Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
poniedziałek, 8 grudnia 2025 14:35
Reklama KD Market

Co czeka Polskę w 2009 roku?

(Korespondencja własna „Dziennika Związkowego”)
Warszawa – Choć niczego nie można w stu procentach wykluczyć, jedno jest chyba bezdyskusyjne: na życie w Polsce wielki wpływ wywierać będzie w nowym roku rozlewający się po świecie globalny kryzys gospodarczy. Spierać się można tylko co do tego, gdzie, jak i do jakiego stopnia.


Do niedawna można było odnieść wrażenie, że Polska jakimś cudem jest wyspą stabilności na wzburzonym morzu światowej gospodarki, odporną na wszelkie ciosy i wstrząsy. Prawdopodobnie działał tu oficjalny optymizm kół rządzących, uważających, że nie należy siać paniki wśród narodu. Nawet w najlepszych czasach banki nie wytrzymałyby nagłego szturmu na kasy depozytariuszy, chcących wycofać swoje oszczędności, a cóż dopiero w obliczu narastającego kryzysu.

Ale mistyfikacji nie można było ciągnąć w nieskończoność. Najpierw rząd obniżył prognozowany na 2009 r. wzrost PKB (produktu krajowego brutto, czyli zsumowanej wartości wytworzonych wyrobów i usług) z 4,8 na 4 procent, a już bliżej końca starego roku zaczęła krążyć trzyprocentowa cyfra. Ale wiele na to wskazuje, że i ta obniżona prognoza może się okazać zbyt optymistyczna. Niektórzy eksperci przewidują zerowy a nawet minusowy wzrost gospodarczy w tym roku. Niemcy już są na zerowym poziomie.

Znany i zazwyczaj wiarygodny analityk Ryszard Petru jest nieco ostrożniejszy, a swoją prognozę przedstawił wariantowo. „Scenariusz optymistyczny to taki, w którym poziom wzrostu PKB wyniesie 3 procent – twierdzi Petru. – Eksport i import ze względu na spadek inwestycji bardzo wyhamują. Inwestycje nieznacznie tylko wzrosną, a bezrobocie wzrośnie o 2 procent. Drugi wariant jest bardziej pesymistyczny. Wzrost gospodarczy spada do 2 procent, ujemne są inwestycje jak i eksport netto, a bezrobocie zwiększy się nawet o 4 procent”.

W opinii Petru „drugi wariant pociągnie za sobą ogromne konsekwencje. Dla budżetu oznaczać będzie konieczność cięć inwestycyjnych. Może także oznaczać wejście banków na hipoteki. To zaś wywoła panikę, gdyż tego nigdy w Polsce nie było”. Jak wiadomo, światowy kryzys zaczął się od zapaści amerykańskiego rynku kredytów hipotecznych. W stosunkowo krótkim czasie zaczęły upadać banki, ludzie potracili domy, zaczęło wzrastać bezrobocie, konsumenci rzecz jasna zaczęli ściskać swoje portfele i karty kredytowe, wielkie koncerny samochodowe znalazły się na krawędzi bankructwa, nastąpiły kolejne zwolnienia, zwolnieni jak i osoby jeszcze pracujące, ale drżące o swoje stanowiska, siłą rzeczy mniej kupują i końca tego wszystkiego nie widać.

Sytuację Polski dodatkowo pogorszy odpływ zagranicznego kapitału. W dobrych czasach rynki wschodzące, czyli krajów od niedawna kapitalistycznych, są atrakcyjnym dziewiczym terenem zarówno dla inwestycji długoterminowych jak i krótkoterminowych spekulacji. Ale z takich rynków w czasie niepewności się ucieka. Warto pamiętać, że upadek dużego banku i kryzys forinta na Węgrzech mocno uderzyły w wartość złotówki, choć żadnego związku z nią nie miały. Dla wielu inwestorów Europa środkowo-wschodnia to jeden, postrzegany zbiorowo i niczym nie różniący się, obszar.

Obecnie bezrobocie znów zbliża się do wartości dwucyfrowej. Przypomnimy, że jeszcze nie tak dawno Polska borykała się z ponad 20-procentowym bezrobociem w skali kraju, lokalnie jednak (zwłaszcza na terenach popegeerowskich) sięgającym 30 i nawet 50 procent. Ale dynamicznie rozwijająca się gospodarka, wsparta zagranicznymi, stworzyła nowe miejsca pracy, a odpływ setek tysięcy rąk do pracy na Wyspy Brytyjskie i gdzie indziej sprawiła, że nawet zaczynało brakować pracowników.

Jeszcze w październiku ub.r. Narodowy Bank Polski przewidywał, że na koniec roku 2008 bezrobocie spadnie do 7,8 procent. Tymczasem już na koniec listopada, według danych Głównego Urzędu Statystycznego, stopa bezrobocia nie zmalała a wzrosła do 9,1 procent wobec 8,8 procent miesiąc wcześniej. Dla porównania w listopadzie 2007 roku stopa ta wyniosła 11,2 procent. Cytowany na wstępie Petru nie wyklucza, że do końca roku 2009 bezrobocie może wzrosnąć nawet do 14 procent.

Wobec perspektywy rosnącego bezrobocia szumnie zapowiadany przez premiera Donalda Tuska masowy powrót zabłąkanych rodaków z emigracji prawdopodobnie spełznie na niczym. Innym ważnym czynnikiem będzie wartość obcych walut: funta (£), euro (€) czy dolara ($) w stosunku do złotówki. Dla naszych czytelników zarabiających w zielonych ważne jest, ile za dolara dostaną złotych. Dotyczy to zarówno tych, którzy część zarobków amerykańskich przesyłają do bliskich w kraju, jak i emigrantów rozważających ewentualny powrót do kraju.

W ciągu ub. roku wartość dolara znacznie się wahała, ale amerykańska waluta w sumie się wzmacniała, a złotówka słabła. To była dobra wiadomość dla zarabiających w dolarach i transferujących je do Polski. Tak wyglądała zmieniająca się zaokrąglona wartość dolara w przeliczeniu na złotówki w ciągu minionych 12 miesięcy: styczeń 2008 r. – 2,20 złotych; luty – 1,81; marzec – 1,95; kwiecień – 2,18; maj – 1,88; czerwiec – 2,17; lipiec – 2,06; sierpień – 2,20; wrzesień – 2,35; październik – 2,70; listopad – 2,93; grudzień – 2,97. Chwilami w grudniu wartość dolara nawet przekroczyła magiczny poziom 3 złotych. Czy tendencja wzrostowa utrzyma się przez najbliższe miesiące, trudno przewidzieć.

Z większą dozą pewności można stwierdzić, że Polacy trochę więcej będą zarabiać w nowym roku, ponieważ od 1 stycznia płaca minimalna wzrosła o 150 złotych (ok. $51) miesięcznie do 1.276zł ($440). Ale mało który Polak odczuje tak nieznacznie zwiększony dochód wobec rosnących cen choćby prądu, gazu i wody, opłat za wywóz śmieci i wielu innych podwyżek (m.in. ceny chleba, papierosów i napojów alkoholowych). Tanieją nieco paliwa płynne, co daje nadzieję, że także stanieją towary przewożone ciężarówkami.

Ale nie samym chlebem człowiek żyje. W tym roku dłuższe będą urlopy macierzyńskie, choć i ta zmiana nie jest pozbawiona względów ekonomicznych. Po urodzeniu jednego dziecka będzie przysługiwać 20 tygodni urlopu macierzyńskiego (wobec dotychczasowych 18). Po urodzeniu drugiego lub kolejnego przysługuje też tylko 20 tygodni, i to się nie zmieniło. Natomiast po urodzeniu wieloraczków kobiecie dotychczas przysługiwał 28-tygodniowy urlop macierzyński, zaś obecnie jego długość wynosi 31 tygodni dla matek bliźniaków, trojaczków – 33, czworaczków – 35, a pięcioraczków – 37. A kto chce odłożyć macierzyństwo niech wie, że w 2010 r. urlopy macierzyńskie będą jeszcze dłuższe.

Dla ewentualnych spadkobierców ważne jest nowe prawo spadkowe. Osoby, które dostaną lub odziedziczą dom, mieszkanie lub działkę, będą miały pół roku na zgłoszenie tego faktu w urzędzie skarbowym. Dotychczas obdarowani lub spadkobiercy mieli na to tylko miesiąc. Niezgłaszanie takiego nabytku naraża spadkobiercę na płacenie podatku od spadków w wysokości 20 procent od wartości odziedziczonego majątku.

Na froncie politycznym dobiegł kresu rok polityki miłości, którą zapowiedział premier Tusk zaraz po wygranych wyborach. Miłości tej było sporo, jeśli chodzi o podlizywanie się wyborcom. Chyba żaden z dotychczasowych rządów tyle wagi nie przywiązywał do spraw wizerunku i kierował się sondażami jak obecny. Natomiast wobec opozycji spod znaku Prawa i Sprawiedliwości, a zwłaszcza wywodzącego się z tegoż obozu prezydenta Lecha Kaczyńskiego była tylko pogarda i szyderstwo. Sam Tusk zresztą przeważnie poprzestaje na łagodniejszym strofowaniu i ironii, pozostawiając ataki cięższego kalibru swoim usłużnym poruczni
kom: Komorowskiemu, Schetynie, Niesiołowskiemu oraz skandaliście Palikotowi.

Metoda ta dotychczas daje niezłe wyniki Tuskowi, który po raz drugi sposobi się do wyścigu prezydenckiego. Urzędujący prezydent Kaczyński bowiem, choć nieco złagodniał i pracuje nad tym, by uodpornić się na prowokacje, nadal należy do ludzi konfliktowych i obrażalskich, których stosunkowo łatwo jest podjudzić. A Tusk i jego pomagierzy robią to po mistrzowsku. Chyba dlatego nie tak dawno Tusk z uśmieszkiem na ustach przyznał, że on i jego współpracownicy i doradcy modlą się o jak najlepsze zdrowie pana prezydenta. Starcia z nim bowiem na ogół podnoszą ranking popularności obozu rządzącego.

Większość Polaków spodziewa się w nowym roku dalszego zaostrzenia wojny między prezydentem a premierem. Ale cała ta szamotanina, te ośmieszające Polskę zabawy w samoloty i krzesła na forum międzynarodowym jedynie zniechęcają Polaków do polityki w ogóle. W czerwcu mają się odbyć wybory do Europarlamentu, w których udział wezmą obywatele wszystkich 27 państw członkowskich Unii Europejskiej. W obawie przed kompromitująco niską frekwencją, w polskich kręgach politycznych rozważa się możliwość wprowadzenia po raz pierwszy dwudniowego głosowania.

A jak naprawdę sprawy w różnych dziedzinach się potoczą w nowym 2009 roku, to tylko jeden Pan Bóg raczy wiedzieć. Może warto tu w związku z tym przytoczyć znane amerykańskie porzekadło mówiące, że w życiu tylko dwie rzeczy są pewne: śmierć i podatki. Co do pozostałych nigdy nic nie wiadomo!
Robert Strybel
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama