Większość naukowców wyznaje, że pewność, co dzieje się w otaczającym nas świecie, ba, w nas samych – uzyskuje się tylko drogą empiryczną. Twierdzi zatem, iż badania sensu stricto naukowe, doświadczalne i powtarzalne umożliwią nam, może jeszcze nie dzisiaj, ale z pewnością już wkrótce rozszyfrować tajemnicę istnienia, wejrzeć w tzw. Boży plan. Co więc zrobić z tymi, którzy uparcie twierdzą, że nie wszystko daje się racjonalnie ująć i w takiż sam sposób wytłumaczyć mądrością “szkiełka i oka”. Niekiedy nauka opiera się wręcz o ścianę wobec tysięcy tajemnic zamkniętych dla niej na przysłowiowe cztery spusty. Do nich należy m. in. funkcjonowanie trzeciego oka człowieka.
Od wielu lat, bez mała od ćwierćwiecza, prowadzone są liczne próby umiejscowienia fenomenów parapsychologicznych w mózgu człowieka. Badania pani Michaleen Maher z Kalifornii dość jasno wykazują, że postrzeganie pozazmysłowe nie ogranicza się jedynie do prawej półkuli mózgu, jak początkowo sądzono jeszcze w latach dwudziestych ubiegłego wieku, lecz – przy wykorzystaniu coraz to doskonalszych encefalografów elektronicznych i tomografu – koncentrują się w rozmaitych miejscach obu półkul, które są w stanie odbierać i odsyłać impulsy zewnętrzne. Zatem różnego rodzaju przekazy pozazmysłowe uaktywniają się z pewnością w naszym mózgu w zależności od okoliczności – silniej lub słabiej, krótkotrwale lub namolnie, przez długi czas. Więcej u jednych ich rytm jest bardziej “czytelny” i dorzeczny, u innych mniej – zamazany i niejednorodny. Pierwsi z badanych wykazywali się lepszym, głębszym i trwalszym odbiorem tzw. bodźców, drudzy mieli wyraźne trudności – jakby ich mózgi miały opory w pozyskiwaniu informacji i czyniły to z opóźnieniem i nie bardzo wiedziały, co z nią zrobić i jak ją uporządkować. Najwyraźniej wielu badanych nie posiadało tzw. intuicji lub – może jeszcze inaczej – “wyłączało” irracjonalne doznania, głusząc w sobie głos demiurga. Bardzo interesujące jest przy tym, że właściwości parapsychologiczne i prekognicyjne lepiej i zarazem pełniej występowały u osób z tzw. wyobraźnią, najczęściej zaś u... poetów, lekarzy-chirurgów, naukowców-badaczy, politologów i im podobnych zawodów.
Badania dr Maher potwierdził również Richard Broughton z Instytutu Parapsychologicznego w Durham (Republika Południowej Afryki). Inny południowoafrykański naukowiec, Vernon Neppe, twierdzi jednak, że ujawnianie się fenomenów parapsychologicznych pozostaje w związku z płatami skroniowymi mózgu. Zaburzenia w tym rejonie prowadzą do powstawania zjawisk halucynacyjnych typu dejà-vou. Dalsza część badaczy zajmujących się tymi problemami jest zdania, że odbiór pozazmysłowych informacji odbywa się w górnej części pnia mózgu, czyli w najstarszej filogenetycznej jego części. Odebrana informacja przekazywana jest dopiero do płatów skroniowych, a stamtąd – gdy zajdą różne “nienaturalne zdarzenia’’ zakłócające ich pracę – trafiają wprost do świadomości człowieka. Ten kierunek jest, być może, bardzo prawidłowym umiejscowieniem zagadkowego “trzeciego oka” człowieka, które – rzecz jasna – nie jest jakimś ukrytym narządem czy gruczołem, lecz jest kompleksem doznań, zgromadzonych w mózgu.
Czym właściwie jest ‘‘trzecie oko”?
Łatwiej w zasadzie powiedzieć, czym nie jest, bo gdyby było narządem, albo gruczołem oddziaływującym na człowieka, to od dawna byłby on odkryty. A nie jest. Jest czymś innym, także działa w innej zgoła płaszczyźnie niż uświadamiają sobie “zimni’’ racjonaliści. Dla nich np. mózg ludzki uznawany jest za narząd, fenomenalny wprawdzie, ale tylko narząd wyspecjalizowany w długim procesie ewolucji. Jeśli ktoś powie im nawet, że ten “wyspecjalizowany narząd” abstrakcyjnie myśli i potrafi planować, to – zniecierpliwieni – odpowiedzą, że “brzęczymy” im nad uchem. Powiedzą, że owe myślenie jest dopiero psychiczne. Bez “ja” – ciała nie byłoby “ja” umysłowego – intelektualnego – a nawet, niech będzie, duchowego! Umiejscawiają się one przecież tylko i wyłącznie w “ja’’ fizycznym. I z pewnością powiem kalumnię w tym miejscu, jeśli stwierdzę, że wprost przeciwnie: ciało nie myśli, a dokładniej – poddane jest tylko instynktom i prymitywnym bodźcom. Myśli, na wyższym poziomie, dopiero człowiek lub jeszcze precyzyjniej – jego dusza!
Malarz mówi: “maluję”, poeta twierdzi: “piszę wiersze”, kompozytor: “komponuję”. W każdym tym twierdzeniu siedzi nasze fizyczne “ja’’, ale owe ‘‘ja’’ składa się przynajmniej z dwóch części: ciała i umysłu. We wszystkich tych trzech przypadkach “ja’’ oznacza “tworzę’’, czyli robię coś z niczego, o ile owo “coś” oznacza nastrój, demiurga, talent, przenośnię, frazę, dotknięcie pędzla na płótnie. Myślę, drogi Czytelniku, że moje odczucie jest równoległe do twojego. Każdy bowiem czuje, że w innym niejako wymiarze funkcjonuje nasze drugie ‘‘ja’’ – twórca, odkrywca, czy nawet tylko odbiorca rzeczy wielkich, wzniosłych i jednocześnie pięknych. Duchowych.
Kiedy mówimy “ja’’: wiem, rozumiem, odbieram – nasze ‘‘ja” jest na poziomie intelektu, ale kiedy wreszcie możemy powiedzieć: ‘‘ja” utożsamiam się z tym, ze wszystkim i z moim światem, z moim na nim miejscu, z prawem przeżywania i doznawania własnych olśnień, iluminacji, głosu sumienia, to wówczas mówię o swej duszy. I jestem na jej poziomie. Na najwyższym poziomie rozwoju człowieka i cywilizacji ludzkiej, która jednak – mimo wszystkich błędów, rozterek i poniewierek – podąża coraz wyżej. Gdyby ktoś chciał mi zaprzeczyć, przywołuję wieki średnie, stosy, tortury i “pranie mózgów” wszystkich “podejrzanych’’. Jakże daleko nam od nich! Co wcale nie znaczy, że już przebyliśmy drogę, która nas uświęca i czyni naprawdę lepszymi.
Jaka jest w takim razie moja koncepcja człowieka i człowieczeństwa? Ponieważ jest to temat niewątpliwie “dyżurny” i prawie zawsze wraca do swojej rangi wówczas, kiedy człowiek zastanawia się nad ulotnością i znikomością życia ludzkiego, więc powiem tylko, że dla mnie człowiek to przede wszystkim umysł i dusza panujące nad ciałem.
Leszek A. Lechowicz
Tajemnicze oko - (Korespondencja z Nowego Jorku)
- 11/07/2008 05:48 PM
Reklama








