie liczą, a do których pretensje zgłasza Clinton.

Istnieje zatem ryzyko zaprzepaszczenia przez stronę demokratyczną niezwykłej, entuzjastycznej mobilizacji wyborców, szczególnie młodych. Wszystkie te tłumy przy urnach wyborczych mogą stopnieć, jeśli proces wyłaniania statecznego kandydata będzie kontrowersyjny i dodbywać się będzie w jakimś sensie “pod stołem”.

Być może po prawyborach w Pensylwanii jeden z kandydatów spojrzy na to wszystko nieco bardziej realistycznie, nie przez pryzmat własnych ambicji, lecz w kontekście starcia z Johnem McCainem. Na razie jednak nic na to nie wskazuje. Natomiast spekulacje o wspólnej kandydaturze Obamy i Clinton to tylko złudne marzenie.
Andrzej Heyduk
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

ReklamaDazzling Dentistry Inc; Małgorzata Radziszewski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama