Przedmiotem dociekań specjalistów-muzealników było kilka kamieni różańca, który mój gość kupił za grosze w rezydencji dawno zmarłego chicagowskiego biskupa. Oto w kilka lat po śmierci owego biskupa rodzina zdecydowała się na wyprzedaż pozostawionych przezeń przedmiotów, które – zdaniem spadkobierców – nie miały dla nich większego znaczenia. Różaniec jest czymś wyjątkowym. Mierzy sobie ponad półtora metra długości, a kamienie – nieco większe od winogron – sporządzono z kości słoniowej. Już z samego wyglądu wydają się bardzo stare, a to potwierdza rzeczona ekspertyza: „wiadomo, że w roku 1459 błogosławiony Alen de La Roche zwrócił się do papieża Pawła II z wnioskiem, by na kamieniach różańcowych można było umieszczać nie tylko wizerunki Jezusa i Maryji, ale także innych świętych. Takie postanowienie zostało obalone bullą papieża Piusa V w roku 1566.” Z tego wynika, że każdy różaniec przedstawiający coś więcej ponad wizerunki Chrystusa i Jego Matki, musiał powstać w latach 1459-1566. Kamienie, które przyniósł do redakcji nasz gość, przedstawiają na rewersie barokowy ołtarz Matki Bożej w Polano we Włoszech, a na awersie męski profil – według wszelkiego prawdopodobieństwa – świętego Dominika, założyciela zakonu dominikanów, żyjącego w XIII wieku. Ciekawe, że aż cztery kolejne kamienie za krzyżem to identyczne wyobrażenie twarzy świętego. Zdaniem naukowców była to pieczęć do odciskania w gorącym wosku lub laku: sporządzono cztery identyczne, by zapobiec zbyt szybkiemu zniszczeniu kości słoniowej. Wydaje się prawdopodobne, że taki różaniec otrzymywał każdy kolejny Wielki Inkwizytor, a wizerunkiem św. Dominika pieczętował wyroki.
Moim i nie tylko moim zdaniem nabytek mojego gościa musi być niezwykle wartościowy. Nie wiemy – i pewnie nigdy się nie dowiemy – jak trafił do chicagowskiego biskupa, ani dlaczego tak nisko wyceniła ów przedmiot rodzina. Bardzo to wszystko interesujące... Piotr K. Domaradzki
Reklama








