W sierpniu New York Times zastanawiał się, czy usilne próby podjęte przez Sheldona Adelsona celem umieszczenia Mitta Romneya w Białym Domu mają coś wspólnego z federalnym dochodzeniem przeciw jego kompaniom.
NYT pisał: "Ponieważ przyszłość finansowa pana Adelsona zależy od wyniku śledztwa, to należałoby zapytać, czy hojne wydatki na republikańskiego kandydata są umotywowane czymś więcej poza nieporozumieniami z powodu stanowiska administracji prezydenta Obamy wobec konfliktu izraelsko-palestyńskiego". Tu trzeba zaznaczyć, że Adelson jest zwolennikiem rozbudowy żydowskich osiedli na ziemiach palestyńskich i daje na to miliony dolarów.
Ciekawość NYT zaspokoił sam Adelson w rozmowie z Mikiem Allenem z Politico. Adelson, właściciel Sands Corp. z Las Vegas, obawia się, że w drugiej kadencji Obama rozprawi się ze swymi przeciwnikami, a on za swą działalność polityczną znajdzie się na samym szczycie listy wrogów.
Imperium gier hazardowych Adelsona, z czego większość mieści się w Azji, jest podejrzane o łapówkarstwo i pranie pieniędzy. Miliarder skarży się na złą prasę i próby zniszczenia dobrej reputacji.
Departament Sprawiedliwości zaczął się bliżej przyglądać biznesowym praktykom Sands Corp. w Chinach, kiedy były szef oddziału kompanii w Macau w 2010 roku wniósł do sądu sprawę o bezpodstawne zwolnienie z pracy. Steven C. Jacobs twierdzi między innymi, że zmuszano go do niewłaściwego wywierania wpływu na przedstawicieli władz Macau i tolerowano działalność chińskiego gangu na terenie kasyn.
Sands Corp. odmówiła udzielenia odpowiedzi na szereg pytań prasy. Ograniczono się jedynie do stwierdzenia, że kompania współpracuje ze śledczymi. Poza tym wyrażono "absolutną" pewność, że nikt z zarządu nie działał niezgodnie z prawem.
Adelson postępuje dokładnie tak, jak wszyscy inni właściciele kompanii podejrzanych o nielegalną dzia- łalność. Podaje się za ofiarę polowania na czarownice. Różni się tym, że ma nieograniczone źródło dochodów.
Na usunięcie Obamy z Białego Domu przeznacza $100 milionów, a w razie potrzeby więcej. Poza łagodniejszym podejściem do jego prawnych kłopotów, zwycięstwo Romneya oznaczałoby dla Adelsona $2-miliardowe oszczędności w podatkach.
W ubiegłym miesiącu w Tampa, w czasie republikańskiej konwencji magnat gier hazardowych w swej świetnie wyposażonej loży zabawiał Karla Rove ("mózg Busha", odpowiedzialny za jego wyborcze zwycięstwa), Rudy´ego Giuliani (były burmistrz Nowego Jorku w czasie terrorystycznego ataku na WTC) i George´a Pataki (byłego gubernatora stanu Nowy Jork). Zaprosił na obiad marszałka Izby Reprezentantów, Johna Boehnera, i odbył prywatne spotkanie z Erikiem Cantorem, liderem republikańskiej większości niższej izby Kongresu. Tydzień temu zorganizował w dochodowe przyjęcie w swoim kasynie w Las Vegas dla Romneya, a kilka dni później wezwał na prywatną rozmowę jego wyborczego partnera Paula Ryana.
U drzwi Sheldona Adelsona wiszą wszyscy. Jego majątek szacuje się na $21 miliardów. Ma się czym dzielić i robi to chętnie. Jest pionierem superPACs, grup działających na rzecz republikańskich kandydatów, które już wydały blisko $1 miliard na promocję Romneya.
W szczerej dyskusji z Allenem Adelson otwarcie wyznał, że zrobi wszystko, co w jego mocy, by nie dopuścić do ponownego zwycięstwa Baracka Obamy. Powtarza przy tym, że jest przeciwnikiem wywierania tak silnych wpływów na wybory przez jedną osobę. Robi to tylko dlatego, że inni też to robią. W tej grze chce być lepszy. "Kieruję się zasadą, zwycięstwo jest jedyną rzeczą, o którą warto walczyć. Robię co mogę, tak długo jak jest to moralne, etyczne i legalne".
Dla niektórych Adelson reprezentuje triumf indywidualnej przedsiębiorczości i super kapitalisty, kogoś, kto dowodzi, robi to, na co ma ochotę i nikogo nie musi słuchać. Kogoś, kogo słuchają najbardziej wpływowi Amerykanie. Inni postrzegają go jak negatywną, kapryśną i super bogatą postać, która rozstawia ludzi niczym szachowe pionki.
"To człowiek naszych czasów. Każdy zabiega o audiencję, każdy kandydat, każdy dyrektor każdego PAC, każdy szef każdej kampanii", przyznaje przedstawiciel Krajowej Partii Republikańskiej, zachwycony faktem, że już kilkakrotnie udało mu się złożyć wizytę u Adelsona.
Miliarder już pokazał, co potrafi. Zmiękczył Romneya dorzucając do upadającej kampanii Newta Gingricha $20 milionów. W ten sposób fundusze, które nominat GOP-u mógł zatrzymać na walkę z Obamą, musiał wydać broniąc się przed Gingrichem, choć wynik i tak był wiadomy.
W ten sposób Adelson uzależnił od siebie Romneya. Finansuje go i pilnuje. Zwycięstwo republikanina dałoby miliarderowi pewność bezpieczeństwa i dobrobytu Izraela. Nie bez powodu towarzyszył Romneyowi w podróży do Izraela i nie bez powodu Romney powiedział w Jerozolimie to, czego Adelson sobie życzył, choć wiedział, że obrazi Palestyńczyków i ogólnie Arabów. Zgodnie z życzeniem hojnego finansisty Romney zarzuca Obamie nieprzychylny stosunek do Izraela. Prezydent naraził się Adelsonowi i premierowi Netanjahu zwracając uwagę, że rozbudowa żydowskich osiedli na palestyńskich ziemiach jest niezgodna z międzynarodowym prawem. Gdyby Romney był człowiekim moralnym, na jakiego się kreuje, to w tym konkretnym przypadku stanąłby po stronie Obamy i koalicji państw, które bezskutecznie usiłują wynegocjować pokój między Izraelem i Palestyńczykami. Proces ten może ciągnąć się w nieskończoność, w znacznym stopniu z powodu postawy takich ludzi jak, Netanjahu, Adelson i Romney.
Elżbieta Glinka








