Prezydent Barack Obama postawi weto przeciw pakietowi redukcji deficytu, jeśli będzie zawierał cięcia świadczeń programów socjalnych, a nie przewidzi podwyżki podatków dla najbogatszych Amerykanów i dobrze prosperujących korporacji.
Biały Dom przedstawił "super komitetowi" – obarczonemu zadaniem wskazania możliwości cięć wydatków – propozycję zmniejszenia deficytu o 3 biliony dolarów, z czego 8 miliardów ma pochodzić z zezwolenia na wygaśnięcie wprowadzonych przez G.W. Busha cięć podatkowych dla osób zarabiających powyżej $250,000 rocznie i $700 miliardów z likwidacji różnorodnych ulg podatkowych.
Prezydent przewiduje również bilion dolarów oszczędności w wyniku wycofywania wojsk z Afganistanu i Iraku. Choć ta część planu z pewnością będzie krytykowana przez republikanów jako tani chwyt, to warto zwrócić uwagę, że Kongresowe Biuro Budżetu i przewodniczący izbowego Komitetu Budżetowego, republikanin z Wisconsin kongr. Paul Ryan, uwzględnili te same kwoty we własnych propozycjach budżetowych.
Plan prezydenta przewiduje $580 miliardów w cięciach i reformach "szerokiego wachlarza obowiązkowych programów", w tym $240 mld. na Medicare i $72 mld. na Medicaid i inne programy opieki zdrowotnej.
Ponadto prezydent domaga się zreformowania kodu podatkowego tak, by najlepiej zarabiający Amerykanie płacili proporcjonalnie wysokie podatki od dochodów.
Republikanie szybko i bezwzględnie skrytytkowli plan prezydenta.
"Grożenie wetem, masowe podwyżki podatków, złudne oszczędności, dwuznaczne reformy programów socjalnych to nie jest przepis na rozwój ekonomiczny, tworzenie miejsc pracy ani nawet znacząca redukcja deficytu", oświadczył lider senackiej mniejszości republikańskiej Mitch McConnell.
Przewodniczący izbowego Komitetu Budżetu, autor planu radykalnych zmian w programie Medicare oraz cięć podatków dla bogatych Amerykanów i wydatków na cele socjalne, stanowczo wystąpił przeciw propozycjom prezydenta. Nie godzi się nawet na wyrównanie podatków bogaczy do poziomu podaków płaconych przez klasę średnią.
Jeszcze przed wystąpieniem prezydenta Ryan oświadczył, że republikanie sprzeciwią się propozycji zmniejszenia podatku od wypłat dla pracowników i pracodawców, sugerując, że obowiązujące obecnie cięcia podatkowe powinny wygasnąć. Wprowadzenie jego postulatu w życie oznaczałoby 50-procentową podwyżkę podatku dla ludzi zarabiających poniżej $106,000 rocznie.
Plan Obamy o zwiększeniu podatków dla milionerów Ryan uznał za rozpoczynanie "wojny klasowej". Nie zauważył jednak, że podwyżkę podatków dla średniej klasy i obniżkę dla najbogatszych można tak samo klasyfikować. Ryan podpiera się argumentem, że bogaci tworzą nowe miejsca pracy i dlatego zasługują na specjalne względy. Statystyki nie potwierdzają tych argumentów. Po cięciach podatków przez b. prezydenta G.W. Busha nie doszło do wzrostu zatrudnienia, przynajmniej nie w USA. Zaoszczędzone w ten sposób pieniądze w znacznej części ulokowano na giełdzie.
(R, HP – eg)








