Podhalański tropiciel
Szef lokalnego polskiego tygodnika w pokonanym polu zostawił Wojciecha Jagielskiego z Polskiej Agencji Prasowej, który otrzymał 22 głosy, Wawrzyńca Smoczyńskiego z “Polityki” (20 głosów), Janusza Ansiona z “Kuriera Słupeckiego” i komentatora sportowego Polskiego Radia Tomasza Zimocha, którzy zebrali po 14 głosów.
Gospodarz gali, redaktor naczelny miesięcznika “Press” Andrzej Skworz wręczając Jerzemu Jureckiemu statuetkę stalówki wraz z czekiem na 10 tysięcy Euro i gratulując sukcesu podkreślił, że tegoroczny wybór jest najlepszym dowodem na zwycięstwo dziennikarskiej mądrości nad publicystyczną zajadłością.
– Widzę znużenie celebrytami, widzę wiarę w to, że nasz zawód nie polega jedynie na podgrzewaniu politycznych sporów, tylko na informowaniu, edukowaniu i służeniu społeczeństwu poprzez uprawianie dziennikarstwa rzetelnego, które wciąż przynosi frajdę i jest sposobem na życie, nawet jeśli żyć z niego nie zawsze jest łatwo – podkreślił red. Skworz.
Laureat podziękował wszystkim redakcjom, które na niego głosowały, że zauważyły, iż tam na Podhalu, w górach jest taki jeden gość, który próbuje coś jeszcze zawalczyć. – Ja w ogóle jestem optymistą, bo należę do tego pokolenia, które wyrasta z podziemia – powiedział Jurecki odbierając nagrodę.
O tym, że rzeczywiście tak jest, miałem przyjemność się przekonać osobiście, gdy podczas wrześniowego Forum Dziennikarzy Polonijnych w Tarnowie miałem okazję zrealizować zaproszenie Jurka do odwiedzenia jego redakcji pod Krokwią w Zakopanem, jakie podczas wiosennego spotkania w chicagowskim “Szałasie” osobiście mi złożył.
– Jak będziesz w Polsce koniecznie przyjedź do “Zakopca”, nawet na godzinę lub dwie. Zobaczysz naszą nową siedzibę, zobaczysz jak pracujemy depcząc oszustom, kombinatorom i agentom po piętach. Przyjedź koniecznie – zapraszał.
12 września faktycznie postanowiłem wyrwać się z forumowych zajęć w Tranowie i na krótko czmychnąć pod Krokiew, gdzie otoczona smrekami wyrosła nowa, własna już siedziba Tygodnika. Korzystając z uprzejmości Ani Stypuły z Nowego Sącza, jednej z prężniejszch specjalistek networkowej sprzedaży w Polsce, która zadeklarowała się mnie podrzucić do stolicy Tatr i po trasie pokazać rodowitemu “ceprowi” uroki tej części Podhala, w środowe słoneczne popołudnie klucząc przebudowywanymi uliczkami Zimowej Stolicy Polski dotarliśmy do dziennikarskiej jaskini przy Zwierzynieckiej 14.
Akurat skończyło sie kolegium redakcyjne i naczelny po góralskiej ‘”witatce” zabrał nas do archiwum, aby pokazać te pierwsze sprzed dwudziestu lat numery pisma, które z czasem stało się strażnikiem społecznego interesu i przysłowiową szpicrutą na notabli miejscowych władz, szemranych biznesmenów i kolaborantów bezpieki.
Później trafiliśmy do konferencyjnej sali na górlską herbatę, bryndzę i moskole. Gospodarz przez blisko dwie godziny opowiadał o czasach minionych i dzisiejszym najlepszym dowodem na zwycięstwo dziennikarskiej mądrości nad publicystyczną zajadłością.
– Widzę znużenie celebrytami, widzę wiarę w to, że nasz zawód nie polega jedynie na podgrzewaniu politycznych sporów, tylko na informowaniu, edukowaniu i służeniu społeczeństwu poprzez uprawianie dziennikarstwa rzetelnego, które wciąż przynosi frajdę i jest sposobem na życie, nawet jeśli żyć z niego nie zawsze jest łatwo – podkreślił red. Skworz.
Laureat podziękował wszystkim redakcjom, które na niego głosowały, że zauważyły, iż tam na Podhalu, w górach jest taki jeden gość, który próbuje coś jeszcze zawalczyć. – Ja w ogóle jestem optymistą, bo należę do tego pokolenia, które wyrasta z podziemia – powiedział Jurecki odbierając nagrodę.
O tym, że rzeczywiście tak jest, miałem przyjemność się przekonać osobiście, gdy podczas wrześniowego Forum Dziennikarzy Polonijnych w Tarnowie miałem okazję zrealizować zaproszenie Jurka do odwiedzenia jego redakcji pod Krokwią w Zakopanem, jakie podczas wiosennego spotkania w chicagowskim “Szałasie” osobiście mi złożył.
– Jak będziesz w Polsce koniecznie przyjedź do “Zakopca”, nawet na godzinę lub dwie. Zobaczysz naszą nową siedzibę, zobaczysz jak pracujemy depcząc oszustom, kombinatorom i agentom po piętach. Przyjedź koniecznie – zapraszał.
12 września faktycznie postanowiłem wyrwać się z forumowych zajęć w Tranowie i na krótko czmychnąć pod Krokiew, gdzie otoczona smrekami wyrosła nowa, własna już siedziba Tygodnika. Korzystając z uprzejmości Ani Stypuły z Nowego Sącza, jednej z prężniejszch specjalistek networkowej sprzedaży w Polsce, która zadeklarowała się mnie podrzucić do stolicy Tatr i po trasie pokazać rodowitemu “ceprowi” uroki tej części Podhala, w środowe słoneczne popołudnie klucząc przebudowywanymi uliczkami Zimowej Stolicy Polski dotarliśmy do dziennikarskiej jaskini przy Zwierzynieckiej 14.
Akurat skończyło sie kolegium redakcyjne i naczelny po góralskiej ‘”witatce” zabrał nas do archiwum, aby pokazać te pierwsze sprzed dwudziestu lat numery pisma, które z czasem stało się strażnikiem społecznego interesu i przysłowiową szpicrutą na notabli miejscowych władz, szemranych biznesmenów i kolaborantów bezpieki.
Później trafiliśmy do konferencyjnej sali na góralską herbatę, bryndzę i moskole. Gospodarz przez blisko dwie godziny opowiadał o czasach minionych i dzisiejszym dziennikarstwie.
Urodzony w Krakowie zakopiańczykiem został z własnej woli. Wcześniej jednak w rodzinnym mieście ukończył Akademię Górniczo-Hutniczą. Został inżynierem. W 1985 roku, w Zakopanem wraz z Wojciechem Mrozem założył solidarnościowy “Biuletyn Podhalański”, który ukazywał się do 1989 roku. Po rozpoczęciu demokratycznych przemian wraz przyjaciółmi z “Solidarności”, między innymi obecnym przedstawicielem Tygodnika w Chicago Miłoszem Sową, wydał pierwszy numer “Tygodnika Podhalańskiego”. Obecnie jest prezesem zarządu i większościowym udziałowcem Zakopiańskiego Towarzystwa Gospodarczego, które pismo wydaje. Cały czas jednak czuje się dziennikarzem piszącym głównie o sprawach lokalnych, które nurtują miejscową społeczność, chociaż nie stroni od relacji z wydarzeń na świecie.
W czasie mojej wizyty przygotowywał się do wyjazdu do Birmy, gdzie parę tygodni później szkolił miejscowych dziennikarzy jak budować i redagować niezależną prasę i wolne media. Wcześniej z podobną misją był w Tunezji. Był wśród obserwatorów podczas wyborów na Ukrainie, Białorusi i w Albanii. Na wiosnę tego roku głębokim echem wśród polskiej opinii publicznej odbiła się jego eskapada wraz z synem (fotoreporterem Tygodnika) do ogarniętego rewoltą Egiptu, gdzie wraz z dwójką dziennikarzy z Czech zostali porwani przez miejscową bojówkę. Wolność odzyskali po paru dniach odbici przez wojsko. Wcześniej był na Kubie, gdzie również został aresztowany. Przesyłał relacje z trzęsienia ziemi na Haiti.
Jest, jak sam twierdzi, chyba niezbyt lubiany na Podhalu, bo patrzy władzy na ręce i pisze prawdę o korupcji i wykorzystywaniu stanowisk służbowych do prywatnych celów. Zdemaskował senatora Stokłosę oraz jednego z proboszczów, który splamił się agenturalną współpracą z UB. W tym roku zasłynął tym, że wcielił się w postać stwora Czubaki z “Gwiezdnych wojen”, aby udowodnić, że szef należącego do samorządu Centrum Kultury i Promocji Gminy w Czarnym Dunajcu bierze łapówki od handlarzy, którzy mają swoje stoiska podczas lokalnych dożynek. Dzięki przebraniu Jurecki widział jak dyrektor inkasuje pieniądze od sprzedawców. Sam nierozpoznany również zapłacił 50 złotych za prawo do fotografowania się z uczestnikami dożynek i nie otrzymał pokwitowania. Opisał to w tekście “Daliśmy łapówkę na Hołdymasie”, po którego publikacji sprawą zajęła się prokuratura.
Uważa, że niezależność prasy jest nierozerwalnie złączona z niezależnością finansową, bo tylko wtedy można sobie pozwolić na krytykę władzy. Przez 20 lat istnienia swojego pisma tą niezależność finansową stara się skutecznie budować. Uważa, że prasa zawsze musi stać po drugiej stronie barykady niż władza. Duże zagrożenie dla niezależności prasy widzi we wszelkiego rodzaju wydawnictwach sponsorowanych i wydawanych przez organy samorządowe różnego szczebla, które w ten sposób chcą sobie zapewnić promocję i wpływ na to co się o nich pisze, a na dodatek kierują do tych tytułów wymagane przez prawo płatne ogłoszenia i komunikaty niejednokrotnie czerpiąc z tego zyski.
Jerzy Jurecki przez kilka dni zasmakował w wolnej Polsce polityki. 22 lata temu był radnym w Zakopanem, ale po tygodniu złożył rezygnację ze względu na pracę dziennikarską, bo jak się okazało, stanowisko radnego nie pozwalałoby mu być niezależnym od władzy. Prywatnie jest rozwiedziony. Ma dwóch synów: Andrzeja i Bartka, który idzie w ślady ojca. Jest w Tygodniku fotoreporterem. W dniu wręczenia ojcu nagrody, obronił pracę magisterską i dostał tytuł magistra fotografii w Łódzkiej Szkole Filmowej. Gratulacje dla ojca i syna.
Tytuł Dziennikarza Roku to nagroda za profesjonalizm, promowanie światowych standardów pracy w mediach i przestrzeganie etycznych kanonów zawodu. Nominacje zgłaszają kolegia redakcyjne polskich gazet, czasopism, stacji radiowych i telewizyjnych oraz portali internetowych. Nagrodą dla Dziennikarza Roku jest czek na 10 tysięcy euro i statuetka stalówki. Dotychczas tytułem tym zostali nagrodzeni: Jacek Żakowski, Monika Olejnik, Tomasz Lis (trzykrotnie), Kamil Durczok, Waldemar Milewicz, Janina Paradowska, Anna Marszałek, Marcin Pawłowski, Justyna Pochanke, Tomasz Sekielski, Andrzej Morozowski, Marcin Kącki, Bogdan Rymanowski Artur Domosławski i Andrzej Poczobut.
Tekst i zdjęcia:
AB/NEWSRP
(Zdjęcia dostępne są na stronie: www.newsrp.smugmug.com)