Dlaczego polska szkoła?
Emigrant to dziwny człowiek. Poszukuje lepszego jutra, wolności, szerokich horyzontów, stabilnej sytuacji finansowej, lepszego świata. Czasami osiąga to czego szukał, czasami wcale nie. Po uzyskaniu jednych rzeczy nagle zaczyna doceniać to, co utracił – rodzinę, dom, ulicę, niedomalowany płot, złośliwego sąsiada, nawet rozwrzeszczana dzieciarnia bawiąca się w piaskownicy nie wydaje się być tak denerwująca. Poczucie dumy z faktu bycia Polakiem staje się uczuciem niejako codziennym. Wartości nabiera pojęcie: miłość do Ojczyzny. Wzrasta szacunek do języka polskiego. I wtedy rodzi się w sercu postanowienie – moje dzieci będą mówiły po polsku, będą wiedziały co to Wawel, a co Oświęcim, kim był Mieszko I, a kim Karol Wojtyła, jak walczyliśmy na Westerplatte i pod Monte Cassino. Czasami wcześniej, a czasami później kroki emigranta kierują się w kierunku polskiej szkoły. I zaczyna się...
Dzieci płaczą, narzekają, nie chcą wstawać szósty dzień z rzędu. Sobotni wieczór zleci nie wiadomo kiedy, niedzielna wyprawa do kościoła, obiad i już w ciągu cotygodniowego zabiegania dręcząca myśl – jeszcze polskie lekcje. No i znowu piątek wieczór... Są też chwile radości i dumy. Biało-granatowy pierwszoklasista odpowiada: – Polak mały... Orzeł Biały, albo córeczka z kokardami we włosach: Mamo, mamo coś Ci dam, jedno serce, które mam.... A potem maturzyści zdenerwowani, ale dumni, pewni siebie opowiadają o kraju swoich rodziców. Ale tak w ogóle – Czy warto? Czy jest sens? Czy to nie strata czasu?
Spróbujmy znaleźć odpowiedź. Po wielu rozmowach z amerykańskimi pedagogami, wielu z nich wyrażało bardzo ciekawe opinie potwierdzone życiowymi obserwacjami, doświadczeniami, ale również badaniami. Otóż powszechnie panująca opinia, że polskie dzieci, albo raczej dzieci dwujęzyczne, osiągają lepsze wyniki w nauce niż dzieci mówiące jednym językiem, jest tylko w części prawdą. Najczęściej jest to prawdą w przypadku dzieci, które uczą się drugiego języka, to znaczy umieją pisać i czytać. Natomiast dzieci, które posługują się drugim językiem jako językiem słyszanym, niestety bardzo często utrzymują się na przeciętnym poziomie w angielskiej szkole.
Udowodnione jest, że człowiek słyszący dany język nad kołyską, naturalną koleją rzeczy powinien po pierwsze w tym języku nauczyć się czytania i pisania. Na emigracji często stawiamy nasze dzieci w sytuacji, że nad kołyską słyszą jeden język, a w szkole, do której idą, uczą się zasad pisania i czytania w zupełnie innym. I tutaj jest przysłowiowy pies pogrzebany. Czyli oprócz względów patriotycznych, chcąc pomóc naszym dzieciom w nauce, powinniśmy nauczyć je języka polskiego nie tylko mówionego. I tu naprzeciw wychodzą polskie szkoły.
Jako matka czwórki dzieci nieraz przeżyłam pokusę ułatwienia sobie życia i zrezygnowania z edukacji moich dzieci w polskiej szkole. Nie wiem dlaczego, w czasie rozmyślań na ten temat zawsze stawały mi przed oczyma sytuacje, kiedy próbuję wytłumaczyć mojej nastolatce, w znanym mi, ale jednak obcym dla mnie języku angielskim, dlaczego uważam, że aborcja jest zbrodnią przeciw życiu i jakie to niesie konsekwencje dla społeczeństwa, albo co myślę o eutanazji, czy plotkowaniu. Czy mój młody potomek zdobędzie się na opowiadanie mi o swoich trudnych lub wzniosłych sprawach w swoim życiu. Czy, aby nie pomyśli – mama mnie nie zrozumie (w dosłownym tego słowa znaczeniu). Czy nasze rozmowy będą się kończyły późną nocą przy przygasłym kominku, czy raczej po 5 minutach... i polska szkoła stawała się rzeczywistością w naszej rodzinie po raz kolejny.
A co z korzeniami? Przecież wszyscy wiemy, jak ważne są korzenie dla każdej jednej rośliny. I wiemy, jak ważne są dla człowieka. Nasze zostały naderwane przy emigracyjnym przesadzaniu, i ból nie ustaje, ciągle ćmi... Człowiek musi wiedzieć, kim jest i skąd pochodzi. Jedno z przysłów ludowych mówi: dwie rzeczy możesz dać swoim dzieciom – jedno to korzenie, a drugie to skrzydła. Że znajomość języków uskrzydla, wie każdy.
A więc Drogi Emigrancie nie masz wyjścia – polskiej szkole trzeba powiedzieć TAK. Pozostaje dokonać wyboru, która z chicagowskich szkół będzie nazwana szkołą twoich dzieci. Każda z nich ma swój odrębny charakter. Polska szkoła na Trójcowie jest jedną z wielu opcji w naszej aglomeracji. Istniejemy przy Polskiej Misji Świętej Trójcy w Chicago. Korzystamy z budynku parafialnego. Posiadamy oddziały przedszkolne trzy i czterolatków, zerówkę, 8 klas szkoły podstawowej oraz 3 klasy liceum kończące się egzaminem dojrzałości. Posiadamy bibliotekę, sklepik szkolny, kółko matematyczne. Organizujemy akademie, zabawy karnawałowe, różnego rodzaju konkursy. Tworzymy bardzo rodzinną wspólnotę, w której ogromnie ważną rolę odgrywają rodzice, pomagający w organizowaniu życia w szkole, spotykają się w sobotnie przedpołudnia, mając możliwość porozmawiania, wymienienia poglądów, zawarcia znajomości, często przyjaźni albo po prostu relaksu. A dzieci uczą się pod opieką oddanych sprawie nauczycieli.
Szkoła nasza jest mocno zakorzeniona w życiu parafii, uczniowie biorą udział w rekolekcjach adwentowych i wielkopostnych, korzystają z sakramentów świętych, do przyjęcia których są przygotowywani na lekcjach religii włączonych w zajęcia szkolne. Przy parafii Świętej Trójcy istnieją obok polskiej szkoły, ZPiT Lajkonik, Dziecięca Schola Pana Boga, grupy ministranckie i modlitewne. Część zajęć powyższych grup odbywa się bezpośrednio po zajęciach szkolnych. Szanowni Państwo, jeśli przy wyborze polskiej szkoły dla swojego dziecka weźmiecie pod uwagę Trójcowo, niech zamieszczona wyżej Nasza Misja będzie dla Was zachętą. Zapraszamy!
Barbara Ignas, kierownik szkoły
tel. (312) 929-9901








