Jak stwierdziły władze Chicago, nowe przepisy mają na celu zapobieżenie gwałtownym protestom, które towarzyszyły wcześniejszym konferencjom G8 i NATO, a nie ograniczenie wolności słowa i zgromadzenia. Burmistrz Rahm Emanuel przyznał, iż obostrzenia przepisów mają mieć charakter permanentny, choć jeszcze niedawno zapewniał, że będą tylko tymczasowe. Emanuel stwierdził, że pomylił się obiecując jednorazowe zaostrzenie regulacji i kar. Organizatorzy majowych manifestacji zostali zmuszeni do złożenia podań o zezwolenie na dwugodzinną "paradę". Takiej bowiem nazwy używają władze miasta w odniesieniu do planowanych demonstracji. Po upływie wyznaczonego czasu tzw. parady policja będzie dokonywała aresztowań. Ponadto każda "parada" musi mieć marszałków. Na każde 100 osób ma przypadać jeden marszałek. Lista stawianych przez miasto wymagań jest długa. Jeśli np. protesty będą miały miejsce na Daley Plaza, to jego organizatorzy muszą najpierw uzyskać zgodę od prywatnej firmy, która jest administratorem nieruchomości. Aparatura nagłaśniająca musi być wcześniej zarejestrowana u władz miasta. Demonstranci będą mieli wstęp wzbroniony do parków i na plaże. Kary za naruszenie nowych przepisów będą drastycznie podwyższone. Dotychczasowa maksymalna grzywna wynosząca 500 dolarów, za opieranie się aresztowaniu lub ignorowanie rozkazów policji, ulegnie podwojeniu do tysiąca dolarów, a więc będzie podobna do kar, które obowiązują już w Nowym Jorku i Los Angeles. Nowe przepisy uprawomocnią się po zatwierdzeniu przez Radę Miejską. Głosowanie ma się odbyć 18 stycznia. (ao)
Reklama








