Krwawy biznes amerykańskich ubojni
W USA przetwórstwo mięsne stanowi najbardziej opłacalną gałąź amerykańskiego rolnictwa. Obliczono, że na sprzedaży mięsa w USA przedsiębiorcy zarabiają 155 mld. dol. rocznie. Takich liczb nie można lekceważyć. Zwłaszcza jeśli w dużej mierze odpowiedzialni są za nie nielegalni...
- 10/10/2011 01:42 PM
W Stanach Zjednoczonych przetwórstwo mięsne stanowi najbardziej opłacalną gałąź amerykańskiego rolnictwa. Obliczono, że na sprzedaży mięsa w USA przedsiębiorcy zarabiają ok. 155 miliardów dol. rocznie, a zatrudnienie w tym sektorze znajduje ponad 6 mln ludzi. Takich liczb nie można lekceważyć. Zwłaszcza jeśli w dużej mierze odpowiedzialni są za nie nielegalni imigranci.
Praca w tuczarniach i ubojniach gigantów branży mięsnej, takich jak Tyson Foods, Cargill Meat Solutions czy chicagowskiej Armour and Company, do lekkich nie należy. Pracownicy ubojni spędzają w fabrykach po kilkanaście godzin dziennie. Na oddzielenie mięsa od kości u jednej krowy dostają najwyżej 2 minuty. Najwolniejsi są zwalniani.
Zagłębie amerykańskich ubojni znajduje się w Kansas. To tam w każdej z fabryk gigantów branży mięsnej zabija się średnio od 5 do 6 tys. zwierząt dziennie. Takie statystyki wymagają od przetwórców dobrej i dużej siły roboczej.
Czytaj: Branży rolniczej grozi katastrofa. Zabraknie rąk do pracy
Chętnych Amerykanów do pracy w ubojniach jest mało – nikt nie chce nabawić się reumatyzmu w wieku 42 lat, stracić paznokci czy palcy u rąk, ani całej nocy ostrzyć noży. Odstrasza także raport pozarządowej organizacji Human Rights Watch, która zaklasyfikowała etat w ubojni jako „najbardziej niebezpieczną pracę w amerykańskich fabrykach”.
Stąd też ogromny napływ nielegalnych imigrantów, którzy jak zwykle decydują się podjąć najcięższą pracę. Na przedmieściach Garden City w Kansas znajdują się całe osiedla zbudowane z przyczep, w których mieszkają nielegalni pracujący dla Tyson Foods. Wielu z nich przybyło do Kansas z Meksyku. Najpierw szli na piechotę, potem przewoził ich przemytnik.
Czytaj: Strategia, której nie ma. Co z meksykańską granicą?
Nielegalni pracownicy spędzają na taśmie w fabryce średnio 12 godzin dziennie, 6 dni w tygodniu. Francisco i Raymundo, którzy pracują w jednej z fabryk w hrabstwie Jefferson, w stanie Colorado zapewniają, że gdyby zgodził się na to właściciel fabryki, to pracowaliby nawet codziennie.
Paradoksalnie nawet mali przetwórcy na farmach mlecznych wolą zatrudniać Latynosów. Anne, właścicielka przedsiębiorstwa w hrabstwie Jefferson tłumaczy, że „Latynosi są solidniejsi, stawiają się codziennie rano do pracy i zadowalają się mniejszą pensją”.
Problem stanowią jednak skandaliczne warunki pracy. Twarde zasady gospodarki dają przewagę zadowalającym się niższym wynagrodzeniem imigrantom, jednak nie ratują ich zdrowia i nierzadko prowadzą wręcz do niewolniczej pracy.
AS
Tekst powstał w oparciu o artykuł Tomasza Zalewskiego „Grzęzawisko na prerii”, Polityka nr 41
Reklama








