Tydzień temu zmarł Wojtek Wierzewski. Tym samym zamknął się kolejny rozdział historii polonijnej kultury, w tworzeniu której brał żywy – udział.
Co można napisać o kimś, kto odszedł tak nagle, tak niespodziewanie, że nim przyszedł żal, w głowie zapanowała przepojona zdziwieniem pustka.
Zaczęliśmy pracować dla Związku Narodowego Polskiego niemal jednocześnie. I od początku wspieraliśmy się wzajemnie, bo polonijne morze pełne było raf i gór lodowych, przez które trudno było się nowicjuszom w pojedynkę przedrzeć. W tym początkowym rejsie ja byłem pilotem, On sternikiem. Wspólnie udało nam się utrzymać na pokładzie.
Potem – na dobre parę lat – nasze drogi rozeszły się, aż doszło do utworzenia Konwersatorium „Dialog’96”. Na pomysł wpadł, oczywiście, Wojtek. Marzyło mu się szerokie forum dyskusyjne z setkami uczestników rozmawiających o najnowszych wydarzeniach kulturalnych: książkach, filmach, programach telewizyjnych...
Początki były obiecujące, a kilka pierwszych debat przyciągnęło setki żywo reagujących widzów. Na pierwszy ogień poszła historia. I siebie i publiczność pytaliśmy, czy jest ona wartością stałą, czy też – z pokolenia na pokolenie – piszemy ją na nowo. Zarzewiem do tej debaty była książka Adama Zamoyskiego, historyka z Londynu, o królu Stanisławie Auguście Poniatowskim, który jawi się w naszej historiografii raz jako patriota, raz jako zdrajca. Jedni widzą w nim kochanka carycy, inni mecenasa sztuk wszelakich. Raz wynosi się go pod niebiosa jako tego, który stał za Konstytucją 3-Majową, a raz potępia za wstąpienie do Targowicy...
Później rozprawialiśmy o „Złodziejach czereśni”, czyli o poezji Adama Lizakowskiego, który zresztą sam brał udział w debacie. Rozmawialiśmy wówczas o tym, jak emigracja kształtuje wrażliwe umysły, jak pozytywnie (ale czasami wręcz rujnująco) wpływa na talenty twórców.
Spotkanie, które wywołało najszerszy oddźwięk wśród odbiorców, było poświęcone wyemitowanemu w telewizji amerykańskiej filmowi Mariana Marzyńskiego „Stethl”. Debata – odbywająca się w świetle reflektorów i przed kamerami studia telewizji Polvision – miała bardzo bogatą oprawę i wcale liczną publiczność...
Te „dialogowe” spotkania trwały ponad cztery lata. Nie muszę dodawać, że ich duszą i sercem był Wojtek. Moja rola ograniczała się do uczestnictwa w debatach i tworzeniu po każdej z nich zeszytów z zapisem tego wszystkiego, o czym mówili uczestnicy. W roku 2000, wraz z pojawieniem się satelitarnych telewizji z Polski i zalewem prasy krajowej, nasze spotkania straciły sens. Wojtek próbował jeszcze ciągnąć wątek w prowadzonym przez siebie programie radiowym, ale i to musiało mieć swój koniec.
Pisząc o spotkaniach nie sposób nie wspomnieć o tych najsympatyczniejszych: przy lampce wina lub kielichu gruszkówki w ciepłym domku Wojtka i Ellen w Park Ridge, gdzie zjawiali się – dla mnie zwykle niespodziewanie – ludzie tej miary co pisarz Tadeusz Konwicki, wydawca Adam Marszałek, reżyser Jerzy Antczak i jego żona-aktorka Jadwiga Barańska, czy też dotkliwie pokarany przez los Zbyszek Romaniuk, chłopak z Briańska...
Takich spotkań już nie będzie, bo zabrakło człowieka, który je organizował, który nimi żył. Zabrakło przyjaciela...
Piotr K. Domaradzki
Zabrakło przyjaciela
- 12/16/2008 05:31 AM
Reklama








