Redakcja
Jedyny republikanin, który pojawił się na wiecu na rzecz równych praw, kongr. Richard Hanna z Nowego Jorku, poradził kobietom, by dawały pieniądze... demokratom.
"Jest to dla kobiet bardzo niebezpieczny moment. Radzę wam, wspierajcie finansowo tych, którzy mówią w waszym imieniu, ponieważ druga strona, moja strona, ma dużo pieniędzy. Musicie przypomnieć ludziom, że wasz głos jest ważny, że muszą się z wami liczyć, a bez waszej pomocy nikt nic nie zrobi", mówił Hanna.
Zatwierdzona przez Kongres w 1972 roku Equal Rights Amendment (poprawka o równouprawnieniu kobiet) dotychczas nie została ratyfikowana przez wymagane 38 stanów, a więc praktycznie nie obowiązuje. W tym roku demokratka z Nowego Jorku, kongr. Carolyn Maloney, ponownie wniosła poprawkę pod rozwagę ustawodawców z nadzieją, że tym razem stanie się częścią Konstytucji.
"Gdyby równość w świetle prawa znalazła się w Konstytucji 40 lat temu, to prawdopodobnie dziś prawicowi kandydaci na prezydenta nie pozwalaliby sobie na takie uwagi, jak ta, że kobiety powinny mocno zastanowić się przed podjęciem pracy poza domem, że nie powinny przyjmować środków antykoncepcyjnych...", mówiła kongr. Maloney.
Hanna przyznał, że walka kobiet o równe prawa spotyka się z oporem ze strony niektórych republikańskich ustawodawców. Nawoływał kobiety do większej aktywności politycznej we własnym interesie.
"To jest walka na pięści, lecz wy macie w ręku wszystkie karty. Musicie je użyć. Mówcie o tym, zbierajcie pieniądze, reklamujcie swój ruch, spróbujcie poruszyć te kwestie w telewizji", zachęcał kongr. Hanna.
Zapytany przez dziennikarza HuffPost, czy nie działa przeciw własnej partii, kongresman wyjaśnił, że postrzega swoje wystąpienie jako próbę przebudzenia GOP-u, który w sprawach dotyczących kobiet tkwi w początkach XX wieku.
(HP – eg)
