Redakcja
Adwokat 56-letniego, byłego sierżanta i prezesa stowarzyszenia sierżantów policji, twierdził, że choć jego klient nie zwrócił jeszcze pieniędzy, to nosił się z takim zamiarem.
Argumenty te nie zrobiły żadnego wrażenia na sędzinie powiatu Cook, Diane Gordon Cannon, która opowiedziała się po stronie jego byłych (okradzionych) kolegów uznając, że Pallohusky zasługuje na więzienie za oszukiwanie i podważenie zaufania 1200 oficerów, którzy powierzyli mu pieczę nad swoimi pieniędzmi.
Skazując Pallohusky´ego na 12 lat więzienia sędzia Gordon Cannon zwróciła się do podsądnego: "Nie można niżej upaść, okradanie kolegów-oficerów jest czynem wyjątkowo płaskim". Sędzina wyraziła również nadzieję, że zawierając szybki ślub po 20 latach wpółżycia, na krótko przed śmiercią swej partnerki, nie uczynił tego po to wyłącznie, by otrzymać po niej świadczenia.
Według prokuratora Pallohusky użył skradzione pieniądze na spłacenie długu na kartach kredytowych, wycieczki do Las Vegas i wpłatę na dom w północnej części miasta. Tymczasem stowarzyszenie sierżantów wpadło w tak duże kłopoty finansowe, że zaczęto rozważać ogłoszenie bankructwa.
"Zranił swoich przyjaciół, którzy mu ufali, zawiódł współpracowników, którzy mu wierzyli", mówił Paul Bilotta, obecny wiceprezes stowarzyszenia chicagowskich sierżantów. "Jeszcze długo nie odzyskamy tego, co straciliśmy".
Adwokat Pallohusky´ego obiecywaů zwrot skradzionych pieniędzy: $475,000 ma pochodzić ze skonfiskowanej własności jego klienta, $150,000 z planu emerytalnego, $25,000 ze świadczeń dla wdowca, a po jego śmierci $500,000 z ubezpieczenia na życie. Obietnice te nie wystarczyły do zapewnienia łagodnego wymiaru kary.
Początkowo Pallohusky był zawieszony w wykonywaniu obowiązków służbowych. Zrezygnował z pracy z chwilą, gdy przyznał się do kradzieży.
(CST – eg)
