Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
niedziela, 13 lipca 2025 16:35
Reklama KD Market

Prezent dla Anny i Mitta Romney

Przodujący kandydat GOP-u na prezydenta nie cieszy się sympatią żeńskiego elektoratu. Na pomoc małżonkowi w podbijaniu serc Amerykanek ruszyła Anna Romney. Inteligetna i bezsprzecznie sprytna kobieta dobrze rozumie, o co gra. Potrafi wykorzystać szansę, jaką stwarza czyjeś niedomówienie, czego dowodem jest "skandal" wywołany przez demokratyczną strateg, Hillary Rosen, a rozdmuchany przez media.

ReklamaUbezpieczenie zdrowotne dla seniorów Medicare

 


W czasie dyskusji w CNN o Annie Romney w charakterze łączniczki między mężem a kobietami, Rosen zauważyła, że żona kandydata nie zna sytuacji matek pracujących, ponieważ sama nigdy nie pracowała. Podkreśliła, że problemy zawodowo pracujących matek różnią się zasadniczo od kłopotów tych kobiet, którym warunki finansowe pozwalają na siedzenie w domu i wychowywanie dzieci. To wszystko.


 


Z rozsądnej uwagi zrobiono atak na matki.


 


Pierwsza odezwała się Anna Romney dotknięta słowami Hillary Rosen do żywego (jak się po kilku dniach okazało, nie tyle dotknięta, co ucieszona).


 


Konserwatywny radiowiec, Rush Limbaugh, dał sygnał do nagonki. Oskarżył demokratów, łącznie z Barackiem Obamą, o wypowiedzenie wojny macierzyństwu i głęboką nienawiść do matek. Znana z niedorzecznych wypowiedzi, lecz zawsze pewna własnych racji, kongr. Michele Bachmann, oburzała się na "szokującą" uwagę Hillary Rosen. Okazji do publicznego wystąpienia nie pominęła Sarah Palin.


 


Tymczasem Anna Romney królowała w telewizji, skarżyła się na niesprawiedliwą ocenę swego wyboru, czyli pozostanie w domu z dziećmi.


 


Otóż to. Anna Romney miała wybór w przeciwieństwie do milionów Amerykanek, które takiego luksusu nie miały i nie mają. Kobiety nie zostawiają małych dzieci pod opieką nieznanych nianiek, bo wolą iść do pracy, lecz dlatego, że muszą!


 


Kiedy najstarszy syn pani Romney z zachwytem opowiada o poświęceniu swej matki, kiedy twierdzi, że samodzielnie zajmowała się domem i pięcioma synami, że sama woziła chłopców do szkoły, na sportowe zajęcia z trzech różnych dziedzin i na lekcje muzyki, to wiem, że słucham syna polityka.


 


Gloryfikując matkę młody Romney nie zdawał sobie sprawy, że równocześnie wystawia niezbyt pochlebne świadectwo ojcu. Dlaczego widząc ogromny wysiłek żony, multimilioner Mitt nie zatrudnił pomocy?


 


Zręcznie rozegrana nagonka na Hillary Rosen zmusiła do reakcji prezydenta Obamę i jego małżonkę. Oboje opowiedzieli się po stronie "atakowanych" matek, na wszelki wypadek, dobrze wiedząc, że nie ma ku temu powodu.


 


Nie imponuje mi poświęcenie Anny Romney. Jako pracująca matka nie pięciorga, lecz tylko dwojga dzieci, trochę jej zazdroszczę. Jestem pewna, że nie musiała wstawać przed piątą rano, odrywać rączek dzieci płaczących, że matka wychodzi z domu i zapewniać, że wróci. Czekać na przyjście niepunktualnych opiekunek, drżeć przed szefem za spóźnienie do biura, zachować jasność umysłu po nieprzespanej nocy, odpracowywać wcześniejsze wyjście z pracy z powodu choroby dziecka, robić zakupy, gotować, prać i kłaść się koło północy z głową nabitą tym, czego nie zdążyła zrobić.


 


Mogę docenić wysiłek Anny Romney. Nie widzę jednak powodu do przepraszania jej za to, co nie zostało powiedziane.


 


Ile prawdy było w tym, co naopowiadała o sobie, dowiedzieliśmy się z jej wystąpienia na dochodowej imprezie na Florydzie, gdy otwarcie i szczerze cieszyła się z "prezentu", jakim była dla niej uwaga Hillary Rosen. Przyznała, że dzięki Rosen podskoczyły notowania jej męża. "Był to wczesny prezent urodzinowy, decydujący moment w naszej kampanii. Jestem z tego bardzo, bardzo zadowolona". Mitt Romney dodał: "Nieustanne zainteresowanie mediów krytyczną uwagą Rosen i początkiem wojny z matkami (!) jest faktycznie wspaniałym prezentem we wczesnym stadium mojej walki z Obamą".


 


Republikańscy stratedzy twierdzą, że chociaż Mitt Romney jest nudny i bez charyzmy, to jego silnym atutem jest szczerość i prawdomówność. Czyżby?




Elżbieta Glinka

Reklama
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama