Kiedy w sobotę rano, 17 stycznia, pociąg powoli ruszał ze stacji kolejowej Filadelfii w stronę Washingtonu, kamery telewizyjne przesunęły się po obu stronach nowoczesnej lokomotywy – i przez kilka sekund zatrzymały się na dwóch białych, wielkich cyfrach: 44. Dla tysięcy widzów, wiwatujących flagami, cyfry te miały tylko jednak znaczenie: pociąg ten przewoził z historycznej Filadelfii do stolicy Ameryki 44. prezydenta Stanów Zjednoczonych – Baracka Obamę.
Jego wyjazd z Filadelfii – unikalny w swym programie inauguracyjnej ceremonii – posiadał swą wyjątkową symbolikę: w mieście tym podpisano Deklarację Niepodległości Ameryki, a także w mieście tym poczesne miejsce zajmuje “Dzwon Wolności” i wciąż przypomina aktualność podstawowych idei tego kraju. Wreszcie pociąg ten 150 lat temu przewoził do stolicy po drugich wyborach i akcie emancypacji czarnej ludności prezydenta Abrahama Lincolna.
Obecnie dostojny pasażer tego pociągu zamierzał więc podkreślić aktualność Filadelfii zarówno do historycznej – w której dominowały elementy rewolucyjne – jak i tej współczesnej oczekujące od 250 lat ich pełnej realizacji. Zarówno Deklaracja Niepodległości, jak i Konstytucja nie uznawały bowiem równych praw czarnej części społeczeństwa amerykańskiego. Konstytucja była nieco hojniejsza: określała proporcje prawne czarnego wobec białego w stosunku 1:5. Nawet krwawa wojna domowa Lincolna, podczas której zginęło 650 tysięcy Amerykanów, nie zmieniła położenia ludności czarnej – lub zmieniła bardzo niewiele w swych praktycznych skutkach.
Pasażer z historycznym numerem 44 prezydenta USA jechał do Washingtonu zmienić pozycję społeczną i polityczną nie tylko swej grupy etnicznej, lecz także dotychczasową historię tego kraju. Bez drugiego Gettysburga.
Powrót do Mickiewicza
Liczba 44 wibruje także swoją symboliką i bogatym skojarzeniem w polskiej wyobraźni literacko-politycznej. To Adam Mickiewicz – najwybitniejszy polski romantyk, stworzył z tych dwóch cyfr coś więcej, niż kolejną numerację ludzi lub wydarzenia. Umiał on podnieść 44 do rangi wielkiego symbolu Wyzwoliciela spod obecnej przemocy.
“A imię jego będzie czterdzieści i cztery...” – wypowiedziane przez ks. Piotra w II części “Dziadów” – zapowiadało przyjście “Wskrzesiciela”, który przyniesie Polsce wolność. Mickiewicz, który słowem i bronią chciał wyzwolić Polskę spod carskiego jarzma, nie formułował szczegółów osobowych ani warunków historycznych swego wyzwoliciela ojczyzny. Symbol ten przerastał bowiem jakiekolwiek dotychczasowe ziemskie analogie – był łącznikiem między osobistym marzeniem a pomostem wobec biblijnego Dawida lub Mojżesza.
Równocześnie liczba ta zafascynowała swoją siłą, energią i tajemniczością zarówno grono jego osobistych przyjaciół, jak i późniejsze pokolenia Polaków. Setki studentów historii i filologii polskiej na uniwersytetach, analizowało jej podłoże i znaczenie polityczne. Powstała wcale poważna bibliografia – często oparta na mitologii, której autorzy starali się dotrzeć do źródeł znaczenia tych dwóch zakodowanych w poezji cyfr. Tymczasem, jeden z najbliższych przyjaciół Mickiewicza z kraju i na emigracji, Seweryn Goszczyński, w ten sposób przedstawił kontekst powstania liczby 44:
“Było to w Dreźnie. Miał nadzwyczajne natchnienie. Przez trzy dni nie mógł się oderwać od pisania... Rysy, którymi kreślił tego męża, rzucał bezwiednie, bez żadnego rozmysłu... Podobnie położył liczbę 44 nie wiedząc, dlaczego tę liczbę, a nie inną położył, bo mu sama nadeszła w chwili natchnienia, gdzie nie było miejsca na żadne rozumowanie”.
Był to kwiecień 1832 roku. Mickiewicz miał wtedy 34 lata. Polska i Europa żyły echami strzałów powstania listopadowego. Od tego czasu liczba 44 rozrastała się stopniowo w uniwersalne hasło narodu polskiego, oczekującego swego wyzwoliciela. Przekształcało się samowolnie w polityczną energię.
W 1914 roku wyzwolicielem tym obwołano Józefa Piłsudskiego – twórcę Legionów. Tysiące młodzieży akademickiej z trzech zaborów przyłączyło się do idei wyzwolenia Polski spod zaboru rosyjskiego. Józef Piłsudski spełnił oczekiwania zarówno polskich romantyków, jak i trzech warstw społecznych narodu polskiego w XX wieku. Był socjalistą, był więźniem na Syberii, żołnierzem i wybitnym politykiem o międzynarodowym wymiarze. A więc posiadał wiele cech, które czyniły z niego realiza- tora oczekiwań społecznych, zarówno najniższych warstw, jak i twórcę wolności dla klasy średniej i resztek polskiej arystokracji – której przodkowie także ginęli na Syberii.
Nadzieję wyzwolenia narodu polskiego spod obcej przemocy zrealizowano w 1918 roku, gdy 11 listopada pociąg przywiózł z więzienia w Magdeburgu do Warszawy Józefa Piłsudskiego – owe symboliczne uosobienie numeru 44. Wizja Mickiewicza wydawała się otrzymać swe potwierdzenie.
Pokojowa rewolucja
Obamy
Jakiekolwiek poważne porównanie między Piłsudskim i Obamą na podstawie analogii liczby 44 jest, oczywiście, sztucznym zabiegiem literackim. Gdy młodzież polska zaciągała się masowo do POW i Legionów Piłsudskiego, niemalże cała Europa była w ogniu. Tysiące młodych ludzi – w tym także Polaków – ginęło po obu stronach frontu. Obie walczące strony – Rosja, Prusy i Austria, przeżywały krwawe rewolucje przeciwko królewskim elitom. Wiek XX dojrzewał do nowych elit – często z własnymi kompleksami.
Mimo rewolucyjnych propozycji wobec polityki dotychczasowych elit w Washingtonie, droga Obamy do najwyższej władzy w Ameryce była pokojowa i bezkrwawa. Nie padł ani jeden strzał wobec tzw. przeciwnika. Nawet bezpośrednia dyskusja między McCainem – republikaninem – i Obamą – demokratą, nie przekraczała granicy wersalskiej grzeczności. Ich różnice poglądów można porównać między Dmowskim i Piłsudskim.
Na czym więc polegała istotna treść tzw. rewolucji Obamy? Jedną z definicji jest rekordowa liczba głosujących w obu obozach. Drugą cechą jest osobisty stosunek do wyborców i do przyszłości tego kraju. Zarówno złożona biografia Obamy: biała matka rodem z Irlandii, ojciec z Kenii i biała babcia z Hawaii – to idealny mikrokosmos współczesnej Ameryki. Dalsze słowa Mickiewicza dodawały wręcz atmosfery proroctwa: “Wskrzesiciel narodu. Z matki obcej; krew jego dawne bohatery; A imię jego będzie czterdzieści i cztery”.
Barack Obama – będąc produktem współczesnego globalizmu – zrozumiał swe wieloetniczne usytuowanie i potraktował je jako naturalny aset Ameryki. Bez kompleksów i bez uprzedzeń. Równocześnie – jako doskonały prawnik z chicagowskim doświadczeniem zdawał sobie sprawę, iż Ameryka pulsuje zarówno uprzedzeniami, jak i kompleksami nie tylko wobec kolorytu skóry, lecz także wśród etników o europejskim rodowodzie.
Polityczny geniusz Obamy polegał więc nie tylko na maksymalnym zneutralizowaniu własnego dziedzictwa historycznego, lecz więcej na poszukiwaniu wspólnego mianownika dla owych 300 milionów obywateli amerykańskich. Mianownikiem tym były dwa elementy: wojna w Iraku oraz dramatyczna sytuacja ekonomii amerykańskiej. Były one ze sobą integralnie powiązane. Jest truizmem, iż każda wojna zuboża oba społeczeństwa: ofiary i agresora.
Inaczej mówiąc – smutne dziedzictwo 8 lat prezydentury Busha, wciąż tkwiło głęboko korzeniami w dacie 1 września 1939 roku. Szczególnie z perspektywy polskiej. Nazwisko Busha dla milionów wyborców było czymś więcej, niż symboliczną drogą pod Gettysburg. Stopniowo stawało się ono rodzajem “mementomori” dla milionów bezrobotnych Amerykanów, pomnażanych każdego
tygodnia. Rekordowe zwycięstwo przy urnach wyborczych było więc zarówno wykreśleniem z Konstytucji tych jej fragmentów przyznających czarnej ludności 1/5 praw w stosunku do ludności białej – jak i zapowiedzią dalszych zmian wobec mniejszości etnicznych Ameryki, których prawa zostały uformowane w XVIII wieku przez właścicieli setki niewolników.
Obama – jako wyraziciel marzeń milionów Amerykanów – wyrastał zarówno z pięknej idei romantycznej Adama Mickiewicza z liczbą 44 – jak i z realiów syntezy doświadczeń amerykańskich. Ameryka w XXI wieku wciąż czekała na przywódcę, który zrealizowałby potencjał intelektualny i moralny tego społeczeństwa.
Numer 44 – jako kolejny numer jego prezydentury w powiązaniu z proroctwem Adama Mickiewicza – może być czymś więcej, niż symboliką polsko-amerykańskich kontaktów w XXI wieku. Poezja, mitologia i polityka od ponad dwóch wieków stanowią źródło zbiorowej wyobraźni obu krajów. Dla tysięcy młodych Amerykanów na stacji kolejowej Filadelfii, numer 44 na lokomotywie był ważną liczbą swego młodego bohatera, liczbą łatwo do zapamiętania dla następnych pokoleń, dla reszty społeczeństwa amerykańskiego była to piękna podróż we współczesną historię.
Natomiast fragment z “Dziadów”: – “A imię jego będzie czterdzieści i cztery...” pozostanie tylko polską tajemnicą.
Edmund Osysko
“A imię jego będzie czterdzieści i cztery...” (Korespondencja z Nowego Jorku)
- 03/16/2009 03:24 PM
Reklama








