Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama KD Market

ŁKS Łódź - Lechia Gdańsk 2:1 (0:0)

Bramki: 0:1 Maciej Kowalczyk (53-głową), 1:1 Adam Czerkas (72- głową), 2:1 Rafał Kujawa (85-głową).


Żółta kartka - ŁKS Łódź: Dejan Ognjanović, Rafał Kujawa, Adrian Woźniczka. Lechia Gdańsk: Łukasz Trałka, Arkadiusz Mysona, Karol Piątek, Marcin Kaczmarek, Piotr Wiśniewski.


Sędzia: Jacek Granat (Warszawa). Widzów 3 500.


ŁKS Łódź: Bogusław Wyparło - Mladen Kascelan, Dejan Ognjanović, Zdzisław Leszczyński, Adrian Woźniczka - Vahan Gevorgyan, Labinot Haliti, Rafał Kujawa, Adrian Świątek (60. Jakub Biskup) - Paweł Drumlak (88. Mariusz Mowlik), Adam Czerkas (90+2. Kamil Bartosiewicz).


Lechia Gdańsk: Mateusz Bąk - Ben Starosta (88. Jakub Kawa), Jacek Manuszewski (46. Tomasz Midzierski), Hubert Wołąkiewicz, Arkadiusz Mysona - Marcin Kaczmarek (79. Piotr Wiśniewski), Łukasz Trałka, Karol Piątek, Maciej Rogalski - Paweł Buzała, Maciej Kowalczyk.


12 listopada w Gdańsku Lechia w spotkaniu rundy jesiennej pokonała ŁKS 2:1. Było to ostatnie zwycięstwo podopiecznych Jacka Zielińskiego w bieżącym sezonie. W trzech kolejnych meczach Lechia zdobyła tylko 1 punkt. Łodzianie w tym czasie zmienili trenera (Marka Chojnackiego zastąpił Grzegorz Wesołowski) i wywalczyli 3 punkty. W piątek chcieli wreszcie wygrać na własnym stadionie, na którym po raz ostatni z kompletu punktów cieszyli się 12 września, gdy pokonali 1:0 Jagiellonię Białystok.


W składzie Lechii znalazło się trzech byłych graczy ŁKS. Łukasz Trałka rok temu nie znalazł uznania w oczach trenerów i działaczy łódzkiego klubu, którzy bez żalu się z nim rozstali. Latem z ŁKS do Lechii przeniósł się Arkadiusz Mysona, a pięć lat temu stadion przy al. Unii opuścił kapitan gdańskiej drużyny Karol Piątek. Cała trójka w meczu z byłym klubem obejrzała żółte kartki.


Kibice ŁKS od dłuższego czasu domagają się odejścia właściciela piłkarskiej drużyny Daniela Goszczyńskiego, którego uważają za głównego sprawcę organizacyjnego i finansowego paraliżu klubu. Na piątkowym meczu z Lechią rozwiesili transparent z napisem: "Danek - nazwałeś się wybawcą, a jesteś klęski sprawcą". Goszczyńskiego na meczu nie było.


Zespoły wyszły w piątek na boisko w koszulkach z logo Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, które przed rozpoczęciem meczu rzucili swoim kibicom.


Gospodarze do meczu z Lechią przystąpili bez pauzującego za kartki Marcina Adamskiego i kontuzjowanego Gabora Vayera. Trener Wesołowski na ławce rezerwowych posadził też dotychczasowych "pewniaków": Adama Marciniaka, Jakuba Biskupa i Dariusza Stachowiaka. W przemeblowanym składzie gospodarze w pierwszej połowie mieli przewagę, jednak ich akcje kończyły się z reguły przed polem karnym gości, którzy często przed "szesnastką" przerywali je faulami. Rzuty wolne wykonywane przez ŁKS nie były jednak żadnym zagrożeniem dla bramkarza Lechii.


Pierwszą groźną akcję goście przeprowadzili w 53. minucie i objęli prowadzenie. Po dośrodkowaniu Marcina Kaczmarka z prawej strony boiska Maciej Kowalczyk głową skierował piłkę do siatki. Dziewiętnaście minut później gospodarze doprowadzili do wyrównania. Rzut wolny z lewej strony boiska wykonywał Vahan Gevorgyan, a Adam Czerkas głową pokonał Mateusza Bąka. Zza linii bocznej boiska akcję obserwował przygotowany do wejścia Kamil Bartosiewicz, który miał zastąpić Czerkasa. Zmiana ta została przeprowadzona, ale dopiero w doliczonym czasie gry, gdy ŁKS już prowadził.


W 83. minucie Gevorgyan wykonywał rzut wolny z drugiej strony boiska, Dejan Ognjanović dograł piłkę do Rafała Kujawy, który głową zdobył drugą bramkę do ŁKS.


Po meczu powiedzieli:


trener Lechii Gdańsk Jacek Zieliński: "Nie było to porywające widowisko. Zagraliśmy jedno z gorszych spotkań w tym sezonie, ale mimo to była szansa, by zdobyć tu punkty. Przy naszym prowadzeniu fantastyczną interwencją popisał się Bodzio Wyparło. Później straciliśmy ósmą i dziewiątą bramkę w tym sezonie po stałych fragmentach gry i przegraliśmy".


Szkoleniowiec ŁKS Łódź Grzegorz Wesołowski: "Dla nas był to mecz o wszystko. Powiedzieliśmy sobie w szatni, że gramy o pełną pulę albo o nic. Cieszę się z tego, że ten zespół pokazał, że umie walczyć i wygrywać. Od początku narzuciliśmy swój styl gry. Stracona bramka trochę podcięła nam skrzydła, ale cały czas wierzyłem, że zdobędziemy przynajmniej jednego gola. Strzeliliśmy dwie i wygraliśmy. Wiosną ten zespół będzie grał dużo lepiej".

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama