Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama KD Market

Archanioł na Antylach - Od 25 lat polscy Michalici zmieniają świat karaibski...

(Korespondencja z Aruby, Bonaire i Cura§ao)
Antyle Holenderskie leżące na Karaibach u wybrzeży Wenezueli mają swoją historię, która jest burzliwa, jak tradycyjnie historie wszelkich kolonii Nowego Świata inkorporowanych przez europejskie królestwa, poczynając od XV wieku i Krzysztofa Kolumba. Pozostający w tym miejscu, chodzi o skromniejszy horyzont czasowy, naszych rodaków oraz... anioła. Precyzyjniej Archanioła Michała i jego zgromadzenie, którego księża przybyli na Karaiby ćwierć wieku temu. 

Choć nie będzie 
to opowieść o turystyce, pewne punkty odniesienia 
... trzeba zrobić. Antyle Holenderskie są autonomicznym terytorium w różnej formie stowarzyszonym z Holandią. Od statusu niepodległego państwa (Aruba) po zamorską gminę (ku czemu idzie Bonaire). Tworzy je sześć wysp. Najbardziej znane to położone u wybrzeży Wenezueli tzw. holenderskie ABC, czyli Aruba, Bonaire i Cura§ao oraz znajdujące się bardziej na północ, w Archipelagu Małych Antyli: St. Marteen, St. Eustatius i Saba. 

Wyspy północne odkrył juz w 1493 roku Krzysztof Kolumb. „Abecadło” sześć lat po nim, Alonso de Hojeda. Hiszpanie wszędzie spodziewali się złóż złota. Najwcześniej skolonizowaną wyspą była Cura§ao, gdzie pierwsze hiszpańskie osiedle powstało w 1527 roku. W 1632 roku na Sint Eustatius pojawili się Holendrzy, a dwa lata później zajęli Arubę, Bonaire i Cura§ao. Ku swemu rozczarowaniu na wyspach żadnych skarbów nie odkryto. Wykorzystywano je więc jako źródło niewolniczej siły roboczej, głównie na plantacjach. Zamieszkiwali je Indianie Arawak. Szybko to się zmieniło, bowiem eksploatacja fizyczna i brak odporności na choroby powodowały masową śmiertelność. Zmusiło to kolonizatorów do zastąpienia Arawaków niewolniczą siłą roboczą z Afryki Zachodniej. Stąd większość członków obecnej społeczności Antyli posiada afrykański rodowód. 

Chrystianizacja tego obszaru rozpoczęła się równocześnie z jego kolonizacją. Pierwszymi misjonarzami, którzy tutaj przybyli, byli hiszpańscy jezuici i franciszkanie. W 1705 roku przybył na Bonaire holenderski Jezuita Michael Alexius Schabel. Ochrzcił pół setki Arawaków, w tym całą rodzinę tajemniczego Polaka z Gdańska, który – podążając za historycznymi źrodłami – osiadł na wyspie, związał z miejscową Indianką i miał z nią bardzo liczne, dwudziestokilkuosobowe, potomstwo.

Wracając do ekonomi, jedynymi uprawami antylskimi mającymi sens okazały się plantacje aloesu, agawy i sorgo. Także nieliczne przyprawy. Znane stały się natomiast, zwłaszcza na Cura§ao, destylarnie alkoholowe z kultowym likierem o nazwie wyspy. Odzyskiwano też sól z morza. Przez trzy wieki wyspy to wymykały się z rąk holenderskich, przechodząc w ręce Hiszpanów, Anglików i Francuzów, te znów do nich wracały. W latach 1828-1945 znane pod nazwą Holenderskie Indie Zachodnie. W międzyczasie, w 1863 roku, zniesiono tam niewolnictwo. 

W 1954 roku Antyle Holenderskie uzyskały statut terytorium autonomicznego, pozostając nadal członkiem Królestwa Holandii. W 1983 roku niepodległość ogłosiła Aruba, ale... pozostając państwem stowarzyszonym z Holandią, uznającym za głowę państwa tamtejszą królową. Inne wyspy do dziś deliberują, na ile mają się odważyć być samodzielne i od Holandii nieżależne. Co by nie wymyślili, absolutnej separacji nie będzie pewnie nigdy. Zarówno ze względów ekonomiczno-gospodarczych, jak i kulturowo-językowych. Przede wszystkim zaś praktycznych. Tradycyjne piękno krajobrazu karaibskiego i spontaniczność ludności łączą się tu harmonijnie z holenderskim porządkiem, ładem administracyjnym i subsydiami, czyniąc te wyspy wyraźnie różnymi cywilizacyjnie od Karaibów „hiszpańskich”. Ktoś powiedział kiedyś: byt określa świadomość. 

Nie o tym jednak jest ta opowieść...
Rycerz Izraela, rycerz Kościoła
Któż nie zna tego świętego? Jeżeliby założyć, że istnieje jakiś wzorzec świętości, tak jak wzorzec metra z Sevres pod Paryżem, to Michał odpowiada mu jak najdokładniej. Wzór cnót osobistych, wzór postępowania. Bez zawahania, bez błądzenia, bez potrzeby nawracania. 

Mika’el po hebrajsku znaczy „któż jak Bóg”. Żydzi i chrześcijanie są zgodni, że właśnie z okrzykiem „Któż jak Bóg!” rzucił na Lucyfera najwierniejszych Bogu aniołów, gdy ów szatan przeciągnąwszy na swą stronę jedną-trzecią anielskich zastępów postanowił zdetronizować Wszechmogącego. Zwyciężył stając się arcyaniołem i depozytariuszem szczególnych misji powierzanych mu przez Pana. Obrońcą Izraela i Kościoła. Uprzejmie za najwazniejszego z aniołów uznaje go także islam.

Orężem Michała jest miecz ognisty, którym karze wrogów. Element ognia, ma w jego postaci także szersze znaczenia. Symbolizuje spalanie rzeczy tymczasowych i przejściowych w celu uzyskania czystego światła wewnętrznego mogącego oświetlać nam drogę, dzięki czemu tylko czyste wewnętrzne światło może oświetlać naszą drogę. W tym znaczeniu przynosi oswobodzenie przeprowadzając poprzez śmierć do nieśmiertelności. Także jednak patronuje naszym zmaganiom z wszelkim złem uniemożliwiającym nam drogę do prawdy. Jest opiekunem żołnierzy i policjantów, ale też małych dzieci. Pielgrzymów i ludzi obcych pośród innych (imigrantów) oraz wszystkich żyjących w ucisku.

Trudno się dziwić, że kult takiej postaci istnieje od początków chrześcijaństwa. Nieprzerwanie i ciągle. Trudno się dziwić, że jego imię jest najpopularniejszym imieniem męskim na świecie i że patronuje wielu państwom, w tym Niemcom i Japonii.

Zgromadzenie Michałowe
Można się dziwić, że zgromadzenie duchowne, wybierające sobie tego świętego za patrona, powstało dopiero u schyłku XIX wieku. Trzeba mieć satysfakcję, że jego twórcą był nasz rodak. Warto poświęcić mu więcej uwagi, bowiem to postać fascynująca.

Bronisław Bonawentura Markiewicz urodził się 13 lipca 1842 roku w Pruchniku, na terenie obecnej Archidiecezji Przemyskiej, jako szóste z jedenastu dzieci Jana Markiewicza, burmistrza miasta, i Marianny Gryzieckiej. 

W gimnazjum sprawiał niemałe kłopoty wychowawcze o okres buntu antyreligijnego. Maturę uzyskał w wieku 21 lat i przezwyciężając kryzys wiary wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego w Przemyślu. 15 września 1867 roku został wyświęcony na kapłana. Przez sześć lat był wikariuszem (m.in. w katedrze przemyskiej), następnie studiował na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie, filozofię i pedagogikę. Następnie w latach 1877-82 proboszczował w Gaci i Błażowej oraz wykładał teologię pastoralną w Seminarium Duchownym w Przemyślu (1882-1885).

Niespodziewanie, w listopadzie 1885 roku, mając 43 lata, wyjechał do Włoch i wstąpił do Zgromadzenia Salezjanów pod wpływem fascynacją jego założycielem ks. Janem Bosko. W marcu 1887 roku złożył śluby. Po pięciu latach służby i ciężkiej chorobie został delegowany do Polski, by objąć funkcję proboszcza w Miejscu Piastowym. Powrót do ojczyzny i stan ogólnego upadku edukacyjnego i moralnego rodaków pod zaborami wywarły na nim wstrzasające wrażenie.

Poświęcił się formowaniu młodzieży biednej i sierocej. Dla niej otworzył Instytut Wychowawczy, który zapewniał pomoc materialną i duchową, przygotowując do przyszłego samodzielnego życia poprzez naukę zawodu. W podobnym celu w 1897 roku założył dwa nowe Zgromadzenia zakonne oparte na duchowości i statutach opracowanych przez św. Jana Bosko oraz Towarzystwo „Powściągliwość i Praca”. Oficjalnie wystąpił do biskupa przemyskiego i papieża o nadanie im statusu kościelnego zgromadzenia zakonnego o nazwie Zgromadzenie św. Michała Archanioła (CSMA
Congregatio Sancti Michaelis Archangeli). 

Prowadził też działalność wydawniczą, m.in. zapoczątkował wydawanie miesięcznika „Powściągliwość i Praca”. Był autorem wielu publikacji. Napisał także dramat „Bój bezkrwawy”, w którym wieścił Polaka Papieża mającego odmienić oblicze świata. Kontynuował działalność formacyjną młodzieży i dzieci opuszczonych i sierot, korzystając w tym dziele z pomocy współpracowników, do których przygotowania i formacji sam się przyczynił. W Miejscu Piastowym stworzył dom i zapewnił wychowanie setkom chłopców, poświęcając się dla nich bez reszty. W sierpniu 1903 roku otworzył nową placówkę wychowawczą w Pawlikowicach koło Krakowa, gdzie pół tysiąca sierot znalazło dom wraz z możliwością formacji duchowej i zawodowej. Był przekonany, że przygotowuje ich także do życia w wolnej Polsce.

Uparcie kontynuował zabiegi o oficjalne uznanie Zgromadzenia, ale chwili tej nie doczekał. Zmarł 29 stycznia 1912 roku. Otoczony powszechnym szacunkiem i podziwem. Zgromadzenia św. Michała Archanioła zostały zatwierdzone już po śmierci ich założyciela: gałąź męska w 1921 a gałąź żeńska w 1928 roku.

Przekonanie wiernych o świętości ks. Markiewicza z latami stale rosło.
W świadectwach i wspomnieniach tych, którzy zetknęli się z nim osobiście, podkreślano w sposób szczególny jego wielkie umiłowanie bliźniego, zwłaszcza dzieci i młodzieży – najbiedniejszej, zaniedbanej, opuszczonej i sierocej. „Chciałbym zebrać miliony dzieci i młodzieży z wszystkich krajów i narodów, żywić ich za darmo i przyodziewać ich na duszy i na ciele” – wyrażał swe powołanie. Pozostał wierny do końca życia temu nakazowi miłości połączonemu z odważną – jak na swe czasy – służbą na rzecz ubogich, przyjmując w sposób heroiczny wszystkie skutki, jakie zeń wypływały.

Przełożeni obydwu Zgromadzeń Św. Michała Archanioła przez księdza założonych zwrócili się z prośbą do Biskupa Przemyskiego o rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego. Rozpoczął się w 1958 roku. W 1994 roku Watykan ogłosił dekret o heroiczności cnót ks. Bronisława Markiewicza, dopiero jednak 20 grudnia 2004 roku otworzono drogę do jego beatyfikacji. Nastąpiła ona 19 czerwca 2005 roku w Warszawie. W imieniu papieża Benedykta XVI dokonał tego aktu prymas Polski Józef Glemp. 

Był to wielki dzień Zgromadzenia Michalitów, którego działalność koncentruje się – tak jak za czasów Ojca-Złożyciela na pracy wychowawczej wśród dzieci i młodzieży, szczególnie zaniedbanej moralnie i materialnie. Zgromadzenie prowadzi kilka domów dziecka oraz oratoria, w których dzieci otrzymują fachową pomoc w nauce, w rozwiązywaniu własnych problemów wychowawczych, zapewnia im posiłki. Pracy wychowawczej służą liczne kolonie i obozy wakacyjne, różne grupy i ruchy działające przy placówkach zakonnych, praca katechetyczna i duszpastersko-rekolekcyjna. 
W pracy duszpasterskiej Michalici starają się ewangelizować środowiska szczególnie zaniedbane religijnie i takie, w których działanie wymaga odwagi i samozaparcia (np. patologiczne, skryminalizowane, poddane uzależnieniom). W działalności wychowawczej kładą nacisk na naukę pracowitości i oszczędności, wytrwałości, a także ukazywanie wartości i piękna życia. Uważają, iż człowiek stawiać winien Boga na pierwszym miejscu (ponad wszelkich świętych) wedle wskazania „Któż jak Bóg!”, z jakim jego najwierniejszy rycerz Archanioł Michał ruszył bronić Go przeciw uzurpacji zła.

Na koniec świata…
Michalici są obecni w świecie. Ślady tej obecności można odnaleźć w Kanadzie, Niemczech, Austrii, Szwajcarii, Francji, we Włoszech, na Ukrainie, w Australii i na wyspach Pacyfiku i na Karaibach. Wszędzie tam operują delegatury Zgromadzenia, a karaibska świętuje właśnie 25-lecie michalickiej obecności. 
Jej geneza sięga 1982 roku. W środku stanu wojennego, w michalickim seminarium pojawia się dominikański biskup Priamo Tejeda, kolega ze studiów teologicznych w Kanadzie generała Michalitów ks. Aleksandra Ogrodnika. Proponuje wyjazd na misję do Dominikany kilku kleryków. Zgłasza się kilkunastu chętnych, ale wybranych zostaje tylko trzech: Jan Kaszuba, Wiesław Szpila i Mirosław Szewczyk. 

Rektor seminarium złożył wnioski paszportowe. Miesiącami nic się nie działo. 11 sierpnia 1983 roku telefon, że są paszporty, ale na załatwienie formalności jest tylko pięć dni, inaczej władze cofną pozwolenie. Zaczyna się gonitwa, bo w Polsce nie ma ambasady dominikańskiej, a nasz kraj obsługuje ich placówka w Niemczech. Trzeba więc zdobyć wizy niemieckie i z nimi dopiero kupić bilety lotnicze. Nikt nie wierzył, że się to uda w tak krótkim czasie. Wyjechali 14 sierpnia, nie było nawet czasu na pożegnanie z rodzinmi. 

Wylądowali w stolicy Dominikany 18 sierpnia, a za cztery dni zaczynały się w Seminarium Świętego Tomasza wykłady. Było to o tyle interesujące wyzwanie, iż żaden nie znał... hiszpańskiego. Dawał się we znaki upalny klimat, trudno było przywyknąć do lokalnej kuchni. Młodzi „kadeci” św. Michała dostawali ostrą szkołę przetrwania. Jak to na froncie – jak cię nie zabiją w pierwszych walkach i otrzaskasz się z polem bitwy, to może wojnę przeżyjesz. Polscy michalici nie padli. W czerwcu 1985 roku w Santo Domingo zostali wyświęceni w historycznej pierwszej katedrze Nowego Świata, wzniesionej przez kolumbijskich odkrywców.

Kierując się charyzmatem Zgromadzenia, zdecydowali się na najbardziej zaniedbaną i opuszczoną parafię, w najbiedniejszej dzielnicy Santo Domingo – Los Alcarrizos. Takie były początki związane z Dominikaną i tamtejsze obecności, o której pisałem przed rokiem. Idźmy w inne miejsca...

Droga na Antyle
Zgodnie, założeniem rozszerzania działalności ewangelizacyjnej na nowe obszary pracy misyjnej Michalici ruszyli na Antyle Holenderskie. Zaprosił ich ordynariusz Diecezji Willemstad (stolicy Cura§ao) biskup Michel Willem Ellis. Do diecezji Willemstad należy sześć wysp rozproszonych w regionie Karaibów. Prócz Cura§ao – Aruba, Bonaire, Saba, St. Maarten i St. Eustatius. 11 stycznia 1988 roku Dom Zgromadzenia w Los Alcarrizos opuścili dwaj księża, Leszek Sobejko i Wiesław Tomasik, aby objąć parafię św. Ludwika Bertranda (San Luis Bertrand) w miejscowości Rincon na wyspie Bonaire. Podążył za nimi w lutym 1989 roku ksiądz Daniel Wiesław Szpila, by objąć parafię św. Bernarda z Clairvaux (San Bernardo di Clairvaux) w Kralendijk.

W październiku 1992 roku Michalici dotarli na Cura§ao. Ksiądz Wiesław Tomasik został proboszczem parafii św. Józefa w miejscowości Barber, jednej z najstarszych na wyspie, założonej w 1832 roku, którą przez wiele lat prowadzili Dominikanie z Holandii. 

We wrześniu 2003 roku księża Stanisław Sekuła i Wiesław Tomasik zainagurowali michalicką obecność na Arubie objęciem parafii św. Franciszka z Asyżu w stolicy wyspy Oranjestad. Wiązało się z tym zakończeniem misji na Bonaire. Takie są rzec by można najważniejsze kamienie milowe obecności antylskiej. 

Jej dzisiejszy wymiar to trzy parafie na Cura§ao i dwie na Arubie.
Na pierwszej z wysp to historyczna już parafia św. Józefa w Barber z proboszczem ks. Marianem Cięciwą, parafia św. Piotra w Vestpunt z proboszczem ks. Janem Typą i parafia św. Antoniego z proboszczem ks. Józefem Pelcem. Na Arubie – wspomniana parafia św. Franciszka, której proboszczem jest ks. Wiesław Tomasik i Matki Boskiej Fatimskiej w Dakocie, gdzie proboszczuje ks. Wiesław Daniel Szpila. Jest on równocześnie przełożonym Delgatury Karaibskiej Zgromadzenia Michalitów i wikariuszem biskupa Willemstad.

Kilku z nich trzeba poznać...
Bejsbolista z B
inczarowej 
Zetknięcie z dynamizmem księdza Stanisława Sekuły jest doświadczeniem ożywczym i energetyzującym. Szybko orientuję się, że stoi za tym temperament sportowca, który w latach młodzieńczych znakomicie sprawiał się jako piłkarz i gdyby nie konieczność – ze znanym rezultatem – rozstrzygnięcia czy ma większy ciąg na bramkę czy do ołtarza, pewnie znalazłby się w drużynie narodowej. Grał jednak w rozmaitych reprezentacjach kościelnych strzelając goli niemało.

Do sportu i Kościoła dorastał w Bańczarowej koło Gorlic, wiosce, o której powiadają, że w każdej rodzinie ma jakiegoś księdza lub zakonnicę. Kilku w samym Zgromadzeniu Michała Archanioła, w tym jego generał ks. Kazimierz Radzik, sąsiad Staszka Sekuły, z którym razem ganiali za piłką. 
Zakonnicą była także siostra Staszka, zmarła kilka lat temu. Odeszła także druga siostra. W domu było ich pięcioro. Do dziś żyje trójka. On, brat i siostra... Niedawno sam dawał ślub młodszemu bratu. Słuchając co mówi i jak mówi o swej rodzinie, nie można nie zazdrościć tej więzi. Gdy wpada na wakacje do domu, jest to powiew... huraganu. Kosi trawę, zbiera siano, naprawia w gospodarstwie wszystko, co mu „najdzie” na oczy. Chodzi na grzyby. Piłkę też kopie, jak ma z kim. Po prostu – musi coś robić. Tak został nauczony od dziecka i tak mu zostało...

Ten przymus „cośrobienia” zabrał ze sobą do michalickiego seminarium. Gdy je kończył, było niemal pewne, że jego napęd zostanie wykorzystany misjonarsko.

Święcenia kapłańskie przyjął 30 maja 1987 roku i kolejno pracował w parafiach michalickich. Najpierw przez cztery lata w Jasieniu, gdzie znajduje się znane sanktuarium Matki Bożej Bieszczadzkiej, później w miejscowości Pewel Ślemieńska. Autem, furą, saniami i piechotą przemierzał Bieszczady, z modlitwą do wiejskich kaplic i katechezą do porozrzucanych szkół. Już wtedy pewnie czuł się misjonarzem. 

Na misję do Dominikany wyjechał w październiku 1994 roku. Po przybyciu do Los Alcarrizos podjął naukę języka hiszpańskiego i równocześnie pomagał w pracy duszpasterskiej w parafii św. Piotra Klawera w Pedro Brand. Po roku i pięciu miesiącach, w marcu 1996 roku Sekuła wyjechał do Cura§ao. Najpierw uczył się lokalnego języka papiamento. Mieszkał i pomagał w parafii pod wezwaniem św. Józefa w Barber, gdzie proboszczem był ks. Wiesław Tomasik. W marcu następnego roku został proboszczem parfii św. Jezusa Miłosiernego i św. Teresy od Dzieciątka Jezus w Wishi na przedmieściu Willemstad.

Tradycyjnym ośrodku przetwórstwa ropy naftowej transportowanej tu z Wenezueli. Typowo robotniczo-portowej dzielnicy ze wszystkimi tego „urokami”: narkomanią, kradzieżami, rozbojami, zabójstwami, stręczycielstwem i prostytucją. Z powszechnym w powietrzu fetorem węglowodoru. Jak mówi dziś, była to „ szkoła przetrwania”. Staszek postanowił się z nią szybko zmierzyć. Szybko stał się rozpoznawalny w okolicy, a we wspólnocie parafialnej wyrósł na lidera. Założył „Legion di Maria”, grupę charyzmatyczną, chór. Zainspirował świeckich do udzielania się w katechezie. Zainicjował nabożeństwa do miłosierdzia Bożego i wywołał lawinowe zainteresowanie tym wywodzącym się z Polski kultem.
We wrześniu 2003 roku, wraz z ks. Wiesławem Tomasikiem, przybył przejmować od księży filipińskich parafię św. Franciszka z Asyżu w Oranjestad, stolicy Aruby.

Stan, w jakim zastali budynki, okazał się wyzwaniem raczej dla Herkulesa. Uporządkowali je, dokonali napraw i modernizacji, powymieniali okna, podłogi, odnowili. Dokonali niezbędnych napraw samego kościoła, jego odnowienia, zapewnienia mu nowoczesnego nagłośnienia.

Zaczęli organizować nowoczesne duszpasterstwo adresowane do konkretnych grup wiekowych i zainteresowań. Objęli posługą kilka okolicznych kaplic, szpitali, domów starców. 

Dziś kościół franciszkański jest najbardziej znaną świątynią na całej Arubie. Tłumy na nabożeństwach, niezliczone formy życia parafialnego. Z jego duchownymi spotykają się członkowie tutejszego rządu, parlamentu i znane osobistości. Jest to także miejsce, skąd operuje biskup Diecezji Willemstad Luis Antonio Secco, gdy przybywa na Arubę.

Można by sądzić, że ks. Stanisław Sekuła mógłby zająć się nieco bardziej relaksacyjnymi zajęciami. Błąd. Aktualnie planuje przebudowę domu parafialnego, tak aby stworzyć w nim warunki dla pracy dla większej liczby księży.

W planch jest przejęcie przez polskich Michalitów kolejnej parafii św. Anny, z najstarszym i najpiękniejszym kościołem katolickim na Arubie. Poza tym jest przecież przełożonym michalickiej Wspólnoty Terytorialnej na Antylach i ekonomen całej Delegatury Karaibskiej. Jest więc napęd, coś się dzieje... 
Tylko żal, że prawie nie ma czasu na... bejsbola. Kiedy Staszek przyjechał do Dominikany i zobaczył lokalne szaleństwo bejsbolowe, aby lepiej zrozumieć młodzież, postanowił sam zrozumieć bejsobol i nauczyć się w niego grać. Szybko stał się koneserem. Dziś można rozmawiać z nim o tej grze tak samo, jak o piłce nożnej. Wie wszystko o każdej drużynie Major League Baseball i jej zawodnikach. Oczywiście z lokalnymi karaibskimi akcentami, dominikańskimi zwłaszcza. Kiedy leci faza plya-offs trudno go odciągnac od telewizora, chyba że akurat ma odprawić mszę. Niestety jednak nie kibicuje kultowej drużynie amerykańskiej New York Yankees, tylko bostońskim Red Sox. Kiedy czekał na mnie na lotnisku i zobaczył grupę wychodzących Amerykanów w czapkach z czerwonym „B” po środku dla żartu zaczął im mówić, że najlepsi na świecie są... Yankees, omal nie skończyło się awanturą. Staszek jednak przekonał ich, iż żartował. Misjonarz powinien mieć odpowiednią szybkość daru przekonywania.

Żeby nie znaleźć się w kotle. Cokolwiek by to miało oznaczać.
Bałajem w świat...
Kresowy świat polsko-ukraińskiego pogranicza, ze swym kulturowym i religijnym zakręceniem zawsze urzekał, wzbudzał nostalgię, czasami zazdrość. Ludzie „stamtąd” są do dziś, dla wielu rodaków z innych stron, jakimś zjawiskiem zagadkowym i niełatwym do zdefiniowania.

"Bałaj to była najwspanialsza rzecz, jaką kiedykolwiek jeździłem. Dyszał, sapał, kopcił, ale jaka atmosfera w nim była!!! Wiele lat nim jeździłem. Jestem z Siedlisk. "Bałaj" otworzył nam drzwi do nauki i świata. Dziś mieszkam i pracuję na Antylach Holenderskich, ale Bałajem jeszcze bym sobie pojeździł, chociażby dla przeżycia czegoś z tamtych dni, kiedy te wszystkie wioski, odcięte od siebie z braku dróg, były tak sobie bliskie i rodzinne".
Tak można przeczytać na internetowym forum dyskusyjnym ludzi z Lubaczowa, Hrebennego, Siedlisk, Baszni... Zachwycają się „Bałajem”, spierają o jego nazwę. Jedna „szkoła” upiera się, że wziął on swą nazwę od wsi Bałaje na trasie za Lubaczowem, na Hrebenne. Druga kategorycznie oponuje. Nazwa jest od lasu bałajskiego, jak się jedzie z Lubaczowa do Baszni.

Jest pewne, że gdyby nie „Bałaje”, Lubaczów nie uzyskałby nigdy pozycji powiatowej. Stało się tak, jak fama głosi, za sprawą Żydów z niedalekiego Cieszanowa, który jeszcze w połowie XIX wieku był o wiele znaczniejszy niż Lubaczów. Żydów mieszkało w Cieszanowie „trzy razy więcej niż Polaków i trzy razy więcej niż Rusinów (jak nazywano Ukraińców), a tychże tyle samo jednych, co drugich”. To ile ich, cholera, było? Jak ktoś ma proste kiepeł, to powie zaraz, że pierwszych – 60%, a pozostałych po 20%. Wyrafinowany romantyk będzie kombinował długo w noc. Mając jednak przewagę w mieście, starozakonni wpływać mogli na to, co się w nim dzieje. Gdy władza chciała zbudować koszary, zaprotestowali w trosce o swoje... córki. Koszary dostał Lubaczów
. Gdy władza chciała postawić szpital, zaprotestowali z obawy o... zarazę. Szpital stanął w Lubaczowie. Nie zgodzili się także w Cieszanowie na „Bałaja”, żeby im... koni nie płoszył i... pożarów nie zaprószał. Koniec końców powiat przeniesiono stamtąd do Lubaczowa.

Wiecie już co to „Bałaj”? Pociąg... Tak sobie nazwano lokalną linię z Lubaczowa do Rawy Ruskiej, a po zabraniu Rawy Ruskiej przez Sowietów odpowiednio skróconą. „Bałaj” jeździł chyba jeszcze cztery lata temu, ale już przestał. Był nierentowny. Kogo jednak miał w świat wywieźć, to wywiózł. Cytowanego wyżej dyskutanta internetowego też. 

Pora na przedstawienie
Jest to ks. Jan Typa, proboszcz parafii św. Antoniego w Vestpunt na Cura§ao. Michalita. Na Antylach tęskni za „Bałajem”, bo wie, że nim przyjechał.
Janek ma śpiewny akcent, szeroką – jak Dzikie Pola – kresową duszę i niezależność kozackiego atamana. Jak mówi, to wi..., a jak wi..., to mówi – jak powiadają we Lwowi...

Wychował się w Siedliskach, miejscowości o największej w Europie Środkowej ilości skamieniałych drzw, leżących niedaleko pod ziemią, które okoliczni stawiali sobie przed domem, albo wkładali w próg domostwa. W bezkresnych lasach, gdzie wokół dębów i nad cudownymi źródłami budowano kapliczki. Gdzie z kościołem sąsiadowała cerkiew, a święta po sąsiedzku obchodziło się jednym zamachem dwa tygodnie, bo nie było sensu robić przerwy między katolickimi i prawosławnymi. Między sobą gadało się albo po polsku, albo po ukraińsku, albo po wspólnemu. Tak samo śpiewało. W inny świat szło wyjechać tylko „Bałajem”.

Przyjechał do Dominikany w marcu 1990 roku, półtora roku po święceniach. Rada Generalna mianowała go Ojcem Duchownym i odpowiedzialnym za formację zakonną w Domu Zakonnym Zgromadzenia Michalitów w Los Alcarrizos. W latach 1994 – 1997 pełnił funkcję Przełożonego Domu Zakonnego w Los Alcarrizos. Pracował w kilkunastu kaplicach dojazdowych na terenie parafii Los Alcarrizos. Jego charyzmatem stała się praca z dziećmi i młodzieżą. Gdy pracował w Los Alcarrizos, prowadził duszpasterstwo dzieci na terenie parafii. Opiekował się grupami dzieci z rodzin patologicznych, opóźnionych w rozwoju umysłowym i defektywnych. Prowadził także ewangelizacyjne grupy młodzieżowe. Organizował rekolekcje dla młodzieży. Podejmował patronat nad wieloma akcjami o charakterze społeczno-wychowawczym i edukacyjnym. Zajmował się uświadamianiem problemu AIDS.

Od października 1997 roku ksiądz Jan Typa został proboszczem parafii pod wezwaniem św. Tomasza w Janico. Wraz z księdzem Janem Drabczakiem obsługiwali 46 kaplic. Do najdalszych dojeżdżali trzy godziny w jedną stronę samochodem terenowym. Była to najtrudniejsza także ze względu na zaniedbania cywilizacyjne parafia całej misji. Dla wielu wiernych był pierwszym duchownym, jaki w ogóle pojawił się w ich domu. Po trzech latach trafił do parafii Matki Bożej Różańcowej w Puerto Plata, gdzie proboszczował do sierpnia 2003 roku. Była to praca o zupełnie innym charakterze, w warunkach parafii miejskiej, nadmorskiej, skojarzonej z dużym ruchem turystycznymi bogatszej niż poprzednia. Jednak z innymi problemami, również przestępczo-obyczajowymi.

Padre Junacito, jak go nazwano na Dominikanie, stał się jej prawdziwym patriotą. Twierdzi, iż Dominikańczycy obdarzeni są wielkim autentyzmem i szczerością wiary, co sprawia, że katolicyzm w tym biednym i pełnym kontrastów kraju jest naprawdę żywy. Kategorycznie zwalcza wszelkie krytykanctwo wobec Dominikańczyków oparte na powierzchownych ocenach, po krótkimi z nim spotkaniu. Jest prawdopodobnie jednym z największych zagranicznych patriotów tego kraju.

We wrześniu 2003 roku trafił, jako proboszcz, do parafii św. Piotra w Vestpunt na Cura§ao, ze zrujnowanym kościołem i zdewastowanym budynkiem parafialnym, za to jednej z najstarszych na wyspie, w br. obchodzącej 160-lecie powstania. Czas wypełniało mu remontowanie kościoła, pokrywanie w nowym dachem, malowanie i odnawianie weanątrz, a także doprowadzanie do ładu starej zabytkowej dzwonnicy. W ostatniej kolejności domu parafialnego. Budował też wspólnotę parafialną, jak zwykle szczególną uwagę zwracając na młodzież. Dla tej trudnej, często mającej na koncie wyroki i odsiadki w więzieniu, zorganizował drużynę bejsbola. Sam byłem świadkiem jej udanych gier.

Prócz parafi w Vestpunt prowadzi także mniejszą, św. Antoniego w Lagun.
Niedawno wrócił z miesięcznego pobytu w Polsce i swoich stronach rodzinnych.
Zastała go „niespodzianka”. Huragan, który zwykle omija wyspę, zniszczył dachy na kościele i domu parafialnym. Złodzieje dostali się do środka i obrobili dom ze wszystkiego co cenne, m.in. sprzętu komputerowego proboszcza. Inny by się załamał, ale nie on. „Cóż po huraganie meteorologicznym przyszedł także... ludzki” – konstatuje w zadumie. Nie chce się zastanawiać, czy włamywaczy widuje na swoich mszach niedzielnych i udziela im komunii. „To byłoby nieproduktywne... Świat ma do zaoferowania o wiele ciekawsze rzeczy” – mówi.

Przekonał niedawno lokalnego właściciela restauracji, aby dla biednych robił darmowe posiłki, a właściciela kutra rybackiego, aby przyjął do siebie na pokład biednego i opuszczonego nastolatka. W budynku dawnej szkoły parafialnej, w której nie ma się już kto uczyć, bo młodzi wyjechali w świat, chce zorganizować filię szkoły turystyczno-hotelowej. To na Cura§ao dobry i perspektywiczny fach.

Kiedy ma trochę czasu, idzie na pobliskie skały i obserwuje zachód słońca i ten spokojny przestwór oceanu, który pozwala mu na wyregulowanie proporcji siebie i świata. Kozacka dusza.

Ewangelizator
Księdza Wiesława Daniela Szpilę, przełożonego Delegatury Karaibskiej Zgromadzenia Michała Archanioła, poznawałem na raty. Najpierw o nim słyszałem. Zawsze tak samo: „Ojciec-filozof”, „Lider”,”Wizjoner”, „Znakomitość”. Wszyscy dodają, że był poważnym kandydatem do urzędu biskupa. Ostatecznie został jego wikariuszem. Wszyscy też uważają, że w wieku 49-lat wszystko ma jeszcze przed sobą.

Do Dominikany przyjechał jako kleryk 18 sierpnia 1983 roku w pierwszej grupie michalickiej i kontynuował w Seminario Pontificio Santo Tomas de Aquino w Santo Domingo rozpoczęte w kraju studia filozoficzno-teologiczne. 9 czerwca 1985 roku przyjął święcenia kapłańskie i został proboszczem nowo utworzonej parafii Matki Bożej Łaskawej w La Isabela. Obejmowała kilkanaście miejscowości. Przez rok dojeżdżał rowerem, z mszałem i kielichem w plecaku. Później dostał motocykl. W niedzielę odprawiał cztery msze, a przed każdą mszą odbywała się godzinna spowiedź. Oprócz pracy duszpasterskiej w parafii La Isabela spełniał również obowiązki opiekuna Niższego Seminarium Duchownego, Mistrza Nowicjatu dla miejscowych kandydatów do zakonu oraz Ojca Duchownego odpowiedzialnego za formację. 

W lutym 1989 roku, Bonaire, gdzie objął parafię św. Bernarda z Clairvaux, miejscowości w Kralendijk. Wyremontował kościół i dom parafialny. Według jego projektu wykonano ołtarz kościelny i baptysterium, dokonano restauracji rzeźb Wnętrze świątyni zostało dostosowane do odprawiania liturgii zgodnie z postanowieniami II Soboru Watykańskiego. Zbudował ogromny zbiornik wody deszczowej, bowiem do czasu, kiedy wprowadzono tanie metody pozyskiwania wody słodkiej z morskiej, była artykułem bardzo deficytowym. Ks. Szpila sprzedawał wodę, której miał bardzo dużo, używając pieniędzy na remont kościoła.

Wprowadził cotygodniowe nabożeństwa do miłosierdzia Bożego, aby wiernym przybliżyć ten kult, napisał w języku papiemento książkę “Rayonan di miserikordia” (“Promienie miłosierdzia”)
, w której przedstawił życie siostry Faustyny Kowalskiej oraz treść doświadczonych przez nią objawień. Spotkała się z wielkim zainteresowaniem, nie tylko na Bonaire, ale też Cura§ao i Arubie. Z ogromnym zapałem zaangażował się w propagowanie pierwszego wydania Pisma Świętego w języku papiamento. Rozpoczął nadawanie cotygodniowych radiowych audycji religijnych. W szkole średniej lekcje katechezy młodzieży. W osiedlach msze dla osób starych i chorych. 

Wykazywał niezwykłą aktywność w pisarstwie religijnym, publikując kolejne pozycje w papimento. W Polsce udanie zdebiutował jako poeta. Ukoronowaniem jego dzieła na Bonaire było wystawienie na najwyższym wzgórzu wyspy gigantycznego Krzyża upamiętniającego Millenium.

Od przybycia na Arubę w październiku 2003 r. i objęcia parafii Matki Bożej Fatimskiej w miejscowości Dakota, można powiedzieć, iż ks. Wiesław robi to samo. Buduje, modernizuje, organizuje. Jest duszpasterzem i duchowym przywódcą. W telewizji ma swoje audycje religijne, zorganizował religijne pismo i magazyn internetowy. Równocześnie czuwa nad sprawnym funkcjonowaniem całej Delegatury Karaibskiej. Był jednym z głównych organizatorów jubileuszu półwiecza Diecezji Willemstad, nawet zaprojektował logo i plakat tego jubileuszu.

Przy tym wszystkim ksiądz Wiesław zupełnie nie sprawia wrażenia człowieka cierpiącego na brak czasu, ciągle gdzieś się śpieszącego, zabieganego. Wygląda, jak oksfordzki intelektualista, nieustannie otwarty na dyskurs, słuchanie innych, poznawanie nowych argumentów. Jest świetnym kucharzem, koneserem rzadkich trunków. Przede wszystkim zaś niezwykle ciepłym i pozytywnym człowiekiem, w którego towarzystwie chce się być i który generuje pozytywną energię. 

Ktoś powiedział, że jest to ewangelizator XXI wieku, dobrze wiedzący, że bez współczesnych środków komunikacji i porozumiewania się nie ma szans na skomunikowanie się i perswazyjną misję Kościoła wśród młodego pokolenia, które będzie decydować o jego przyszłości. W jakimś sensie ks. Szpila przypomina mi innego wybitnego michalitę, ks.prof. Jana Chrapka, ze względu na podobne kwalifikacje intelektualne i komunikacyjne. Jest po prostu gwiazdą swego Zgromadzenia. 

Miejsce własne
Biskup Luis Antonio Secco, ordynariusz Diecezji Willemstad, Włoch, Salezjanin, zagorzały kibic sportowy, mówi, że obecność polskich Michalitów na Antylach nie może być przeceniona żadną miarą. Ich dzieło duszpasterskie jest nie tylko najwyższego gatunku, ale jest też przez lokalnych wiernych bardzo oczekiwane. Dawno bowiem nie są postrzegani, jako przybysze z dalekich stron, a ludzie i księża stąd. Dla każdego duchownego takie traktowanie musi być wyróżnieniem. W chwili obecnej polscy Michalici prowadzą na Antylach pięć dużych parafii. Na Arubie w Oranjestad i Dakocie, na Cura§ao w Barber, Soto i Vestpunt oraz mniejszą w Lagun. Z całą pewnością nie jest to kres na nich zapotrzebowania.
Biskup Secco dodaje, że jako Salezjanin, członek zgromadzenia, z którego wyrósł ojciec-złożyciel Michalitów ks. Bronisław Bonawentura Markiewicz, ma szczególną satysfakcję pracy z tą braterską formacją.
Cóż dodać? Chyba tylko „Sto lat!”...
Waldemar Piasecki, 
Aruba, Bonaire, Cura§ao

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama