Z dokumentów i rozmów wyłania się profil sierżanta armii oskarżonego o zabicie 16 Afgańczyków. Rodzina, przyjaciele i sąsiedzi przedstawiają Roberta Balesa jako człowieka miłego i uczynnego. Dokumety wskazują, że mimo kilku odznaczeń był zawiedziony niedostatecznym uznaniem jego wysiłków zawodowych, miał kłopoty finansowe i z prawem. Borykał się z opłatami za dom, a krótko przed wyjazdem do Afganistanu zastanawiał się nad wystąpieniem z wojska.
Teraz, kiedy 38-letni Bales siedzi w celi w więzienu militarnym w Fort Leavenworth w Kansas, koledzy szkolni i sąsiedzi z przedmieścia Cincinnati w Ohio wspominają go jako człowieka pełnego wewnętrznej radości, zdolnego footballistę, który opiekował się dzieckiem specjalnej troski i chronił sąsiedztwo przed łobuzami.
Z dokumentów wynika, że Bales wstąpił do wojska 10 lat temu, kiedy stracił pracę w firmie inwestycyjnej na Florydzie, jego zaniedbany dom w Seattle przeznaczono na rozbiórkę, inny dom spłacał nieregularnie, a rok temu nie dostał spodziewanej promocji. Był oskarżony o pobicie swojej sympatii, zbiegł z miejsca wypadku obryzgany krwią do pobliskiego lasu i powiedział policji, że zasnął przy kierownicy.
Przedstawiciele sił amerykańskich w Afganistanie twierdzą, że pijany Bales 11 marca wydostał się nocą z bazy, poszedł do pobliskich wiosek i zastrzelił 16 osób, w tym 9 dzieci.
Znany w swoim miasteczku Norwood w Ohio jako "Bobby", Bales nie został jeszcze oficjalnie oskarżony o masakrę, która może poważnie zaważyć na skomplikowanych stosunkach między Stanami Zjednoczonymi a Afganistanem.
Były dowódca plutonu twierdzi, że Bales wstąpił do wojska zainspirowany atakiem 9/11 i w czasie trzech tur w Iraku uratował życie innym żołnierzom. "Jest jednym z najlepszych facetów, z którymi kiedykolwiek pracowałem. Nie jest psychopatą, lecz pełnym poświęcenia żołnierzem, który zrobił wiele dla swego kraju", mówi kapitan armii Chris Alexander.
O rodzinnych kłopotach sierżanta pisała jego żona, Kari na blogach "The Bales Family Advenures" i "Baby Bales". Dowiadujemy się, że rok temu "Bobby" spodziewał się promocji lub transferu po 9 latach w bazie Lewis-McChord koło Tacomy w stanie Washington.
"Chcemy utrzymać jakąś kontrolę nad naszym życiem. Mam nadzieję, że nam się uda wynająć dom, tak byśmy nie musieli go sprzedać. Obydwoje jesteśmy w szoku". Kiedy Bales nie dostał promocji na sierżanta I klasy rodzina miała nadzieję, że zostanie skierowany do Niemiec, Włoch lub na Hawaje. W zamian jego oddział wysłano do Afganistanu.
Była to czwarta tura Balesa w strefie wojennej. Od 2003 roku spędził 3 lata w Iraku, gdzie dwukrotnie został zraniony. W rezultacie utracił część stopy. Dostał 20 różnych wyróżnień, lecz nie odznaczono go medalem Purple Heart, przyznawanym żołnierzom zranionym w czasie walk.
Kpt. Alexander uważa Balesa za "bardzo solidnego oficera". Podkreśla, że nie odczuwał większego stresu niż inni żołnierze. Przypomina, że uratował życie kolegom w Mosulu w Iraku, strzelając do mężczyzny mierzącego z ręcznej rakiety do pojazdu wiozącego żołnierzy z jego plutonu. "Nie ma najmniejszych wątpliwości co do tego, że uratował życie żołnierzom. Oskarżenie, że zabił cywilów jest w stu procentach niezgodne z jego charakterem", mówi Alexander.
Kilka dni przed masakrą Kari Bales powiadomiła męża o braku pieniędzy na spłaty domu. Postanowili go sprzedać. Dom w Lake Tapps koło Seattle kupili w 2005 roku za $280 tys. Obecnie jest wystawiony na sprzedaż za $229 tys.
Adwokat Balesa, John Henry Brown, nie wie jeszcze, czy jego klient cierpiał na post-traumatyczne zaburzenia. Nie jest pewny, czy pił alkohol zanim poszedł strzelać do mieszkańców afgańskich wiosek. Pierwsze spotkanie Browna z Balesem będzie mieć miejsce w tym tygodniu.
(P – eg)