Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama KD Market

Świat nie odrobił lekcji Holocaustu – z prof. Elie Wieselem, laureatem Pokojowej Nagrody Nobla, rozmawia Waldemar Piasecki

(Korespondencja z Nowego Jorku)
– Panie profesorze, jest pan wybitnym przedstawicielem “sceptycyzmu oświeconego” wciąż twierdzącym, że świat nie wyciąga wniosków ze swej tragicznej historii i poza gestami niewiele robi, aby jej nie powtarzać. Czy 27 stycznia, Dzień Pamięci Holocaustu, jest dobrym dniem, aby o tym rozmawiać?

Kiedy w listopadzie 2005 roku Organizacja Narodów Zjednoczonych postanowiła dzień wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau – 27 stycznia – obchodzić od następnego roku jako Międzynarodowy Dzień Pamięci Holocaustu, zostałem zaproszony na 60. sesję Zgromadzenia Ogólnego, jako główny mówca. Ku pewnej konsternacji zająłem się tym, że lekcji Holocaustu świat nie odrobił, choć wojna zakończyła się 60 lat temu. Nie wszystkim się to podobało. Ostatecznie, w Rezolucji 60/7, uchwalono to święto oraz przyjęto kilka innych ważnych postanowień w sprawie pamięci Holocaustu. Dziś, kiedy z woli społeczności międzynarodowej Dzień obchodzony jest po raz czwarty, uważam, że to dobra data i okazja, aby rozmawiać...

– ... choćby o biskupie Richardzie Williamsonie, który neguje Holocaust, komory gazowe uważa za wymysł propagandowy, obozy koncentracyjne za miejsca, których grozę celowo się przesadza, a wszystko to uznaje za elementy „żydowskiego szantażu”, aby wymusić od świata pieniądze?
Nie jestem w stanie zrozumieć, jak mogło dojść do przywrócenia tego heretyckiego duchownego do Kościoła rzymskokatolickiego. O ile jednak kwestia tego, że – podobnie jak całe Bractwo Piusa X – neguje dokonania Soboru Watykańskiego II jest wewnętrzną kwestią kościelną, o tyle jego oburzający, napastliwie poniżający antysemityzm i otwarte zaprzeczenie zbrodni Holocaustu już kwestią wewnątrzkościelną nie jest. To nie jest nawet sprawa tylko pomiędzy Watykanem, a Izraelem. Rezolucja 60/7 Zgromadzenia Ogólnego ONZ, o której przed chwilą mówiliśmy, w swym punkcie 3. odrzuca jakąkolwiek odmowę, w pełni lub częściowo, uznania Holokaustu jako wydarzenia historycznego, zaś w punkcie 5. potępia wszelkie przejawy nietolerancji, podżegania i krzywdzenia o takim podłożu.

Skoro zatem Watykan godzi się, aby jego biskup naruszał unormowania ONZ, organizacji, w której sam uczestniczy, jako państwo-obserwator i nie podejmuje żadnych kroków przeciwko niemu, to jest to sytuacja po prostu zatrważająca. Nie do wyobrażenia za pontyfikatu poprzednika Benedykta XVI, papieża-Polaka Jana Pawła II. Jaki sygnał państwo watykańskie wysyła społeczności międzynarodowej? Pomijam fakt, że czyn Williamsona jest penalizowany w większości znanych mi państw, w tym w Polsce, jako kłamstwo oświęcimskie.
– Podobno Benedykt XVI ani Watykan nic o poglądach Williamsona nie wiedział...
Nie ma takiej możliwości. Kwestia schizmy lefebrystowskiej nigdy nie była dla Watykanu problemem marginalnym, a poczynania Bractwa Piusa X z pewnością były uważnie monitorowane. Chociażby przez dyplomację watykańską w krajach, gdzie lefebryści przejawiali aktywność. Nie wyobrażam sobie, aby fakt wywiadu telewizyjnego Williamsona mógł ujść uwadze. Proszę też zauważyć, że pierwszą reakcją watykańską była... krytyka jego upublicznienia, jako pochodzącego „sprzed miesięcy”, a nagłośnionego specjalnie krótko przed zdjęciem ekskomuniki.


Potem można było usłyszeć, że zdjęcia ekskomuniki nie można było powstrzymać, bo... dokument o tym został już przekazany zainteresowanym. Na ogół w przypadku decyzji personalnych liczy się moment ich oficjalnego ogłoszenia, nie zaś powiadomienia zainteresowanego. Ogłoszenie nastąpiło, gdy świat od co najmniej dwóch dni protestował już w sprawie Williamsona, zaniepokojony doniesieniami publicystów-watykanistów o zamiarze zdjęcie z niego ekskomuniki. Uwzględniając wszystkie okoliczności – moim zdaniem – był czas, aby zdjęcie ekskomuniki powstrzymać.

– Papież jasno stwierdził podczas spotkania z żydowskimi liderami z USA, że Holocaust jest zbrodnią przeciw Bogu i ludzkości, a jej negowanie czy tylko umniejszanie nie może być tolerowane. Czy to nie załatwia sprawy?
Lekcją Holocaustu nie jest zadanie „naprawiania” jego zaprzeczaczy, a ustrzeżenie świata przed powtórzeniem się podobnej globalnej zbrodni. Papież w swym wystąpieniu, podczas tego spotkania, nie wymienił słowem z nazwiska Williamsona. Przypomnijmy, że biskupowi temu przekazano papieskie żądanie publicznego i jednoznacznego odwołania swoich wypowiedzi na temat Holocaustu, ale on to ignoruje i twierdzi, że będzie teraz robił swoje badania nad Holocaustem, aby stwierdzić, czy ta zbrodnia była czy nie. Jest to po prostu dalsze naigrywanie się z tej tragedii. Kościół nie powinien go tolerować. Biskupi niemieccy w swym wystąpieniu wyraźnie sformułowali oczekiwanie objęcie Williamsona na powrót ekskomuniką, o to samo zwracała się w telefonicznej rozmowie do Benedykta XVI kanclerz Niemiec, Angela Merkel.
– Czy zaprzeczanie Holocaustowi jest antysemityzmem?

Negowanie tej zbrodni jest skrajnie agresywną formą antysemityzmu, dlatego przywrócenie do Kościoła Williamsona jest tak bulwersujące i tak bolesne. Jest to tym bardziej dziwne, że po pontyfikatach Jana XXIII, a szczególnie Jana Pawła II, stosunki żydowsko-katolickie nie były tak dobre w całej swej dwutysięcznej historii. Dziś z niepokojem spoglądamy nie tylko na kazus Williamsona, ale także na publicznie deklarowane zamiary wyniesienia na ołtarze Piusa XII, którego pontyfikat przypadający na lata kulminacji faszyzmu, II wojnę i Holocaust budzi wiele negatywnych ocen, a rzetelna ocena tego papieża jest niemożliwa bez otwarcia watykańskich archiwów dla historyków.
– Co, zdaniem pana profesora, w tej sprawie obecnego konfliktu wokół angielskiego lefebrysty powinno zostać zrobione?

Sprawa Williamsona i głoszenia przezeń rasistowskich i antyludzkich poglądów – dopóki pozostawał poza strukturami Kościoła – mogła nie mieć większego znaczenia, bowiem Bractwo Piusa X pozostawało heretycką sektą. Skoro jednak ekskomunika Jana Pawła II wymazana zostaje „ojcowskim gestem” Benedykta XVI, normalne staje się oczekiwanie wyjaśnienia przez Watykan wszelkich aspektów działalności biskupa Williamsona w zakresie karalnego lżenia ofiar zbrodni hitlerowskiej oraz jego antysemickich poglądów, tym bardziej iż jako rektor seminarium duchownego formuje przyszłych księży. W ślad za tym podjęcia stosownych kroków.

– Konflikt wokoł Williamsona grożący nawet zerwaniem stosunków izraelsko-watykańskich, o co apelował nawet Yizthak Cohen, minister d/s religijnych Izraela, pokazuje jak ważnym jest problem unikalności hitlerowskiej zbrodni na narodzie żydowskim i pojęcia Holocaust na jej opisanie. Ma pan do niego szczególny stosunek, jako ten, kto wprowadził je do powszechnego użytku. Czy trzeba było nazwy szczególnej dla tej zbrodni?

Skoro po 70 latach od wybuchu II wojny, w 65 latach od pokonania reżimu Hitlera i pięć lat po ONZ-owskiej rezolucji składającej hołd ofiarom Holocaustu, ciągle trzeba „usprawiedliwiać” wyjątkowość tej zbrodni, to jest to najlepszy dowód, że świat istotnie niewiele się z niej nauczył...
– Skąd nazwa: Holocaust?
Sama nazwa: Holocaust pochodzi od greckiego holokauston i oznacza ofiarę całopalną. Hebrajskim odpowiednikiem jest słowo Shoah. Pojawia się po raz pierwszy w tytule broszury "Shoah Yehudei Polin" (Shoah Żydów polskich) opublikowanej w 1940 r. w Jerozolimie przez United Aid Committee for the Jews of Poland (Zjednoczony Komitet Pomocy Żydom Polskim). Są to meldunki polskich przywódców żydowskich o eksterminacji. Dwa lata później używa tego terminu prof. Ben Zion Dinur z Jerozolimy. Po wojnie, w latach 50., termin Holocaust pojawia się częściej. Przeze mnie używany jest permanentnie. W latach 60. następuje dalsze upowszechnienie pojęcia...

– Następnie jego instytucjonalizacja...
W 1978 roku Jimmy Carter powołał Prezydencką Komisję ds. Holocaustu (Presidential Commission on the Holocaust). Dwa lata potem przekształciła się w Państwową Radę ds. Holocaustu (US Holocaust Memorial Council). Holocaust i jego znaczenie znajdzie swoje odzwierciedlenie w strukturze państwa amerykańskiego, najpotężniejszej demokracji na świecie. To było bezprecedensowe przesłanie. Dzień Holocaustu stał się oficjalnie obchodzonym w Stanach Zjednoczonych świętem. Wreszcie, w kwietniu 1993 roku, w Waszyngtonie zostało otwarte Państwowe Muzeum Holocaustu (US Holocaust Museum), z udziałem Billa Clintona oraz 12 prezydentów i premierów z państw Europy Środkowej i Wschodniej, na terenie których zbrodnia była przez Hitlera realizowana. W gronie tym był prezydent Lech Wałęsa.

– Co przesądza o wyjątkowości zbrodni Holocaustu?
Samo założenie programowe tej zbrodni. Po raz pierwszy oficjalnym celem polityki suwerennego i powszechnie uznawanego państwa, jakim były Niemcy, stało się biologiczne zgładzenie całego narodu nieposiadającego państwa. Do tego zadania powołano całą strukturę administracyjną i przemysłową. Podjęto eksperyment fizycznego wyeliminowania Żydów, poprzez których – jak wierzą oni sami i wszyscy chrześcijanie – Bóg się człowiekowi objawił. Narodu, który przez tysiąclecia dokumentował swój wkład w cywilizację ludzką we wszelkich jej obszarach, mimo wszelkich zagrożeń i przeciwności. Do uzasadnienia takiego planu stworzona została cała ideologia.

Poza Cyganami nie było innych narodów, których, zgodnie z tym planem, miało "nie być". W czasie II wojny, która stała się niewyobrażalną tragedią ludzkości, z jej powodu ginęli ludzie. Żydzi ginęli, bo byli... Żydami. Nie wszystkie ofiary II wojny były Żydami, ale wszyscy Żydzi byli ofiarami. Dlatego zbrodnia Hitlera była czymś wyjątkowym, wymagała odrębnego nazwania.

Podkreślenie wyjątkowości tej zbrodni jest obowiązkiem historycznym i moralnym, a dziedzictwo Holocaustu nakazem przeciwstawiania się wszelkiej nienawiści do człowieka i każdej grupy etnicznej, narodowej, religijnej czy społecznej. Jest to sedno jego uniwersalizmu. Służę mu wiernie.

– Czy symbolem tej wierności jest numer A-7713?
Mój numer więźniarski z KL Auschwitz, który jest ze mną i pozostanie zawsze, niewątpliwie jest takim symbolem. To legitymacja Holocaustu i do zajmowania się Holocaustem.
– Jak się pan znalazł w KL Auschwitz?
Urodziłem się i wychowałem w węgierskim Sigeth w religijnej rodzinie żydowskiej. Na początku czerwca 1944 roku zostaliśmy wraz z innymi Żydami załadowani na bydlęce wagony i wywiezieni. Mój ojciec Szlomo, mama Sara, moja młodsza siostra siedmioletnia Cipora i ja. Miałem szesnaście lat. Starsze siostry Hilda i Bea miały już rodziny i nie mieszkały z nami, co je ocaliło. Po czterech dniach dotarliśmy do Auschwitz. Już podczas pierwszej selekcji oddzielili mnie od mamy i siostry. Zamordowano je wkrótce w komorze gazowej. Mnie z ojcem nie rozdzielili, bo skłamałem, że mam 18 lat, a ojciec, że ma czterdzieści, a nie pięćdziesiąt. Zostałem z dorosłymi jako zdolny do pracy.

Dostałem numer obozowy, tak jak mój ojciec. Poczułem się dorosły. Trzymaliśmy się
razem, razem pracowali, spali na jednej pryczy, wspólnie modlili się, kłócili z Bogiem o sens tego w czym uczestniczymy, a z innymi więźniami spierali, czy Bóg w ogóle jest. Przeżyliśmy razem Auschwitz i trafiliśmy do obozu pracy Buna. Stąd 19 stycznia 1945 r. popędzono nas w marsz śmierci. Po dziesięciu dniach z 20 tysięcy więźniów do Buchenwaldu dotarło nas sześć tysięcy. Po kilku dniach mój ojciec skonał z wycieńczenia. Walczył do końca. 11 kwietnia 1945 r. wyzwolili nas Amerykanie, do obozu dotarły pierwsze jednostki amerykańskie... Byłem szczęśliwy. Zdawało mi się, że teraz, po tym co przeszedłem, mogę sięgnąć gwiazd...

– Chyba pan profesor sięgnął... Pięćdziesiąt książek, w tym światowy bestseller „Noc”, tłumaczony na ponad dwadzieścia języków, 130 doktoratów honorowych. Pokojowa Nagroda Nobla i pozycja najbardziej rozpoznawalnego na świecie przedstawiciela swego narodu. Międzynarodowy autorytet, otwarte drzwi do światowych przywódców...

To jedna strona medalu, ale jest druga... W jakimś sensie wiąże się to z tym, że jestem żywym reliktem Holocaustu, że piszę, mówię, kiedy trzeba – krzyczę, w imieniu tych, którzy nie mogą, bo ich już nie ma albo nie mają siły.

Po wojnie wyobrażałem sobie, że to, co się stało, tak zimmunizuje, uodporni ludzi, że świat zmieni się diametralnie. Zło nawet w minimalnej skali Holocaustu nie będzie po prostu możliwe. Gdyby ktoś mnie wtedy zapytał, czy wyobrażam sobie, że pół wieku później znajdą się jacyś ludzie, którzy zaprzeczą moim osobistym przeżyciom z KL Auschwitz, nazwałbym go zboczonym czarnowidzem. Gdyby wtedy zapytać kogokolwiek, kto przeżył Holocaust, czy uwierzyłby, że przyjdą czasy, kiedy będą mu mówić, że nie przeżył nic, też by nie uwierzył.

Gdyby powiedzieć wyzwolicielowi obozu, że doczeka czasu, kiedy odwiedzając to miejsce po latach zobaczy na jego murach napis „Żydzi do gazu”, też by nie uwierzył. Czy ktoś był w stanie, po tragedii Holocaustu, przewidzieć Rwandę, Darfur, Bałkany, Tybet? Nie! Ale czy można żyć samym tylko zdumieniem nad tą nieprzewidywalnością? Też – nie! Trzeba mówić pełnym głosem, protestować, ostrzegać i przede wszystkim uczyć...
– Na przykład tego, że nie wolno Żydom zabierać Holocaustu?
Oczywiście! To jeden z najbardziej perwersyjnych paradoksów. Podczas horroru II wojny nikt Żydom Holocaustu nie zazdrościł, a teraz ustawia się kolejka... Kardynał Józef Glemp mówi o „holocauście nienarodzonych”, ekolodzy o „holocauście wielorybów i fok”. itd. Znane są tendencje chrystianizacji Holocaustu, dowodzenia, że objęci nim byli nie tylko Żydzi, ale także społeczeństwa okupowanych przez Hitlera państw, że ktoś był „następny w kolejce” do całkowitej anihilacji narodu. Nie brakuje publicystyki, w której można przeczytać o „polskim Holocauście” albo jeszcze lepiej, iż świat zna „wiele Holocaustów”. Uważam to za niegodziwość. Metodologiczną i ludzką. Rozciąganiu pojęcia Holocaustu niczym gumy towarzyszy zjawisko jego... dejudeizacji. Żydzi są z jego pejzażu wymazywani. Przecież o KL Auschwitz przez lata pisano, że to największy „polski cmentarz”...
– Sugeruje pan profesor, iż Żydzi stali się ze swym Holocaustem tak... niewygodni, że „przeszkadza” już nawet ich obecność w Holocauście?
Tak się właśnie dzieje... Przybiera to rozmaite „twórcze” formy. W Lublinie niedawno zaplanowano, na przykład, wystawienie na Majdanku rockopery „Jesus Christ Superstar”, aby stworzyć paralelę cierpienia Chrystusa i Holocaustu, z Żydami jako operatorami tego cierpienia w tle. Na szczęście, po międzynarodowych protestach polski minister kultury realizację tego „projektu” przerwał... Wszyscy mamy w pamięci sprawę krzyży w KL Auschwitz, ustawianych tam setkami, w miarę narastania protestów żydowskich. Temu „projektowi” położył kres papież Jan Paweł II.
Chcę zapewnić, że nawet jeżeli jesteśmy z Holocaustem niewygodni, my się go nie wyrzekniemy, nie pozwolimy sobie odebrać ani nim żonglować. Takie „majstrowanie” przy Holocauście jest najbardziej wyrafinowaną formą antysemityzmu.

– Może więc nie powinienem pytać o pański stosunek do porównywania Strefy Gazy do otoczonego murem getta warszawskiego, a interwencji w niej do... Holocaustu, jakie można było spotkać w mediach arabskich, choć nie tylko?
Trzeba naprawdę ogromu złej woli, aby kuglować takimi porównaniami. Mają one mniej więcej taką samą wartość jak stwierdzenia, że Żydzi „ukradli” Arabom ziemię i zorganizowali na niej Izrael. Jak rozumiem, obecność Żydów na terenach biblijnej Ziemi Obiecanej, w Jerozolimie i innych historycznych miejscach Izraela, była fikcją. Dlatego zapewne ugrupowania, uznawane przez społeczność międzynarodową za terrorystyczne, jak Hamas, w swoich dokumentach programowych odmawiają Izraelowi prawa do istnienia i toczą z nim wojnę. Wystrzeliwszy na teren Izraela trzy tysiące rakiet trafiających cywilów, ich domy, szkoły i inne obiekty publiczne oraz odmówiwszy zawieszenia broni z tym państwem, Hamas uznał interwencję za „zbrodniczą” i sięgnął po propagandową retorykę odwołującą się do martyrologii żydowskiej: getta, Holocaustu etc. Dodajmy, że Hamas odmówił także podporządkowania się władzom Autonomii Palestyńskiej z jej prezydentem Mahmudem Abbasem i prowadzi swoją awanturniczą politykę autorską.

Niestety, polityka ta przyniosła ofiary w ludności cywilnej podczas interwencji, która nigdy w nią wymierzona nie była, a w obiekty, instalacje i siły militarne Hamasu. Niestety Hamas robił wszystko, aby kryć się za plecami cywilów i wykorzystywać ich jako tarcze. Kiedy giną niewinni ludzie, jest to zawsze tragedia i trzeba się nad nią pochylić z należnym szacunkiem. Nie może to jednak zwalniać, a wręcz przeciwnie, skłaniać do poszukiwania odpowiedzialnych za taką sytuację. Odpowiedzialne jest ugrupowanie terrorystyczne, które wciągając w swą walkę z Izraelem niewinnych cywilów doprowadziło do śmierci i ran wielu z nich oraz wszelkich związanych z tym tragedii osobistych i rodzinnych.

– Jak zatem problem koegzystencji izraelsko-arabskiej w Ziemi Świętej powinien zostać rozwiązany?
Nie jestem politykiem, nawet nie mieszkam w Izraelu... Życząc mu jak najlepiej, wiem, że nie ma dla tego rejonu świata innej przyszłości jak współistnienie. Myślę, że jego warunkiem podstawowym jest wzajemne uznanie tego faktu. Palestyńczycy nie mogą upierać się, że Izrael nie ma prawa egzystować, a równocześnie domagać się udziału w tym, co państwo żydowskie stworzyło w wielkim trudzie i przy ogromnych przeciwnościach przez 60-lecie swego istnienia. Muszą wyłonić się po stronie palestyńskiej takie grupy liderów, które zdołają do tego faktu przekonać własne społeczeństwo. Proces formowania takich sił, niewątpliwie powinien mieć wsparcie społeczności międzynarodowej. Bardzo ważna jest przy tym postawa najbliższego sąsiada Izraela – Egiptu.

– Niedawno w Nowym Jorku odbierał pan profesor doktorat honoris causa Uniwersytetu Gdańskiego, pierwszą taką godność akademicką przychodzącą z Polski. Z jakimi refleksjami?

Ze wzruszeniem i satysfakcją. Ten doktorat jest dla mnie ważny z kilku powodów. Po pierwsze, dlatego że honorowe doktoraty tej uczelni posiada kilka osób dobrze mi znanych i cenionych. Jest to – ladies first – zaprzyjaźniona ze mną od lat prof. Madeleine Albright, wykładająca na Wydziale Służby Zagranicznej Georgetown University, gdzie katedrę i fotel profesorski przejęła po znakomitym profesorze Janie Karskim, też moim wielkim przyjacielu i bohaterze. Doktorami są inni Nobliści: Lech Wałęsa i Guenther G
rass, był Francois Mitterand. W uczelni tej studiowali Aleksander Kwaśniewski i Donald Tusk. Gdańsk to miasto, gdzie rozpoczęła się II wojna światowa, która tyle globalnego zła wyrządziła ludzkości oraz tyle nieszczęść przyniosła poszczególnym jej uczestnikom. Polska należała do najbardziej pokrzywdzonych. Nie chodzi tu tylko o straty ludzkie, ale także o fakt zdrady we wrześniu 1939 roku przez jej sojuszników Anglię i Francją, a potem ponownej zdrady w Teheranie i Jałcie przez Churchilla i Roosevelta, którzy oddali ją Stalinowi.

Proces wydobywania się z sowieckiej matni i droga do grona państw wolnych i demokratycznych rozpoczął się też właśnie w Gdańsku wraz z powstaniem „Solidarności” w 1980 roku. Są to fakty trudne do zignorowania, przemawiające za jakimś ‘genius locci’ tego miasta. Wybieram się tam wiosną br., by poznać je lepiej. Stanąć na Westerplatte i pokłonić bohaterskim polskim żołnierzom, którzy jako pierwsi stawili czoła wojennej machinie Hitlera, zobaczyć miejsce, gdzie narodziła się „Solidarność”, a przede wszystkim wygłosić wykład dla mojej nowej społeczności akademickiej, spotkać z jej profesurą i oczywiście ze studentami.

– Jakie uczucia żywi pan do Polski i Polaków. Przez wiele lat prezentowano pana jako postać nadmiernie wobec Polski krytyczną...
Polska jest państwem o trudnej do przecenienia roli w historii Europy i jej dniu dzisiejszym. Unikalna i warta podkreślenia jest kilkusetletnia obecność Żydów na ziemii polskiej i ich udział w polskiej rzeczywistości. Mówić o tym należy z dumą. Nie może to jednak wykluczać pamięci wydarzeń mniej radosnych, przykrych czy tragicznych oraz mówienia o nich w jakichś uzasadnionych sytuacjach. Tylko ludzie złej woli lub opanowani jakimś fanatyzmem mogą mieć o to pretensje.

– Miał pan wśród Polaków swoich dwóch wielkich przyjaciół, którzy już, niestety, odeszli...
Tak... Z Polaków żyjących na ziemi amerykańskiej był to Jan Karski. Polak, który dla ratowania Żydów podczas Holocaustu zrobił najwięcej, choć żadnego z nich nie ocalił osobiście. On operował w innej skali: chciał ocalić wszystkich jeszcze żyjących Żydów powstrzymując machinę Holocaustu. Wydawało mu się, że jeżeli powie o tej zbrodni największym ówczesnego świata, oni po prostu będą musieli coś zrobić. Użyć dostępnych im środków, aby zmusić Hitlera do zaprzestania zbrodni. Pomylił się. Anglia i Stany Zjednoczone miały inne wojenne cele niż ratowanie Żydów. Żydzi nie mieli szans. Po wojnie wiele razy czytałem książkę Jana Karskiego „Story of a Secret State”. Byłem przekonany, że nie żyje. Kiedy w 1980 roku organizowałem międzynarodową konferencję wyzwolicieli obozów koncentracyjnych, ze zdumieniem dowiedziałem się, że Jan Karski nie tylko żyje, ale jest wybitną postacią akademicką na Georgetown University.

Spotkałem się z nim i poprosiłem, aby podczas konferencji zdał raport ze swej misji. Zgodził się po długim wahaniu. Jego wystąpienie było wstrząsające i przeszło do historii. Karski stał się znów osobą publiczną, bohaterem i wielkim autorytetem moralnym. Polska powinna być z niego dumna, był bowiem jednym z największych Polaków XX wieku. Połączyła nas wielka przyjaźń trwająca do jego ostatnich dni. Powrócił do mnie niedawno, gdy otrzymywałam Nagrodę Orła Jana Karskiego. Drugim laureatem był biskup profesor Tadeusz Pieronek. Paradoksalnie podczas wojny dzieliło nas tylko dwanaście kilometrów i druty obozowe. Ja byłem w KL Auschwitz, a on u wuja-księdza w pobliskiej wiosce. Z kolei w oświęcimskich koszarach zamienionych potem na obóz 1 września 1939 roku zastała wojna porucznika Jana Kozielewskiego. Stąd wyruszył na swą wojenną epopeję, w której zasłynął już jako – Karski.
Pośród polskich przyjaciół, mieszkających w Polsce, najbliższa przyjaźń połączyła mnie z Bronisławem Geremkiem. Poznałem go, kiedy przebywał w Ameryce na stypendium w latach 60. Z czasem znajomość przerodziła się w przyjaźń. Byłem świadkiem jego wspaniałej kariery politycznej.

Współtworzenia „Solidarności”, misji konstruowania rządu, kierowania polską dyplomacją. Jego wielu sukcesów międzynarodowych, przede wszystkim amerykańskich, których zwieńczeniem było podpisanie akcesji Polski do NATO. Spotykaliśmy się, kiedy tylko to było możliwe. W Stanach, we Francji, nawet w Polsce. Był wspaniałym przykładem, jak można być wielkim Polakiem urodziwszy się Żydem. Ze zgrozą dowiedziałem się, że jacyś bandyci przyszli z łopatami pod cmentarz powązkowski i tam nagrali video o tym, że Geremka trzeba wykopać z tej ziemi i wyrzucić za płot, po czym ten „film” umieścili w internecie, a prokuratura... odmówiła ścigania tego czynu.

– Jakie relacje łączą pana profesora z kolegą-Noblistą Lechem Wałęsą?
Jego miejsca w historii, jako twórcy „Solidarności”, nikt mu nie odbierze, choć wielu ma taki zamiar. Znamy się od wielu lat. W końcu 1987 roku, kiedy władza komunistyczna bardzo chciała, aby pozostał on tylko „osobą prywatną”, wraz z prezydentem Francoisem Mitterandem, zaprosiłem go do Paryża na światowe spotkanie Noblistów. Nie dostał paszportu. Reżim nie chciał, aby świat znów patrzył na Wałęsę i słuchał go. Postanowiliśmy zatem przylecieć do Krakowa, a spotkanie z Wałęsą odbyć na terenie muzeum KL Auschwitz. Odbyło się to 18 stycznia 1988 roku. W asyście mediów. Skandalu związanego z niewpuszczeniem nas do Polski już nie zaryzykowano.

Lechu pojawił się w Oświęcimiu, gdzie maszerowaliśmy wspólnie, a towarzyszył nam transparent „Niech żyje Solidarność!” Mógł też powiedzieć dziennikarzom, że wierzy w przyszłość. To spotkanie odbiło się szerokim echem w świecie. Znowu zaczęło się mówić o Wałęsie. W Polsce niebawem zaczęła dojrzewać idea „Okrągłego Stołu”. Ostatecznie obrady rozpoczęły się w lutym 1989 roku., a władza komunistyczna ostatecznie poszła na historyczny kompromis pokojowego oddania władzy, co w tym systemie nigdy dotąd się nie zdarzyło.

Z Wałęsą w roli prezydenta spotykałem się dwa-trzy razy. W tym przede wszystkim podczas 50-lecia wyzwolenia KL Auschwitz. Mieliśmy rozbieżność w ocenie tego, co na temat wielkości ofiar żydowskich i polskich w tym obozie powinno zostać powiedziane w oficjalnych przemówieniach. Udało się wyjść z tego impasu. Kilkakrotnie potem widywaliśmy się na spotkaniach Noblistów. Na 25-lecie otrzymania tej nagrody przez Lecha Wałęsę zaprosił mnie do Polski, jednak nie udało się tego zrealizować. Nie tracę nadziei, że podczas mojej wizyty w Gdańsku znajdzie czas, aby pokazać mi swoje miasto.
– Czy zgadza się pan z twierdzeniem, że świat przeżywa obecnie nową falę antysemityzmu?
Jest to bardziej kwestia faktu niż wiary. Występowanie takiego zjawiska potwierdzają badania prowadzone na całym świecie, liczne publikacje oraz konkretne wydarzenia. Jeżeli dwóch profesorów amerykańskich pisze książkę o żydowskim lobby panującym nad Ameryką i pośrednio światem, a publikacja zyskuje wielki rezonans międzynarodowy, to oczywiście musi to skłaniać do refleksji. Jeżeli wiele lat żyje paszkwil o tym, że World Trade Center 11 września 2001 roku zburzyli Żydzi, to też to musi zastanowić. Jeżeli odpowiedzialnością za dzisiejszy kryzys ekonomiczny obarcza się Żydów, to też nie może to nie skłaniać do zastanowienia. Jeżeli w Lublinie – przechodząc do skali mniej globalnej – przeszkadza pomnik Holocaustu, bo stoi w środku miasta i dlatego chce się go wypchnąć za miasto, albo w tym samym mieście nie widzi nic specjalnego w fakcie urządzenia stadionu na żydowskim cmenatrzu, to muszą zastanawiać motywy takich pomysłów.

Antysemityzm jest zjawiskiem wiecznie żywym, choć w różn
ym czasie i różnych miejscach różne jest jego natężenie i konsekwencje. Dość charakterystyczne jest to, że w miejscach, gdzie zaczyna wzrastać, wzrasta równocześnie tendencja do zaprzeczania jego istnieniu oraz bagatelizowania jego przejawów. W jednym miejscu, gdy ktoś namaluje swastyki na synagodze, prezydent jedzie na miejsce i osobiście zmywa je szczotką i detergentem, a w innym tłumaczy się opinii, że to wybryk gówniarzy, bez znaczenia. Oczywiście można zadawać pytanie, jak antysemityzm jest możliwy 70 lat po II wojnie. Czuję się coraz częściej bezradny w odpowiedzi. Świat ciągle przerabia lekcję Holocaustu i nie potrafi zdać z niej egzaminu...
– Dziękuje panu profesorowi za rozmowę.
Rozmawiał:
Waldemar Piasecki

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

ReklamaDazzling Dentistry Inc; Małgorzata Radziszewski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama