Dyplomaci mają pewien podstawowy obowiązek, jakim jest sporządzanie raportów politycznych, które stają się ściśle tajne od postawienia pierwszej litery. Gdy materia i jej analizy są ważne, tajność jest uzasadniona. Najczęściej tak nie jest. Dowodem są raporty jednego z konsulów generalnych w Chicago, spadkobiercy znakomitego nazwiska, który lał jak wodę nierealne oceny, naciągał fakty i po prostu giął się i skręcał w kwestii antysemityzmu, bo na takie oceny czekali decydenci w Warszawie, bo takie mieli zamówienia.
Jeśli materia polityczna jest ważna... Taka właśnie pojawia się na Internecie, a więc polski urzędnik dyplomatyczny w Waszyngtonie może odetchnąć z ulgą – sprawą zajmą się panowie w Alei Szucha. Minister Sikorski od samego początku ma niełatwe życie i chyba dlatego publicznie mówi, że będzie prosił na klęczkach. Przypadek, przy którym chciał klękać, to pestka, jak powiadają Amerykanie: peanuts, w porównaniu z tym, co się szykuje w sprawie tarczy w Polsce. Ustawienie jej w szerokim kontekście historycznym, tak dobrze nam znanym, budzi u Polaka przerażenie, włącznie z ciarkami na całym ciele.
Wypada przypomnieć trochę historii. Klęska von Paulusa pod Stalingradem staje się pierwszym zwiastunem. Przychodzi bitwa czołgów, klęska armii pancernej Guderiana na łuku kurskim. I nagle wszystko staje się jasne, całość zostaje przypieczętowana w Teheranie. Od tamtej konferencji, olbrzymie obszary tej Europy, jaką znamy, cały jej wschód, część środkowa wraz z wejściem na terytorium Niemiec a następnie – na południe, stają się strefą operacyjną Stalina, strefą, do której wojska amerykańskie i brytyjskie nie wkroczą, nie roszcząc sobie żadnych pretensji, im wcale nie zależy na tym, trzeba ratować imperium brytyjskie, trzeba wojnę trzymać z dala od brzegów Ameryki.
Polska zostaje sprzedana, Stalin dostaje prezent. Na obszarze liczącym ponad dwa miliony kilometrów kwadratowych może robić, co chce.
Wróćmy do materii, politycznie ważnej i posłuchajmy, co mówi Pat Buchanan. Gratulacje Miedwiediewa dla prezydenta-elekta można uznać, pisze autor, za przejaw zimnej wojny, w najchłodniejszej tradycji. Tak zaczyna się zimnowojenna gra. Rosjanin wchodzi do gry z argumentem o rakietach w obwodzie kaliningradzkim, a polski prezydent, jakby chciał zapędzić Baracka Obamę w kozi róg, twierdzeniem, że w rozmowie telefonicznej ten ostatni obiecuje budowę tarczy w Polsce. Po stronie polskiej ta rozmowa rozgrywana jest według żydowskiego pytania „a ile panuprezydentowi trzeba, żeby było?” Odpowiedni doradca nowego prezydenta amerykańskiego oczywiście zaprzecza polskiej wersji.
Rosjanin idzie dalej. Rakiety kaliningradzkie, powiada podczas spotkania w Nowym Jorku, nie są sprawą zamkniętą. Jednocześnie wyraża nadzieję, że nowa administracja ten temat podchwyci do rozmów rosyjsko-amerykańskich. A Buchanan uważa, że gra przybiera obrót taki, jakby prezydent amerykański ulegał rosyjskiemu wyzwaniu, dodając, że przecież nigdy tak nie może być, aby nowy prezydent Ameryki ulegał. Na tym etapie gry powstaje sposobność, gorączkuje się autor, której Ameryka nie powinna zaprzepaścić, tym bardziej że jego zdaniem idą dalsze sygnały, iż Rosja nie chce zimnej wojny w drugiej edycji.
Buchanan najwyraźniej dostrzega przyjazny gest nawet w drobiazgu – Rosja zezwala Hiszpanom i Niemcom na przelot z dostawami dla wojsk NATO w Afganistanie. Innym gestem przyjaznym ma być raport OBWE oficjalnie potwierdzający, że Gruzja jako pierwsza zaczęła strzelać na początku sierpniowych wydarzeń. Jak rozumie to Buchanan, wszystkie takie ruchy są grą na otwarcie. Postawiony wobec takich ruchów Barack Obama musi potwierdzić, że tarcza nie zostanie zbudowana, w każdym razie nie wcześniej, aż Iran zbuduje i przetestuje nowe rakiety z głowicami jądrowymi. Inaczej mówiąc, Ameryka ma nie budować tarczy tak długo, jak długo zagrożenie ze strony Iranu utrzyma się jako potencjalne, a nie realne.
Czystym szaleństwem, zdaniem Buchanana, jest wprowadzenie Gruzji do NATO, bo przecież Artykuł V Traktatu Północno-Atlantyckiego powiada, że każde państwo przychodzi z pomocą innemu państwu, zaatakowanemu przez stronę znajdującą się poza Traktatem. W konsekwencji Ameryka musiałaby przystąpić do walki zbrojnej po stronie Gruzji czy nawet Ukrainy, przeciwko tej Rosji, która przybiera szaty samodzierżawia. I w tym momencie Buchanan wkracza w argumenty, które wywołują ciarki na polskiej skórze. Otóż, powiada autor, pozwolić Gruzji na wciągnięcie Ameryki do konfrontacji zbrojnej z Rosją byłoby równoznaczne z głupotą, której uniknęli Brytyjczycy, nie pozwalając polskim pułkownikom na wciągnięcie imperium w wojnę z Niemcami o Gdańsk, o co tak mieli zabiegać, zdaniem Buchanana, polscy pułkownicy w 1939 roku. Zimno się robi, niedobrze się robi, czytając takie sataniczne wersy. Ale to są sataniczne wersy, takimi pozostają i dlatego trzeba je traktować zimno, bo satanizm na to zasługuje.
Militarnie Anglia była słabsza niż Polska, nie miała sił lądowych, bez lotnictwa wojskowego, liczyła się jedynie marynarka – i dlatego Franklin D. Roosevelt z całą złośliwą radością radził Brytyjczykom, aby załadowali rząd i dowództwa na statki i zacumowali je na wysokości Nowej Funlandii, gdzie było bezpiecznie. To dlatego wojskowy wywiad brytyjski robił wszystko, aby w tym szczególnym momencie skierować Hitlera na Polskę, bo sami odchodzili od zmysłów, znając stan kraju, i w tym momencie zrobili tchórzowski unik. Unik nie trwał długo, dziesięć miesięcy później nasi ludzie, polscy pułkownicy ratowali wyspę przed niemiecką kolonizacją. W doborze takich satanicznych wersów, w tym konkretnym przypadku, Pat Buchanan jest niczym więcej niż wyrobionym, wygadanym komentatorem, szukającym najbardziej uderzających, bulwersujących, ekstremalnych konfiguracji do komentarza politycznego. Krótko mówiąc, polski argument Buchanana jest bezwartościowy.
Raporty i opracowania, różnej jakości, idą do ministra spraw zagranicznych. Muszą iść. Jednym ze stwierdzeń w takich raportach powinno być analizowanie, a to można założyć z całkowitą pewnością, jaki zasięg mają argumenty Buchanana, kto i kiedy je wysuwa, powtarza i przypomina w grach politycznych. Tylko pozornie gra może iść na razie o stawki Gruzji i Ukrainy. Bo gdzieś głęboko, w jakiejś podziemnej świątyni Salomona, przewrotne mózgi pracować mogą nad planem, który Polskę jeszcze raz, jeszcze raz!, może uczynić strefą operacyjną wyłącznie dla działań rosyjskich, dla jej własnych związków taktycznych, liczących wiele milionów sołdatów, ukrywającymi w zanadrzu, już ociekający krwią, nóż rzeźnicki dziadka-kucharza.
(Opracowano na podstawie artykułu „Meeting Medvedev Halfway”, zamieszczonego na Internecie z datą 25 listopada, autor Patrick J. Buchanan)
Andrzej Niedzielski
Powrót strefy operacyjnej - (Korespondencja z Warszawy)
- 12/06/2008 08:26 AM
Reklama