Jak na człowieka, który ewangelizował zagranicznych liderów i nauczał w religijnej szkółce niedzielnej sprawując urząd prezydenta, Jimmy Carter dość stanowczo wypowiedział się przeciw łączeniu religii z polityką.
Zaczęło się od wystąpienia z Southern Baptist Convention, kościoła, do którego uczęszczał przez 70 lat. "Przekształcili się w inne religie, gdzie poparcie dla najbardziej konserwatywnych elementów Partii Republikańskiej jest prawie oficjalne", powiedział Carter. "Pastorzy otwarcie wzywają wiernych do głosowania w sposób przez siebie sugerowany. Jest to poważne naruszenie zasady separacji kościoła i państwa".
Carter i jego żona, Rosalynn, wystąpili z Southern Baptist w 2000 roku, kiedy kościół przesunął się zdecydowanie ku konserwatywnej polityce i doktrynalnym oświadczeniom, które w pojęciu byłego prezydenta są wymierzone przeciw kobietom. Carterowie nadal są baptystami. Uczęszczają do Maranatha Baptist Church w Plains w stanie Georgia.
Chociaż Carter krytykuje nadmierny wpływ chrześcijańskich konserwatystów na politykę, to równocześnie argumentuje, że osoby religijne mają prawo i obowiązek wypowiadania się w sprawach dotyczących moralności. Dodaje, że Konstytucja zabrania państwu ustanawiania religii, lecz nie uciszania religijnych głosów.
86-letni Carter promuje swoją nową książkę "White House Diary".
(RNS – eg)








