Było to w połowie lat sidemdziesiątych ubiegłego wieku. Jako młody dziennikarz otrzymałem zlecenie w redakcji, abym pojechał do Nowego Targu i napisał rzetelny artykuł o tamtejszych kuśnierzach, którym dobiera się do skóry fiskus wysokimi domiarami. Pojechałem z przekonaniem, że jadę sobie na wycieczkę na skalne Podhale, bo i co ja mogę zwojowac w starciu z potężnym Ministerstwem Finansów?
Na miejscu dowiedziałem się, że złośliwość urzędników stojących na straży socjalistycznej racji zmiażdżenia inicjatywy prywatnej i wyciśnięcia z niej dutków, nawet już nie jako haraczu, ale brzemienia kończącego sprawę i prowadzącego do likwidacji indywidualnych warsztatów rzemieślniczych dotyka całego regionu i pozbawia pracy ludzi w zawodzie, który wykonywali bardzo dobrze. Tak dobrze, że wprost nie mogli się odgonic od klientów, którzy na wyprzódki, zjeżdali aby zamówic sobie kożuszki typu Grenoble. Na olimpiadzie w tym mieście zrobiły one prawdziwą furorę, a nasza reprezentacja, ktora nie przywiozła wtedy ani jednego medalu, została ze swego galowego stroju dosłownie, odarta przez turystów uczestniczących w olimpijskich zmaganiach.
Nie jest wykluczone, że ministerialni urzędnicy postanowili zrewanżować się za ten “sukces” podhalańskich kuśnierzy wobec braków innych, sportowych sukcesów i łupnęli wszystkie warsztaty podhalańskie krociowym domiarem. Była to w owym czasie “siermiężna filozofia polskiego socjalizmu” — ja nie mam nic, i ty nie masz nic.
Pisząc artykuł, podzieliłem się tym domniemaniem z Czytelnikami. A kończąc go napisałem, że — o ile wiem — w żadnej biblii marksistowskiej nie zostało napisane, że należy wykańczać konkurencję, nawet wtedy, gdyby była ona tylko indywidualna, ale przynosząca pożytki.
No i co powiecie? Może nie sam artykul, co i obawy przed rosnącym niezadowoleniem na Podhalu, przerwały ten finansowy nacisk na nowotarskich kuśnierzy, uznając — zapewne — że tym razem nie opłaca się skórka za wyprawkę, a dalsze prześladowanie ludzi podatkami i domiarami może zakończyć się demonstracjami i ruchawką uliczną w Nowym Targu.
Z Podhalem byłem związany nie tylko tą sprawą. Jeździłem tutaj od najwcześniejszych lat młodości. Jako turysta “osiadałem” w sezonach zimowych u Staszka Króla na Gubałówce, a dokładniej w położonej tutaj wiosce Ząb Suchy Dąb. Staszek był wspaniałym cieślą i budowniczym góralskich chat, z których znany jest w całym świecie region Podhala.
Z obcowania z góralami wyniosłem nie tylko znakomite śpasy, ale i poszanowanie ich kultury, obyczajów, wielkiego poczucia sprawiedliwości i ewentualnej krzywdy społecznej, której doznawali na przestrzeni dziejów od “starostów”, wszystko jedno — obcych czy rodzimych. Byłem, i do dziasiaj jestem przekonany, że Góral to człowiek twardy, zahartowany, pracowity i uczciwy. Takim zrobila go sama natura. Nieprzypadkowo sami nazwali siebie “krzokami” a turystów co przybyli ze świata dalekiego — “ptokami”. I ja się do nich — niestety — zaliczałem. Przyleci taki i odleci. I tyle go widac co nic. A oni pozostawali wparci w ziemię jak jakas kosodrzewina, skręcona. wysmagana wiatrami i trwająca tam, gdzie nawet drzewa się nie zakorzenią. Górale to dla mnie ludzie przede wszystkim “charakterni”, religijni, kultywujacy tradycje i bardzo, bardzo narodowi. Specjalnie tutaj przypominam te prawdy, żeby lepiej zrozumiec istote sprawy, którą ponieżej pragnę przedstawić.
Wpisani w “Zakopiankę”
Wystarczy podejść do tej sprawy z jaką taką znajomością kartografii i topografii. Wynika z nich jasno, że Zakopane, nazwane — i słusznie — zimową stolicą Polski, leżąc u podnóża Tatr, a wraz i z nim znaczna część regionu podhalańskiego, połączone są z krajem tylko drogami i linią kolejową. Opowiadał mi kiedyś inżynier Schneider, budowniczy kolejki na Kasprowy Wierch w okresie Polski międzywojennej, że Podhale broni się swoją pozorną niedostępnością komunikacyjną przed zwiąkszonym napływem “stonki turystycznej”, ale ten napływ i tak będzie ulegać zwiększeniu z roku na rok.
Mówił to “proroctwo” właśnie w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku. I nic się wtedy nie pomylił. Dzisiaj nacisk na rejon podhalański tylko się potęguje, a z punktu widzenia ekologicznego, równowagi w środowisku, którą i tak zakłóca człowiek wielokrotnie. Zakopane — położone w kotlinie — zostało poddane nieustannym napływem emigracyjnym ludności z rozmaitych kątów kraju, bo stało sie “modne” i przynoszące jednocześnie nadzieję na szybkie wzbogacenie się pod szyldem “uzdrowiska”. Co to w praktyce oznaczało? Tylko jedno. Miasto poczęło rozrastać się bez żadnej infrastruktury i niezbędnych na to nakładów, gwałtownie i chaotycznie. Narastały przy tym problemy budownictwa mieszkaniowego, hotelarskiego i “sanatoryjnego”, czego ostatnim wyrazem są “apartamentowce” prosto pod Giewontem.
Po prostu, z samej bezmyślności lokalnych władz admnistracyjnych i samorządowych, miasto zostało zakorkowane do imętu. A Krupówki, niczym Aleje Jerozolimskie w Warszawie, zostały “zajęte” przez przybyszów — osiadłych w mieście. “Ptoki” okazały się drapieżne i bezwyględne dla pierwotnych mieszkanców nie tylko Zakopanego, ale i calego Podhala. To już nie był najazd “stonki turystycznej”, ale świadome wydzieranie góralom ziemi, placów i ... spokoju. Nie waham się powiedzieć, po obejrzeniu chmur smogu unoszących się nad Zakopanem, że i powietrza bez którego, przecież życ nie można!
Dodać do tego trzeba normalne problemy komunikacyjne. Narastały one latami i latami też nic nie uczyniono, aby ten swoisty gordyjski węzeł rozwiązać. Dość powiedzieć, że PKP w latach Polski miedzywojennej było szybsze w podróży do Zakopanego o 42 minuty od kolei dnia dzisiejszego! A to zaledwie 1/3 problemu. Wszyscy doskonale wiemy, że główną część transportu osobowego i handlowego odbywa się za pomocą sieci dróg krajowych, regionalnych i lokalnych. Wszyscy też chyba wiedzą, że obecnie podróż do Zakopanego stanowi prawdziwą udrękę dla kierowców i pasażerów. Nierzadko trzeba stać w korku po kilka godzin, by uzyskać upragniony cel — wjechać do Zakopanego z któregokolwiek bądz kierunku.
Tym razem jednak Polska zmuszona jest zmerzyć się z tym problemem wprost z marszu. A dokładniej — do 2012 roku. Wzięliśmy sobie, wraz z Ukrainą, nie tylko zorganizowanie Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej, ale i udrożnienie naszej komunikacji przed Mistrzostwami. Musimy być otwarci i przejezdni ze wszystkich kierunków Starego Kontynentu, dla wszystkich środków komunikacji ... Jeśli nie — będzie totalna klapa. Nie mówiąc już o wstydzie! własnym i międzynarodowym — z Polaka, który potrafi, szybko doszylibyśmy sobie łatkę ... potrafi zepsuć każdą szansę daną mu przez los. Tymczasem czas bieży, a robota leży. Opóźnienie jest szacowane na piętnaście miesięcy. Autostrada kierowana do Tarnowa, niby bez żadnych kłopotów, nagle zwolniła tempo. Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad nie mogła dostać pozwolenia na budowę drogi łączącej obwodnicę Krakowa z drogą na Olkusz i na rondo w Rabce, bo trwa do dzisiaj spór kompetencyjny między Małopolskim Urzędem Wojewódzkim a powiatowymi starostwami, kto ma dokumenty niezbędne do prowadzenia robót ... wydać! Ostatnio jednak ten korek został wypchnięty z wąskiej szyjki butelki, dzięki specustawie o priorytetach wywłaszczeniowych, ale na jego miejscu pojawił się nowy korek, który potocznie nazywa się “zakopianką”.
Tu trzeba powiedzieć, że autostrada, d
rogi dojazdowe, obwodnice czy estakady budowane są odcinkami. Tych odcinków jest kilkanaście, wśród nich cztery odcinki należą do przebudowy trasy zakopiańskiej między Nowym Targiem/Szaflarami a Zakopanem. Odcinek ten wynosi 18.5 kilometra. Koszt inwestycji szacuje się na około 500 mln.zł., zaś planowany termin wykonania przewidziany jest na lata 2008-2010. Jak dobrze pójdzie.
Na odcinku tarnowskim autostradę wyhamowały spory kompetencyjne i ledwie dwie osoby, które nie dawały się wywłaszczyć, opierając swe racje o wszelkie możliwe sądy, zaś na odcinku zakopiańskim, o wiele bardziej newralgicznym dla całości budowy, autostradę może powstrzymać góralskie veto. I to nie oparte o irracjonalne przesłanki, ale o rozeznanie innych aspektów towarzyszących inwestycji.
Mieszkańcy Podhala wcale nie bronią się przed nieuniknionymi przy poszerzeniu “zakopianki” wywłaszczeniami, czyli administracyjnym wykupem ziemi i wyburzeniem ludzkich siedlisk, ale właśnie przed niegospodarnością i marnotrawieniem środków finansowych przeznaczonych na budowę autostrady, obwodnic, rond i bezpodstawnym wnikaniu “budowniczych” w środowisko naturalne i współtworzące i współdziałające z nim środowisko ludzkie. A trzeba dobrze o tym wiedzieć, chociażby po historycznym zasiedleniu Podhala przez ludzi. Zawsze oni byli związani z regionem. I kulturą. I budownictwem harmonizującym z przyrodą i tradycjami przekazywanymi z pokolenia na pokolenie, w którym na czołowe miejsce wybijała się zgodność człowieka z otoczeniem.
Dzisiaj wiemy tyle, że dawna “zakopianka” ma być znacznie poszerzona i miejscami wyprostowana, z wyjątkiem odcinka w Szaflarach. Wobec potęgujących się protestów mieszkańców Szaflar i Białego Dunajca przeciwnych dodaniu drugiej jezdni, a co za tym idzie masowemu wyburzeniu domów, Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad opracowuje nowy projekt trasy. W nim jest najbardziej newralgicznym punktem skrzyżowanie z drogą wojewódzką Poronin – Bukowina Tatrzańska. Właściwie jest to prawdziwy sęk, który powstał wokół innej koncepcji inwestycyjnej. Pierwsza z nich forsowana jest przez urzędników “twardo” stojących na stanowisku, iż droga powinna przebiegać “na durch”, przez pola, lasy, domostwa ludzkie. Druga jest wynikiem góralskiego wyliczenia co się bardziej opłaca – na przestrzał, nawet z rondami, estakadami i obwodnicami – czy też zebranie w jedną całość ruchu drogowego i kolejowego biegnącego obok siebie w tunelu pod Poroninem. Tutaj zderzyły się więc racje urzędnicze z racjami obywatelskimi, siłą rzeczy miejscowymi, góralskimi.
Przebudzeni górale
Górale zgadzają się na taki tunel, który wcale nie musi być droższy niż budowa estakady, a jednocześnie na zawsze rozwiązuje problemy komunikacyjne całego Podhala. Projekt został opracowany przez magistra inżyniera, architekta Andrzeja Chowańca-Rybkę i ma poparcie właściwie całej społeczności Podhala a także Wojewódzkiego Urzędu Marszałkowskiego w Krakowie. Nawet GDDKiA uważa, że koncepcja jest sensowna. (... “Pani Chicaga, jako rzecznik prasowy inwestora, kilka dni temu stwierdziła, że istotnie pomysł jest sensowny. Trzeba tylko przeliczyć przepustowość tej drogi....”) O takim rozwiązaniu nikt wcześniej nie pomyślał i nie słyszał, by kiedykolwiek GDDKiA wyszła z taką propozycją rozwiązania tzw. węzła “gordyjskiego” w Poroninie, lecz obecnie chciałaby się podpisać pod tym pomysłem. Rozwiązanie A. Chowańca-Rybki stanowczo popierają mieszkańcy Poronina, bo widzą w nim tylko same korzyści dla regionu i dla gości odwiedzających nasze piękne Tatry.
Jednak fotralicje urzędowe nie dopuszczają żadnych dyskusji i bronią zawzięcie swoich racji. A ponieważ jestem raczej starego chowu dziennikarzem, bo jeszcze peerelowskiego, to zawsze zastanawiam się nad tym, kto na tego typu uporze urzędniczym traci, a kto zyskuje. W domyśle nie nazywam go korupcjogennym, ale tylko “grą interesów”. Tu chodzi przecież o wielomilionowe zamówienia publiczne! Nie ma w tym nic złego, ale może być, jeśli widzi się “krzątaninę” wokół sprawy firmy “Trakt” – Biuro Projektów Budownictwa Komunikacyjnego z siedzibą w Katowicach, która stała się wyłącznym monopolistą, chcącym doprowadzić swoją autostradę nawet na sam Giewont. Jeśli nie, to wryć się pod niego ... tunelem. Ponieważ powstała sytuacja patowa typu “gadał dziad do obrazu, a obraz mu ani razu”, po wielokrotnych monitach i wywodach obu stron, powstały społeczne Komitety Protestacyjne w Zakopanem i Poroninie, dając do zrozumienia, o co walczą już w swym tytule – Federacja Obrony Podhala! Nie dla budowy apartamentowców pod Tatrami. Nie dla Planu Perspektywicznego Komunikacji Podhala w kształcie przygotowanym przez poszczególne lokalne urzędy, które postanowiły bronić koncepcji Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. Koncepcja ta, w trakcie jej realizacji, była tylko lekko retuszowana, stanowiąc – nie waham się tego tak sformułować – grę interesów i wpływów, skoro nikt nie chciał słuchać opinii miejscowej ludności, rzeczoznawców i kadry techniczno-inżynierskiej, która potrafiła wypracować inną koncepcję komunikacji w Rowie Podtatrzańskim.
W piśmie do wicemarszałka Województwa Małopolskiego, pana Romana Ciepieli, Przewodniczącego Zespołu Zadaniowego ds. Opracowania Koncepcji Rozwoju Infrastruktury i Obsługi Transportowej Regionu Podhala, powołując się na założenia Forum Polskiego Kongresu Drogowego, podkreśla się, iż istnieją inne rozwiązania dotyczące “zakopianki”, a mianowicie wykorzystania do maksimum owej rynny komunikacyjnej, w której najbardziej zapalnym punktem jest trasa Poronin-Zakopane.
Głównym założeniem jest bezkolizyjny tranzyt w podziemnym tunelu. Przez Poronin biegłby podziemny tunel około 500 metrów. Równolegle do niego przebiegałby tunel kolejowy o długości około 2,5 km. Jest to koncepcja przywołanego już tutaj mgr. inż. arch. Chowańca - Rybki. Ta koncepcja podoba się góralom, bo nie prowadzi do niepotrzebnych wyburzeń domów i wywłaszczenia ziemi pod “zakopiankę, ale – nie wiedzieć czemu – nie podoba się urzędnikom z Małopolskiego Urzędu Wojewódzkiego w Krakowie, no i nie podoba się projektantowi tego odcinka, firmie “Trakt”, jak też GDDKiA w Krakowie.
Forsują oni nadal dawną koncepcję budowy, taką z pseudoautostradą, estakadami, rondami i obramowaniem drogi wygłuszającymi ekranami, spoza których nie widać żadnego krajobrazu, nie mówiąc już nic o dymie i smrodzie silników benzynowych przy dużym natężeniu ruchu pojazdów. Że była to koncepcja chybiona, wielu jej krytyków nie ma wątpliwości, czego wyrazem jest rondo w Szaflarach. Czyżby protestującym i chcącym załatwić sprawę w dyskusji i w dającym się ustalić kompromisie, nie pozostało nic innego jak tylko “poruseństwo”, bo w takiej formie jak ma być ona budowana górale po prostu “nie puszczą”.
W rozmowach z wieloma z zainteresowanych sprawą góralami, jak mantra powracała sprawa historii rozruchów w dolinie chochołowskiej w XIX wieku. Za Franza Josefa byli też winni urzędnicy. A górale domagali się jedynie swoich praw. Tymczasem zostali bestialsko spacyfikowani przez austriacką policję i wojsko.
Inżynier Chowaniec-Rybka, czy działacze Federacji Ochrony Podhala, jednoznacznie mówią, że rozwiązanie “tunelowe” pod Poroninem nie narusza substacji mieszkaniowej, pod warunkiem, iż “kolej” i “drogi” dokonają korekty swoich terenów, a miejscami po prostu je połączą. Koszty wykonania takiego tunelu nie byłyby wyższe, jeśli zostaną dokonane metodą odkrywkową przy pomocy specjalistycznych koparek drążeniowych i są porównywalne do metra kwadra
towego estakady, które i tak muszą przekroczyć zakładany pułap, jeśli do drogi dorzuci się jeszcze ekrany wygłuszające hałas.
Myliłby się jednak ten, kto stwierdziłby, że zainteresowanym góralom, a jest nimi zainteresowanych ponad 100 rodzin, idzie wyłącznie o irracjonalną obronę swoich domostw i gruntów. Tak naprawdę za cel podstawowy wybrali większe dobro – ochronę środowiska naturalnego, stanowiącego własność nas wszystkich, jego walorów i podtatrzańskiego krajobrazu. Może nie jest to sprawa podobna do Doliny Rospudy, może ma wymiar “lokalny”, ale – jak dla mnie – dość jednoznacznie wskazujący, że góral potrafi bronić swojego i potrafi także rachować oszczędnie, z ołówkiem w ręku, po gospodarsku.
Chyba do wszystkich przemawia fakt, że najazd “drogich” (dosłownie i w przenośni) zmotoryzowanych gości na Zakopane i okolice (cytuję za “Tygodnikiem Podhalańskim”) tylko w ub. r. spowodował, że zimowa stolica Polski została prawie trzykrotnie bardziej zapylona i zadymiona niż przemysłowy Śląsk, a ilość dwutlenku węgla w powietrzu jest ponad dwukrotnie wyższa niż w Krakowie (4,50 mikrogramów na metr sześcienny). Czy ten stan nie spowoduje, iż Zakopanemu odbierze się status uzdrowiskowy, zwłaszcza że jeszcze do tego dołożyć można znaczne zanieczyszczenie potoku Zakopianka i wód termalnych ściekami kanalizacyjnymi i utylizacyjnymi, co – w konsekwencji – zagraża samemu Dunajcowi? A nie jest to jakieś wróżenie z fusów. Bo była już o tym mowa w Ministerstwie Środowiska podczas zastanawiania się nad odebraniem miastu taksy klimatycznej.
Jednak prawdziwą “ekobombą” jest budowanie osiedli i tzw. apartamentowców, które masowo powstają na terenie Zakopanego. Federacja Obrony Podhala twierdzi, że tego boomu budowlanego miasto ani Podhale nie jest w stanie wytrzymać. Niestety, tę nierówną walkę z zachłannością “inwestorów” Federacja Obrony Podhala przegrywa, tzw. czynniki administracyjne nie chcą się mieszać w “swobodną grę rynkową” i to akurat wtedy, gdy w grę wchodzi restryktywne rozwiązanie “Natura-2000-Tatry”. No więc buduje się całe ciągi osiedlowe wzdłuż obrzeży Kotliny Zakopiańskiej. Pomijając fakt, że obecna oczyszczalnia ścieków SEWiK nie ma absolutnie takiej kubatury dla tylu mieszkańców, aby podołać i w tak obciążonym systemie kanalizacyjnym!
“Nie bo nie” biurokracji małopolskiej
Śledząc losy kolejnego sprzeciwu mieszkańców i ich federacyjnej organizacji w newralgicznej sprawie przebudowy drogi tzw. zakopianki, dochodzę do wniosku, że urzędnicze głowy nie myślą, bo są uśpione skrajną łatwością wydawania decyzji pod rygorem natychmiastowej wykonalności. Słowo “alternatywa” jest dla nich za trudne, bo jakże ktoś może mieć zdanie odrębne wobec decyzji już podjętej?
Przede mną leżą pisma odwoławcze i decyzje w sprawie osławionej w kraju zakopianki. Jedno jest pewne – korki na drodze jak najszybciej powinny zniknąć. Leży to w interesie zarówno mieszkańców Podhala, jak i gości tego regionu, ba, również caluteńkich Tatr, tak po stronie polskiej, jak i słowackiej. Mówi się zatem, że do roku 2010 powinno być po problemie. Racje są jasne. Od czterdziestu lat czeka się na odkorkowanie podhalańskiego węzła gordyjskiego. Teraz jeszcze dochodzi sprawa Euro-2012 – Polska musi być przejezdna także od południa. Dobrze, ale należy to uczynić z pełnym rozeznaniem sytuacji – zagrożeń stąd płynących, w tym naruszenia bardzo już nadwątlonego statusu ekologicznego tego regionu oraz przewidywalnych niepokojów społecznych.
Federacja Obrony Podhala dość trafnie wyartykułowała swoje zastrzeżenia wobec projektu przebudowy zakopianki, poza tym przedstawiła własny projekt przygotowany przez Pracownię Projektową “Rybka”. A więc nie było to tylko przeciwstawienie się obowiązującej koncepcji, ale ukazanie innych koncepcji, czyli że była jednak alternatywa, przynajmniej do przedyskutowania. Jednocześnie przesłała skargę do Wojewody Małopolskiego, wzbogaconą opinią Wójta Gminy Poronin i miejscowej Komisji ds. Architektury i Urbanistyki Gminy.
Odpowiedź przyszła w trybie urzędowym, iż wojewoda nie zgadza się na wysunięte w piśmie postulaty i podtrzymuje pierwotną decyzję w sprawie przebudowy zakopianki, łagodząc jedynie nakaz, na drogę typu G na odcinku Rabka-Poronin-Zakopane, co miało znaczenie w kwestii wyburzeń domów i przejęcia ziemi (nr. pisma SR III SZy6665-1-47-06 z dnia 17 sierpnia 2007 r.). Jednak Federacja poszła dalej i złożyła odwołanie do Ministra Środowiska, Macieja Nowickiego. Ten nawet nie zwlekał i utrzymał w mocy decyzję Wojewody Małopolskiego, rozpatrując skargę w trybie art. 138. par. 1 KPA z rygorem natychmiastowej wykonalności.
Specjalnie tutaj przywołałem “obieg” pism, by wyjaśnić Czytelnikowi rzecz najbardziej ciekawą –nikt, dosłownie nikt, nie zainteresował się meritum sprawy pism Federacji Obrony Podhala tzn. inną alternatywą przebudowy zakopianki!
Dlaczego? Bo była bardzo niewygodna urzędnikom, zleceniodawcy GDDKiA, reprezentowanej przez jej szefa dyrektora Zbigniewa Rabciaka (który od 11 lutego 2008 mianowany został wiceministrem infrastruktury), z siedzibą w Warszawie. Tak oto koło się zamknęło. Z milionami złotych w tle.
Leszek A. Lechowicz
Dwie Racje
- 12/02/2008 10:39 AM
Reklama