Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
poniedziałek, 8 grudnia 2025 10:41
Reklama KD Market

Szpic z bastionu

To rzeczywiście jest bastion, sam stan oraz to wielkie miasto. Po wybuchu skandalu Eliota Spitzera nic nie powinno dziwić i wszelkie łuski powinny spaść z oczu. To pycha i przewrotność, szczególne nastawienie okryte tajemnicą duszy żydowskiej, nastawienie, które każe traktować siebie samego jak wyjątek, bez obaw o jakiekolwiek konsekwencje.

To Franklin D. Roosevelt wyszedł z tego samego gruntu, z gubernatorskiego urzędu na stan Nowy Jork, i doszedł do stanowiska amerykańskiego prezydenta. Na tym samym obszarze rodziły się sowieckie agentury, na które Roosevelt wzruszał tylko ramionami. Na taką postać jak Spitzer w dalekiej Warszawie trzeba byłoby złożyć kilka osobowości, żeby osiągnąć ten sam efekt: Kwaśniewski, Niesiołowski, Borowski, Kurski, Karski, Bartoszewski i inni sanhedryniści.

Takie zabawy możliwe są tylko w życiu cywilnym. Zaś w wojsku występuje niesubordynacja, z którą władze zwierzchnie załatwiają się krótko i zdecydowanie. Na taką niesubordynację pozwolił sobie admirał William Fallon, szef Centralnego Dowództwa, gdy udzielił wywiadu dla magazynu „Esquire”. Z wywiadu wynika, że Fallon bezczelnie podważa taktykę administracji prącą do wojny z Iranem. Jak pisze tygodnik „Time”, wśród wyższych dowódców amerykańskich admirał Fallon wcale nie jest osamotniony w swym przekonaniu, że konfrontacja z Iranem winna być rozwiązana na drodze dyplomatycznej. Chodzi dokładnie o opinię admirała, że „ciągłe bicie w bębny na temat tego konfliktu [z Iranem] nie służy sprawie. Oczekuję, że tej wojny nie będzie”. Po takim zdaniu, prezydent Bush miał dość, bo nie lubi, gdy jego podwładni wypowiadają swoje opinie tak swobodnie, jak czyni to admirał. Jedenastego marca sekretarz obrony Robert Gates ogłosił rezygnację admirała. Tygodnik zaznacza, że odejście Fallona nie oznacza, że wojna z Iranem staje się prawdopodobna.

Admirał pełnił swoją funkcję przez rok. Dziennik „Washington Post” pisze, że wraz z jego odejściem usunięta zostaje ostatnia przeszkoda na prezydenckiej drodze do decyzji o wojnie z Iranem, chociaż w pomieszczeniach urzędowych Białego Domu nie widać dymów i ruchów znamionujących przygotowania do tej wojny. Paradoks polega chyba na tym, pisze dziennik, że takie wypowiedzi, jak wypowiedź Fallona, nie zmniejszają wojennego nastawienia. Z drugiej jednak strony, ofensywa dyplomatyczna najwyraźniej słabnie na froncie irańskim.
A tymczasem grudniowy raport „National Intelligence Estimate” w ogóle nie zawiera działu z analizami na temat irańskich zbrojeń nuklearnych. To zostaje dokładnie odnotowane, gdyż innym rządom podsuwa myśl, aby stosować uniki w sprawie dalszych surowych sankcji. Co nie oznacza, dodaje dziennik, że należy porzucić dyplomację i zająć się przygotowaniami do wojny.

Jeśli spitzerowskie wyskoki mogą stanowić, z przymrużeniem oka, jakąś odsłonę mesjanizmu a¡ rebours, bez wątpienia kontrastuje z nimi widzenie świata, o którym, jako nowym, zaczyna być głośno w związku z książką, z którą Jeffrey D. Sachs wychodzi do czytelników. Wszyscy dobrze wiemy, jakie dylematy stoją przed światem, ale gdy wcześniej, powiedzmy dwadzieścia lat temu, Sachs uznawał darwinowski kapitalizm za jedyny, nie trudno dostrzec, że teraz jakby utemperował swe drastyczne orzeczenia, których Balcerowicz tak mocno się uchwycił, że efektem była epoka darwinowska na ulicach Warszawy.
Obecnie Sachs pisze, że do światowych problemów podchodzimy w niewłaściwy sposób, czyli źle, albowiem wpadliśmy w pułapkę ideologii wolnego rynku, w pułapkę polityki deregulacyjnej, która doprowadziła do obecnego kryzysu finansowego. Zaznacza też, że siły rynkowe nie wystarczają oraz że musimy te siły skorygować w taki sposób, aby stworzyć właściwe bodźce.

Oczywiście Sachs nie daje nam kolejnego kazania. Musi jednak wyjść z celami, których jest cztery. Po pierwsze, trwałe systemy wykorzystania energii, ziemi i zasobów. Po drugie, ustabilizowanie liczby ludności na świecie na poziomie do 8 miliardów ludzi i to do roku 2050. Po trzecie, zlikwidowanie skrajnej nędzy do 2025 roku. I po czwarte, nowe podejście do globalnych problemów w oparciu o współpracę między narodami.

Sachs tkwi w myśleniu amerykańskim, które zakłada działanie zakończone sukcesem (action with success). Dlatego wskazuje, że trzeba przyjąć wyraźny cel, zastosować efektywną technologię, wprowadzić zrozumiałą strategię realizacji i to wszystko wesprzeć źródłem finansowania. Poszukując celu, wskazuje takie precedensy jak wyeliminowanie ospy przy użyciu szczepionki podawanej bezpłatnie na masową skalę czy Zieloną Rewolucję (przeprowadzoną przez nieocenionego Normana Borlauga), która wyzwoliła Indie i Chiny z okresowych klęsk głodu na wielkich obszarach.

To wszystko jest umieszczone w kontekście zmian geopolitycznych. W dwudziestym wieku zakończyła się europejska dominacja w światowej polityce i gospodarce, a dwudziesty pierwszy wiek zakończy dominację Ameryki w miarę jak Chiny, India i Brazylia coraz głośniej będą domagać się swego na świecie. Nowe stulecie, pisze Sachs, jest tą rzeczywistością, w której ludzkość podziela wspólny los. To jest rzeczywistość sześciu i pół miliarda ludzi, produkcji o wartości 60 trylionów dolarów, rzeczywistość wciśnięta w globalny handel, migrację, pandemie, terroryzm, uchodźców. Sachs twierdzi, że ciągle jeszcze kierujemy się pojęciem „oni” przeciw „nam”.

W tym samym czasie wzrost gospodarczy daje nam większy dochód na osobę (niby stajemy się bogatsi), zmniejsza się rozpiętość dochodów. Nadal jednak dziesięć milionów dzieci umiera co roku, bo rodzice, społeczności i kraje są tak biedne, że nie stać jest ich na utrzymanie nowego życia. Ilość zgonów na odrę spadła o ponad dziewięćdziesiąt procent w ciągu ostatnich siedmiu lat, paraliż dziecięcy (poliomyelitis) został zlikwidowany. Ale ta cholerna malaria nie chce sobie pójść. Jak wylicza Sachs, dla opanowania tej choroby potrzeba trzystu milionów siatek ochronnych na łóżka. Każda taka siatka kosztuje pięć dolarów, czyli pięcioletni zapas tych siatek kosztowałby półtora miliarda dolarów – to jest koszt mniejszy od jednodniowego wydatku Pentagonu na wojnę.
Wpuszczenie darwinowskiego kapitalizmu na warszawskie ulice można byłoby ostatecznie przeboleć, gdyby Sachs – zamykając dwudziesty wiek wg swej formuły – zechciał wziąć udział w wyliczeniu polskich strat materialnych, dotychczas nie opublikowanych i tym samym nie zamykających ostatecznie zeszłowiecznego bilansu.

Źródła:
– o próbie analizy skandalu gubernatora stanu Nowy Jork (Eliot Spitzer), za tygodnikiem „Time”, wydanie na 24 marca, artykuł „The Reckless Rise and Sordid Fall of Eliot Spitzer”, autor Jon Cloud, str. 22-25,
– o odejściu admirała Williama Fallona z Centralnego Dowództwa, 1) za dziennikiem „Washington Post”, wydanie na 14 marca, artykuł redakcyjny „A Failing Campaign”, str. A16; 2) za magazynem „Esquire”, wydanie na 11 marca, artykuł „The Man Between War and Peace”, autor Thomas P.M Barnett; 3) za tygodnikiem “Time”, wydanie na 24 marca, artykuł „Dashboard – Washington Memo”, autor Mark Thompson, str. 14.
– o pułapkach wolnego rynku, światowych celach (8 miliardów ludzi na świecie do 2050 roku, zlikwidowanie skrajnej nędzy przed 2025 rokiem), o zakończeniu europejskiej i amerykańskiej dominacji – w opiniach ekonomisty (Jeffrey D. Sachs), za tygodnikiem „Time”, wydanie na 24 marca, artykuł „No. 1 Common Wealth”, autor Jeffrey D. Sachs (wg książki „Common Wealth: Economics for a Crowded Planet”), str. 36-38.
Andrzej Niedzielski
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama