Chicago (Inf. wł.) – Twarze, twarze i tańczące kwiaty, to kolejna wystawa dokonań artystyczno – twórczych, poety, eseisty, Janusza Kopcia. Któż nie zna Janusza w Chicago, chyba nie ma takiej osoby. To właśnie on w Polamerze codziennie niesie pomoc wielu Polakom, zawsze grzeczny, uśmiechnięty, dla każdego ma czas i miłe słowo. Otóż i dlatego w ostatni dzień lutego na otwarcie jego wystawy przybyło liczne grono przyjaciół, poetów, artystów, tudzież ciekawskich, których nigdy nie brak na polskich spotkaniach, gotowych wszystko krytykować.
Ale zanim zaczniecie krytykę, sami spróbujcie namalować tyle twarzy, czarno -białych, rudych, złych, drapieżnych, drwiących, realnych, brzydkich. Podobnych czy nie, to nie ma znaczenia. Są namalowane i to coraz w lepszym stylu, udoskonaloną techniką, a poza tym w charakterze, przypominają twarze spotkane na ulicy. Są one czasem smutne, zadumane, myślące – no, właśnie myślące. Jedno z ostatnich dokonań artystycznych, rzucający się w oczy, wiszący nie za wysoko, a jednak zatrzymujący wzrok, to autoportret Janusza. Kilka słów o tej twarzy, bardzo dużo światła, zamyślone oczy, całość w czerni i bieli. Ten obraz trzeba koniecznie zobaczyć, to cały Janusz Kopeć, poeta myśliciel, filantrop, prawie człowiek renesansu.
Mówię tak, bowiem znam Janusza dość długo. Janusz jest wydawcą 8 tomików poezji, tomu fraszek, haiku, książki „Polonii portret własny”. Jest autorem wielu wywiadów z ciekawymi ludźmi.
Zatrzymam się na chwilę nad fraszką, bowiem to ona była gospodynią tego miłego wieczoru. Jako pierwszy na polski grunt gatunek literacki zwany fraszką przeniósł Jan Kochanowski. Rodowodu tego utworu możemy szukać w antycznej Grecji, pisał je Ezop . To krótki, dowcipny, o niezbyt poważnym temacie wiersz. Inna definicja mówi, że jest daleką kuzynką wiersza, krótką formą poetycką. Trzeba tu dodać, że potrzeba wiele sprytu i talentu, aby w tak małej formie zawrzeć wiele treści. Fraszka – w języku romańskim – to igraszka gałązka, witka, którą można wychłostać głupotę, dulszczyznę i niegodziwości tego świata. Zapewne potrzeba wiele sprytu, aby tak małą gałązką wychłostać przywary.
Sala zapełniona po brzegi, a na około wiszące obrazy. Wyzierają z nich liczne, bardziej i mniej znane twarze. Wśród których z łatwością można rozpoznać między innymi poetkę Hannę Powichrowską. Namalowana w czerniach, z dużym kapeluszem na głowie. Tuż obok stoi ona sama. W białej bluzce i dużym czarnym kapeluszu na głowie stojąc przy obrazie, sprawia wrażenie jak ze sztuki teatralnej.
Oficjalnego otwarcia wystawy dokonał Jan Kozioł, właściciel sali, który wraz z bohaterem wieczoru przy mikrofonie witał zebranych. Po otwarciu wystawy, zaczęła się prezentacja twórczości. Jako pierwszy wystąpił Henryk Zygmunt śpiewając skomponowaną przez siebie piosenkę do słów bohatera wieczoru. Oto kilka wersów tego tekstu o tytule „Bądź zawsze sobą, Polsko nasza”:
jest jeden kraj
gdzie wierzby drzewem prawie świętym
a smutne brzozy są ołtarzem
dla ludzi wojny i wyklętych
jest jeden kraj
gdzie do komina bocian wraca
jak na kolumnę Zygmuntowską
a panny wianki zakładają
gdy na wesele idą wiosna
Bądź zawsze sobą Polsko nasza...
Potem weszli dostojnie recytatorzy fraszek: Marianna Dziś, Beata Mamok, Władysław Panasiuk i Robert Paweł Redliński. Sam Janusz zaanonsował artystów czytających fraszki. Od tego momentu zapanowała atmosfera radości i relaksu. Co raz słuchacze wybuchali serdecznym śmiechem, bijąc gromkie brawa.
Po bloku dowcipnie mądrych, chłoszczących fraszek z różnych dziedzin życia znów pojawił się Henryk Zygmunt z następną piosenką do słów Janusza, kolejną zaśpiewał do tekstu Adama Lizakowskiego, znanego państwu, z dużym dorobkiem literackim poety. Drugie wejście czytających artystów i poetów przyniosło jeszcze więcej uciechy z usłyszanego bloku fraszek, szkoda, że nie możecie państwo tego usłyszeć, a było się z czego uśmiać.
W jednej z fraszek Janusz radzi: „kupuj w internecie, bankructwo ogłosisz w lecie”. Na finał spotkania piosenka „Gdybym był bogaczem”. Na koniec Janusz podziękował wszystkim za pomoc w przeprowadzeniu wieczoru. Celina Rożnowska, kierownik zespołu „Polonia”, podziękowała od siebie za możliwość wzięcia udziału w spotkaniu i gratulowała Januszowi talentu.
Rozpoczęła się wędrówka osób oglądających obrazy. Tu i tam goście prowadzili rozmowy przy lampce wina. Tak minął jeden z bardziej udanych sobotnich wieczorów. Miejsce, o którym opowiadam, to Omega Biznes Center pod adresem 6818 W. Belmont w Chicago. Szkoda, że tak mało miejsca do parkowania, bo sala ze wszech miar może służyć Polonii do różnych spotkań integrujących środowisko.
Zanim zaczęła się prezentacja fraszek, miła młoda dziewczyna sprzedawała losy na loterię, w której wygraną był obraz Janusza „Różowe radosne rumiany”. Pozwólcie, państwo, że na zakończenie słów kilka na temat wejścia do sali wystaw. Otóż, kiedy weszłam po schodach na pierwsze piętro, czekała na mnie uśmiechnięta dziewczynka, która pokazała mi, gdzie mogę zostawić swój płaszcz. Jak się zorientowałam, była to urocza córeczka właścicieli, państwa Kozioł. Niby nic, a jednak grzeczności nigdy za dużo. Od razu poprawił mi się humor i kiedy znalazłam się na sali, poczułam się jak u siebie w domu.
Tekst: Alina Szymczyk
Zdjęcia: Klaudiusz Godzik
Twarze i tańczące kwiaty - Wernisaż Janusza Kopcia
- 03/16/2009 03:21 PM
Reklama








