Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
niedziela, 7 grudnia 2025 17:20
Reklama KD Market

Uroczystości a polityczne niesnaski

(Korespondencja własna „Dziennika Związkowego”)
Warszawa – Głównie za pośrednictwem mediów w ostatnim czasie oczy świata na krótko skierowane były na Polskę. Ok. 10 tys. ekologów, polityków, naukowców, publicystów i innych zatroskanych o środowisko naturalne obradowało przez dwa tygodnie na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich. Wnioski opracowane w czasie konferencji odbywającej się pod auspicjami ONZ miały posłużyć uczestnikom unijnego szczytu klimatycznego w Brukseli.

W Gdańsku z kolei odbywały się trzydniowe uroczystości z okazji 25. rocznicy otrzymania przez Lecha Wałęsę Pokojowej Nagrody Nobla. Na imprezę przybyli inni nobliści, a uświetnili ją swą obecnością szef Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso, 20 szefów państw i rządów, w tym prezydent Francji Nicolas Sarkozy, oraz cieszący się wielkim autorytetem na świecie Dalajlama, polityczny i duchowy przywódca uciskanych przez Chiny Tybetańczyków.
Obchody rocznicy noblowskiej ściągnęło do Gdańska ponad tysiąc znakomitych gości z całego świata. Przez trzy dni w Filharmonii Bałtyckiej padały wariacje na temat „Wałęsy legendy, który jest znakiem wolności, symbolem Polski, Europy i świata”. Szczególnie gorąco przyjęto Dalajlamę XIV, duchowego i politycznego przywódcę Tybetańczyków, który przybył do Gdańska wraz z innymi laureatami Pokojowej Nagrody Nobla: argentyńskim architektem Adolfo Perezem Esquivelem, byłym prezydentem RPA Frederikiem Willemem de Klerkiem i irańską prawniczką Shirin Ebadi.

„Pojawiła się „S” pod przewodnictwem Lecha Wałęsy, która powstała w trudnych okolicznościach, ale działając z odwagą, determinacją, ludzie „S” w końcu doprowadzili do wielkiej zmiany w tej części świata. To dla mnie zaszczyt, że mogę tu przebywać – mówił Dalajlama. – Kiedykolwiek jadę do Polski, zawsze uczę się waszej silnej determinacji, a także siły woli”.
„Lechu Wałęso, jest pan symbolem Polski, Europy i całego świata, który wierzy w wolność i odrzuca wszelkie dyktatury. (…) Dzięki uruchomieniu wielkiego ruchu przestała istnieć „żelazna kurtyna, kurtyna wstydu”, bo tym było podzielenie Europejczyków na cieszących się wolnością i tych, którzy siedzieli w więzieniach” – powiedział prezydent Sarkozy.

Z kolei premier Donald Tusk powiedział: „Jesteśmy tu także po to, by Lech Wałęsa nigdy nie był sam. Lechu: byłeś, jesteś i pozostaniesz legendą, wielkim bohaterem naszej narodowej legendy. Koniec, kropka. Jesteśmy tu dziś z panem także dla naszego dobrze pojętego interesu. Bo naród, który zapomina o swoich bohaterach i mitach, traci nieuchronnie tożsamość”. Te słowa premiera tak wzruszyły Wałęsę, że ręką ocierał łzy, dopóki chusteczki mu nie podał siedzący obok Dalajlama.

Wiadomo, że goście zagraniczni mają własne priorytety i na ogół nie śledzą drobiazgowych codziennych spraw polskiej kuchni politycznej. Ale to, co w niej się dzieje, jest tak mało subtelne, tak łopatologiczne, że część tych niesnasek nie może do nich nie dotrzeć. Zwłaszcza że obchody noblowskie zbiegły się w czasie z kolejną awanturą między rządzącą Platformą Tuska a opozycyjnym Prawem i Sprawiedliwością Jarosława Kaczyńskiego.

Za obraźliwe i lekceważące wobec prezydenta uwagi marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego po jego feralnej wizycie w Gruzji (nocna strzelanina w pobliżu kolumny prezydenckiej) PiS złożył wniosek o odwołanie marszałka. Wówczas Komorowski powiedział „jaka wizyta, taki zamach” i dodał, że musiał to być ślepy snajper skoro z odległości 30 metrów nie był w stanie trafić (w domyśle w prezydenta Kaczyńskiego). Sejm wniosek odrzucił, ponieważ Platforma uzyskała poparcie w głosowaniu ze strony komunistów, ale odżyły wszelkie dawne dysputy i demony trwającego od lat sporu. 

Z sejmowej mównicy prezes PiS zarzucił jednemu z najostrzejszych krytyków PiS i obu Kaczyńskich, posłowi PO Stefanowi Niesiołowskiemu, że w czasie przesłuchania przez SB sypał kolegów. „Nawet 13-letnie dziewczynki przesłuchiwane przez Gestapo nie sypały, a Niesiołowski…?” Wywołało to burzę sprzeciwu ze strony obrońców Niesiołowskiego, twórcy już w latach 60. ub. stulecia antykomunistycznej grupy Ruch, który miał podpalić Muzeum Lenina w Poroninie. Za „czynienie przygotowań do obalenia ustroju socjalistycznego przemocą” został skazany na siedem lat więzienia, z czego dzięki amnestii odsiedział tylko cztery.

Żeby ktoś jak Jarosław Kaczyński, kto nigdy nie siedział za politykę, mówił takie rzeczy, to absolutna podłość. A gdy Komorowski zarzucił Kaczyńskiemu, że w swoim rządzie miał sędziego, który opozycjonistów, w tym i Komorowskiego, pakował do więzienia, b. premier odparł, że obecny marszałek przesiedział za kratkami zaledwie miesiąc… I tak dalej, i tym podobnie, bezustannie i na okrągło. Końca toksycznej, wyniszczającej debaty nie widać, bo chyba go nie będzie. Z kolei tych, którzy krytykują Wałęsę minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski nazwał „moralnymi karłami”. Nazwisk nie wymieniał, ale burza oklasków, jaka po tych słowach na gdańskiej gali wybuchła, nie zostawiła cienia wątpliwości, kogo miał na myśli. Wałęsa i inni przeciwnicy Kaczyńskich nieraz używali w stosunku do nich takich określeń jak „karły” i „kurduple”.

Tusk publicznie przyznał, że cyrk z samolotami i krzesłami podczas ostatniego szczytu unijnego, z którego usiłował wyeliminować prezydenta, był jego największym błędem. Zapatrzony w sondaże Tusk doszedł do tego wniosku, kiedy stwierdził, że większość Polaków nie popiera tego podejścia. Na najbliższy szczyt brukselski premier nie zamierza powtarzać tych manewrów i dla świętego spokoju nie przeszkodzi prezydentowi. Jednocześnie szuka sztuczek legislacyjnych, które dałyby rządowi władzę decydowania o tym, w jakich międzynarodowych konferencjach prezydent może uczestniczyć.
Sikorski ubolewa, że konstytucja jest nieprecyzyjna, a ustawą nie da się jej zmienić. Natomiast na zmianę konstytucji rządowi brakuje w Sejmie głosów. „Niestety teraz mamy trochę taki samochód z dwiema kierownicami – podział wewnątrz władzy wykonawczej” – podkreślił szef dyplomacji.

Nie trzeba chyba dodawać, że na gdańskiej rocznicowej gali nie było ani braci Kaczyńskich, ani żadnych znaczących przedstawicieli Prawa i Sprawiedliwości. Zagraniczni goście ujrzeli zatem tylko jedną stronę polskiej sceny politycznej, bo ludzie PiS imprezę tę wyraźnie zbojkotowali. Prezydent Kaczyński był w tym czasie w Azji, a jego brat-bliźniak po prostu się nie pojawił, choć wszyscy byli premierzy zostali zaproszeni. Ale to nie była impreza tylko samego Wałęsy. 
Pokojowa Nagroda Nobla została przyznana w 1983 r. Polsce, „Solidarności”, rodakom, którzy na różny sposób walczyli ze znienawidzonym PRL-owskim reżimem. Srebrny jubileusz zdarza się tylko raz, a dla prawicowej opozycji ta okazja została bezpowrotnie stracona. Ale dokładnie tak samo zachowywał się Tusk i jego rząd, gdy miesiąc wcześniej obchodzono 90. rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości. Ośmieszając imprezę lub twierdząc, że mają inne plany, jak jeden mąż zbojkotowali galę prezydencką, organizowaną z okazji okrągłej rocznicy przez Kancelarię Prezydenta. Także i tamta gala nie była imprezą tylko Kaczyńskiego, lecz uroczystością świętującą dzień bliski sercu wszystkich Polaków: 11 listopada 1918 r.

Grzechy i przewinienia są na pewno obustronne, a zacietrzewienie polityczne zbyt często przesłania politykom to, co naprawdę jest ważne, czyli interesy kraju i narodu. Ważniejsze wydają się im doraźn
e cele, bieżące potyczki i każda sposobność obrzucania przeciwnika błotem. Bracia Kaczyńscy, niezależnie czy kto popiera ich ogólną politykę, wydają się gotowi pojednać z Wałęsą, kiedy on uderzy się w pierś i przyzna, że był esbeckim konfidentem o kryptonimie „Bolek”. Ale Wałęsa, niezależnie od takich czy innych potknięć w młodości (sam się przyznał, że jakieś papiery podpisał!), niezależnie od tego, jakim był później prezydentem, jest najlepszym polskim „towarem” eksportowym. Papieża-Polaka już nie ma, jeśli Wałęsy zabraknie, kto go zastąpi? Wałęsa i „Solidarność” to symbol upadku komunizmu i końca sowieckiego „Imperium Zła”. A Niemcy już pracują, aby świat uznał przyszłoroczne obchody 20. rocznicy upadku muru berlińskiego jako koniec żelaznej kurtyny.

W rzeczywistości mur berliński był jedynie epizodem, jednym z ogniw tego procesu, tak jak „aksamitna rewolucja” w Czechosłowacji, siłowe obalenie reżimu komunistycznego w Rumunii, czy oficjalne rozwiązanie Związku Sowieckiego w Puszczy Białowieskiej. Wszystko bowiem naprawdę zaczęło się w Polsce, w Stoczni Gdańskiej w 1980 r. i ciągnęło się przez dziewięć lat poprzez pierwszą „Solidarność” i stan wojenny aż po okrągły stół i wybory 4 czerwca 1989 r. 

Zwycięskie dla „Solidarności” wybory, choć tylko częściowo demokratyczne, odbyły się pięć miesięcy przed upadkiem muru. Ale czy cudzoziemcy zechcą i potrafią to zrozumieć? Czy świat to kupi? Czy prawdziwa wersja wydarzeń znajdzie się na stronach podręczników historii na całym świecie, skoro sami Polacy wolą się spalać na jałowych, bezproduktywnych, a zarazem wyniszczających wzajemnych atakach?
Robert Strybel
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama