Znana, dość radykalna organizacja o nazwie PETA od wielu lat prowadzi kampanię, której celem jest eliminacja okrucieństwa w stosunku do zwierząt. Taktyka stosowana przez tę grupę bywa kontrowersyjna i budzi w wielu kręgach sprzeciw, co czasami również osłabia przesłanie organizacji. Ostatnio jednak w USA widać coraz więcej zmian, które sugerują, iż kraj zaczyna się na serio przejmować tą problematyką, niezależnie od poczynań aktywistów.
W Kalifornii wyborcy zatwierdzili ostatnio stosunkiem głosów dwa do jednego projekt ustawy, która zabronić ma hodowcom kurczaków i trzody chlewnej przetrzymywania zwierząt w ciasnych klatkach, bez dostępu do świeżego powietrza i naturalnego światła. Skąd taka inicjatywa? Wynika ona przede wszystkim stąd, że Amerykanie zaczynają „głosować” pieniędzmi. Nie chcą kupować mięsa zwierząt traktowanych niehumanitarnie, ignorują towary nafaszerowane antybiotykami, domagają się jajek pochodzących od kur hodowanych w tradycyjny sposób, chcą warzyw i owoców z upraw organicznych, etc.
Wszystko to odnosi znacznie większy skutek niż krzykliwe kampanie PETA. Firma Burger King od pewnego czasu współpracuje z aktywistami walczącymi z okrucieństwem w stosunku do zwierząt, bo klienci masowo domagają się, by żywność podawana w tych restauracjach kupowana była od dostawców, którzy traktują zwierzęta w odpowiedni sposób. Inna firma, Hardee’s, zdecydowała już, że wołowinę i jaja kupować będzie niemal wyłącznie od lokalnych hodowców. O ile jeszcze przed kilkoma laty duże sieci supermarketów zupełnie ignorowały to, w jaki sposób produkowane są sprzedawane przez nie towary, dziś wystarczy na chwilę zajrzeć do Walmartu, by zobaczyć, że pełno jest tam żywności i kosmetyków, na których widnieją informacje o tym, iż artykuły te albo nie były testowane na zwierzętach, albo też pochodzą od dostawców przestrzegających rygorystycznie przepisów na temat właściwego traktowania zwierząt.
Szczególnie w dużych aglomeracjach miejskich ta „oddolna” rewolucja moralna zaczyna przybierać na sile, bo nabywcy stają się coraz bardziej świadomi tego, iż prześladować można nie tylko ludzi, ale również zwierzęta i że w procesie produkcji żywności robimy to bardzo często. A ponieważ chodzi tu potencjalnie o wielkie pieniądze, wszystkie liczące się koncerny muszą się tymi tendencjami przejmować, by nie tracić klienteli. Zresztą klientów i tak tracą, ponieważ Amerykanie zdradzają rekordowe zainteresowanie tzw. Community Assisted Agriculture, czyli grupami, które wykupują całoroczne „subskrypcje” na dostawy lokalnie uprawianych warzyw i owoców. Podobne stowarzyszenia dają też dostęp do mięsa i jaj pochodzących z małych i średnich lokalnych gospodarstw.
Wszystko to powoduje, że tradycyjne, ogromne kombinaty, w których masowo hoduje się kaczki, kury i świnie, żyjące w swoistych obozach koncentracyjnych, przestają być dobrym pomysłem na zyski. We wspomnianej już Kalifornii, jeśli proponowana ustawa zostanie ostatecznie zatwierdzona, tego rodzaju hodowle staną się po prostu nielegalne. I bardzo dobrze.
Andrzej Heyduk
Rewolucja moralna - Ameryka od środka
- 04/10/2009 04:36 PM
Reklama