Administracja prezydenta Busha wznowiła działania wymierzone w firmy zatrudniające nielegalnych imigrantów. Chodzi o szeroko zakrojoną akcję sprawdzania dokumentów uprawniających do podejmowania pracy, głównie kart Social Security.
Zapoczątkowana w ubiegłym roku, w oparciu o bazę danych Administracji Social Security, weryfikacja dokumentów została zawieszona po tym, jak na wniosek związków zawodowych, organizacji pracodawców, a także grup strzegących praw obywatelskich, sąd federalny w San Francisco polecił wstrzymać wysyłanie do pracodawców listów informujących o przypadkach niezgodności numerów Social Security, podanych przez ich pracowników, z ogólnokrajową bazą danych. W pozwie sądowym, którego celem było wstrzymanie weryfikacji, wystosowanym przez największą centralę związków zawodowych AFL-CIO, Amerykańską Izbę Handlową oraz Unię Swobód Obywatelskich zarzucono, że sprawdzanie dokumentów spowoduje zwolnienie tempa w zakładach pracy i dyskryminację wobec pracowników.
W odpowiedzi administracja dokonała niewielkich zmian w przepisach wykonawczych. Jeżeli zostaną one zaakceptowane przez sąd, to niebawem pracodawcy zaczną ponownie otrzymywać listy nazywane potocznie „no match”, informujące o niezgodnościach w dokumentach pracowników zatrudnionych w danym zakładzie pracy. Obowiązkiem pracodawców będzie wyjaśnienie w terminie trzech miesięcy tożsamości kwestionowanych pracowników lub zwolnienie ich z pracy.
Krytycy akcji sprawdzania kart Social Security wytykają, że dane zawarte w aktach Administracji Social Security, służące do tropienia nielegalnie zatrudnionych imigrantów, są pełne błędów. W związku z tym weryfikacja dokumentów może dotknąć też rodowitych Amerykanów, wywołując konflikty w miejscach pracy. Dodatkowo niezadowolenie pracodawców budzi fakt, że to oni będą obciążeni kosztami administracyjnymi weryfikacji dokumentów. Obliczono, że w przypadku firmy zatrudniającej do stu pracowników będzie to kwota sięgająca 7,5 tysiąca dolarów, a w przypadku większych przedsiębiorstw 34 tysięcy dolarów.
Sprawdzanie dokumentów pracowników pod kątem uprawnień do podejmowania zatrudnienia w USA popiera Administracja Bezpieczeństwa Kraju. Jej szef Michael Chertoff wydał ostatnio oświadczenie stwierdzające, że postępowanie w przypadkach stwierdzenia „no match” posłuży do zwalczania praktyki zatrudniania nielegalnych imigrantów.
Akcja ta z pewnością nasili ogólnokrajową debatę na temat politycznych i ekonomicznych skutków działań wymierzonych w nielegalnych imigrantów w okresie toczącej się kampanii wyborczej do Białego Domu i Kongresu. Zarówno kandydaci do nominacji prezydenckiej demokratów: Barack Obama i Hillary Clinton, jak i ich republikański oponent – John McCain – są na ogół zgodni co do potrzeby reformy amerykańskiego systemu imigracyjnego. Jednak sprawa ta – wbrew wcześniejszym przewidywaniom ekspertów politycznych – nie plasuje się wśród czołowych zagadnień kampanii prezydenckiej.
Wśród szacowanej na blisko 9 milionów rzeszy nielegalnych imigrantów, pracujących w Stanach Zjednoczonych, przeważają zdecydowanie Latynosi. Polacy są stosunkowo nieliczni. Akcja „no match” może spowodować, że ich jeszcze bardziej ubędzie, bo kiepska sytuacja ekonomiczna w USA, niski kurs dolara w stosunku do złotówki w połączeniu z nową nagonką na nielegalnych, mogą ich skłonić do powrotu do kraju lub szukania legalnego zatrudnienia w krajach Unii Europejskiej.
Wojciech Minicz
Sprawdzanie kart - O Polonii i Ameryce
- 03/31/2008 01:14 AM
Reklama








