Mitt Romney ma coś, czego prezydent Obama nie ma. Łączą go długoletnie osobiste stosunki z premierem Izraela, Benjaminem Netanjahu. W czasie wizyty w tym kraju republikański rywal prezydenta USA z pewnością będzie podkreślać rzekomy deficyt nieufności Izraela do Obamy. Pomoże mu w tym czas spędzony z byłym współpracownikiem, a obecnie liderem żydowskiego państwa.
Znajomość rozpoczęła się w latach siedemdziesiątych, gdy obaj pracowali w charakterze konsultantów w Boston Consulting Group, i trwa do dziś.
O przyjaźni biznesmena-polityka z izraelskim politykiem dowiedziano się w czasie republikańskiej debaty prawyborczej, gdy Newt Gingrich licząc na poklask amerykańsko-żydowskiego elektoratu rzucił kontrowersyjną uwagę, że "Palestyńczycy to naród wymyślony". Poproszony o komentarz w tej sprawie Romney oświadczył, że zanim coś takiego powie, zadzwoni po radę do swego przyjaciela Bibi Netanjahu.
Chociaż opinie republikańskich i demokratycznych strategów różnią się na temat ewentualnego wpływu podróży Romneya na wynik listopadowych wyborów, to obie strony przyznają, że Izrael jest kluczowym sprzymierzeńcem USA na Bliskim Wschodzie i że Romney maksymalnie wykorzysta swą przyjaźń z Netanjahu.
"Izrael odgrywa fundamentalną rolę w dążeniu do pokoju na Bliskim Wschodzie, większą od Francji, Wielkiej Brytanii czy Chin. Doradcy Romneya zdają sobie sprawę z doniosłości wizyty kandydata w Izraelu, ponieważ wiedzą, że amerykańscy wyborcy bardzo interesują się tym krajem. Nawiązanie silnych związków z Izraelem może pomóc Romneyowi w pozyskaniu sympatii żydowskiego elektoratu", spekuluje Tyler Harber z Harcom Strategies.
Wizyta Romneya zwróci uwagę na nieporozumienia Obamy z Izraelem i fakt, że od wyborczego zwycięstwa w 2008 roku prezydent nie odwiedził tego kraju.
Stosunki Stanów Zjednoczonych z Izraelem zawsze były skomplikowane. Polityczni analitycy twierdzą, że sytuację tę utrudniają podejmowane przez Obamę próby budowania mostów z krajami uchodzącymi za wrogów Izraela.
Dzień przed wyjazdem na krajowej konwencji Weteranów Zagranicznych Wojen oburzony Romney grzmiał: "Izraelczycy zasługują na więcej od tego, co otrzymali od lidera wolnego świata. W chórze oskarżeń, pogróżek i obraźliwych słów nie powinno być głosu prezydenta USA".
Wiedząc, że postawienie na złego konia może osłabić jego pozycję, Netanjahu publicznie nie wypowiada się na temat wyborów w USA.
(FN –eg)








