Przez całą karierę polityczną, od pierwszych dni w stanowym Senacie, przez stanowisko prokuratora generalnego Connecticut do senatora i kandydata na wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych, demokrata Joe Lieberman nigdy nie ukrywał swych przekonań. W czasie ostatnich wyborów otwarcie popierał kandydaturę swego przyjaciela, republikanina Johna McCaina. Był jednym z mówców na republikańskiej konwencji nominacyjnej i przez całą kampanię wyborczą krytykował Baracka Obamę. I właśnie to postawiło go w bardzo niezręcznej sytuacji i groziło odebraniem przewodnictwa w senackim Komitecie Bezpieczeństwa Kraju.
Ku niezadowoleniu wszy-stkich tych, którzy za ostre, bardzo krytyczne słowa pod adresem Obamy czekali na zastosowanie wobec Liebermana środków karnych, demokraci postanowili utrzymać go na stanowisku przewodniczącego, głównie dzięki... Barackowi Obamie.
Prezydent-elekt nie kierował się wyłącznie dobrą wolą. Popierając pozostawienie Liebermana w demokratycznym caucusie mógł skutecznie zamknąć usta temu potencjalnemu przeciwnikowi i zobowiązać go do lojalności. Przez następne kilka lat, po raz pierwszy w długiej karierze politycznej zadaniem Liebermana będzie zachowanie milczenia.
Jest to rozumne posunięcie, ponieważ Obama i lider demokratycznej większości w Senacie, Harry Reid, doskonale zdają sobie sprawę, że spełnienie czegokolwiek z ambitnej listy legislacyjnej wymaga głosu wszystkich demokratów plus kilku republikanów. I w tym względzie Lieberman może okazać się bardzo pomocny. Jako członek tzw. gangu czternastu, do którego wchodzą również republikanie, jak John McCain czy Lindsey Graham, może przekonać kolegów do głosowania w sprawach ważnych dla administracji Obamy.
"Musimy zdobyć kogo się da do konstruktywnej pracy w Kongresie, by posunąć do przodu ustawy korzystne dla kraju. Jesteśmy teraz partią większości. Na nas spoczywa odpowiedzialność za stworzenie jak najszerszej koalicji, po to, by zrobić to, co zamierzamy. W tym sensie senator Lieberman może okazać się wartościowym członkiem naszego zespołu". (eg)
Wybaczyli Liebermanowi
- 11/21/2008 05:57 AM
Reklama








