Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama KD Market

Dlaczego Obama?

We wtorek dostaliśmy odpowiedź na pytanie, "czy Obama może wygrać?" Dziś postaramy się wyjaśnić, dlaczego wygrał.

Wśród milionów prostych, nieszczególnie majętnych Amerykanów, którzy drobnymi sumami finansowali kampanię Baracka Obamy znaleźli się wszyscy ci, którym zarzucano brak patriotyzmu, antyamerykańską postawę, a nawet wrogi stosunek do żołnierzy tylko dlatego, że sprzeciwiali się inwazji na Irak. Obama był jednym z nich, a zarazem jedynym kandydatem na prezydenta, który nie poparł niepotrzebnej wojny.

Ta liczna grupa, która podczas wyborów w 2004 roku wynosiła blisko 50% całego społeczeństwa, zadała sobie trud poznania prawdy. Okazuje się, że prócz bloku wyborców w wieku emerytalnym, większość pozostałych czerpała wiedzę z internetu, skarbca w czasach korporacyjnej kontroli i autokontroli mediów. Tam znajdowały się wypowiedzi wyciszanych przez mainstream media członków rządu, inspektorów broni i pracowników wywiadu dementujących fantazje administracji Busha.

Podczas gdy republikanie i spora grupa demokratów przyklaskiwała wszystkim poczynaniom prezydenta, w znacznym stopniu ze strachu o zarzut sympatyzowania z terrorystami, Barack Obama krytykował rząd i tych, którzy nie mieli cywilnej odwagi, by przeciwstawić się działaniom podejmowanym wbrew interesom kraju i z naruszeniem Konstytucji.

W czasach wypełnionych strachem podżeganym przez członków administracji Busha i ich neokonserwatywnych mentorów, Barack Obama okazał szacunek dla Konstytucji stosując się do zasad głoszonych przez Teddy Roosevelta: "Twierdzenie, że nie wolno krytykować prezydenta, bez względu na to, czy ma rację, czy nie, jest nie tylko niepatriotyczne i służalcze, lecz stanowi moralną zdradę społeczeństwa. Uznanie Konstytucji jako podstawy do oceny działań prezydenta jest objawem patriotycznej postawy obywateli. Nikt nie może wynosić się ponad prawo i żaden człowiek nie jest poniżej prawa". I jest to podstawa systemu demokratycznego, co rozumie większa część amerykańskiego społeczeństwa.

"Jaki piękny dzień. Dzięki Najwyższemu za powrót rozumu w miejsce głupoty. Zmieniliśmy kierunek statku pędzącego w stronę lodowej góry. Wyciągnąłem z worka z naftaliną flagę i o drugiej w nocy ustawiłem ją przed domem. Pozostawię na podwórku napis Obama/Biden po to, żeby się dłużej nacieszyć". Tego typu wypowiedzi umieszczali w internecie zwolennicy Baracka Obamy. Słowa te najlepiej odzwierciedlają uczucia milionów Amerykanów zdruzgotanych polityką zagraniczną prez. Busha i sytuacją ekonomiczną kraju. Sytuacją, jaka powstała w czasach, gdy patriotyzm wyrażano nic nie znaczącym noszeniem flagi w klapie, przemianowaniem french fries na freedom fries i bezmyślnym skandowaniem "USA" w reakcji na pełne troski wypowiedzi światłych ludzi, usiłujących powstrzymać ten pociąg przed wykolejeniem.

Kiedy prezydent Bush zapewniał naród o silnych podstawach amerykańskiej gospodarki, Obama ostrzegał przed krachem. Zwracał uwagę, że deregulacja instytucji finansowych doprowadzi do poważnych trudności, choć nie był jeszcze w pełni świadomy, że sprawa ma się aż tak źle. Zresztą tego nawet Greenspan nie przewidział. W czasie rozmów o przyznaniu $700 miliardów na wykup Wall Street ten były szef Federalnych Rezerw wyraził zdumienie, że banki same nie narzuciły na siebie kontroli!

Podatkowy program Obamy spotkał się z dobrym przyjęciem, podobnie jak plan powszechnych ubezpieczeń medycznych, zapowiedź ulg podatkowych dla kompanii, które nie przenoszą produkcji do innych krajów, możliwość stworzenia milionów miejsc pracy przy odbudowie infrastruktury i rozbudowie nowego sektora gospodarki przy wytwarzaniu alternatywnych środków energetycznych.

O zrozumieniu korzyści płynących z powyższych planów dla obywateli średniej klasy świadczy fakt, że ludzie o różnych dochodach, od $15 tys. do ponad $200 tys. rocznie, w większości głosowali na Obamą. Głosy na czarnego kandydata oddali wyborcy w wieku od 18 do 64 lat. 65-latki i osoby starsze opowiedziały się za McCainem.

Prezydent-elekt w znacznym stopniu zawdzięcza zwycięstwo szeroko rozpowszechnionemu niezadowoleniu z poczynań administracji Busha, szczególnie ze zniesienia regulacji sektora finansowego, wojny w Iraku i deklarowanej gotowości do ataku na Iran.

Nade wszystko zaś ludzie mieli dość podziałów na "lepszych i gorszych Amerykanów, patriotycznych i niepatriotycznych, pro- i antyamerykańskich".
Barack Obama odrzuca dzielenie społeczeństwa. Podkreśla konieczność współpracy wszystkich Amerykanów dla dobra kraju i własnego.

Na wiecu z wyborcami po ogłoszeniu zwycięstwa prezydent-elekt powiedział:
"Jeśli ktoś wątpi, że Ameryka jest tym miejscem, gdzie wszystko jest możliwe, ktoś, kto ciągle się zastanawia, czy marzenia założycieli naszego kraju są nadal aktualne, to ten ktoś dziś dostał odpowiedź. Młodzi i starzy, bogaci i biedni, demokraci i republikanie, czarni, biali, Latynosi, Azjaci, Indianie, geje, heteroseksaliści, niepełnosprawni i osoby w pełni sprawne, wszyscy Amerykanie zademonstrowali, że nigdy nie byliśmy tylko luźnym zbiorem czerwonych (republikańskich) i niebieskich (demokratycznych) stanów. Zawsze byliśmy i będziemy Zjednoczonymi Stanami Ameryki".

Te wybory wygrali młodzi. Dla siebie, dla własnej przyszłości. I bardzo dobrze. Powinni budować swój świat zgodnie z własnymi pojęciami. Nigdy wcześniej, w żadnej kampanii prezydenckiej, nie wzięło udziału tylu młodych ochotników. Ich uczestnictwo w procesie wyborczym świadczy, że nie godzą się ze światem i poglądami pokolenia swoich rodziców.

I wreszcie, jak mówi tegoroczny zwycięzca ekonomicznej Nagrody Nobla, Paul Krugman, zwycięstwo Baracka Obamy, to zwycięstwo tolerancji. "Mam nadzieję, że nadszedł koniec okresu potworów. Co przez to rozumiem? Przez 14 lat w życiu politycznym Ameryki dominowały... no cóż, właśnie potwory, takie jak Tom DeLay, który sugerował, że tragedia w liceum w Columbine była wynikiem nauczania teorii ewolucji. Jak Karl Rove, który powiedział, że liberałowie chcą oferować terrorystom terapię i zrozumienie. Jak Dick Cheney, który w 9/11 dostrzegł szansę na spełnienie swych planów... Dziś, przynajmniej w tej chwili, wydaje się, że wreszcie zostaną wysłani na banicję". Taką szansę dostrzegli młodzi i starsi Amerykanie, którzy pragną powrotu do normalności. Barack Obama pokazał, że może i chce być liderem wszystkich Amerykanów.
Elżbieta Glinka
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama