Zemsta rozgoryczonej żony, czy atak szaleństwa chorej kobiety? Po ujawnieniu makabrycznych szczegółów zbrodni trudno uwierzyć, aby mogła dokonać jej zdrowa osoba. Prokuratura utrzymuje jednak...
Zemsta nieszczęśliwej i rozgoryczonej żony, czy atak szaleństwa chorej psychicznie kobiety? Po ujawnieniu makabrycznych szczegółów zbrodni trudno uwierzyć, aby mogła dokonać jej w pełni poczytalna osoba. Prokuratura szykując już jednak linię oskarżenia utrzymuje, że 40-letnia Polka pochodząca z Białegostoku zasztyletowała dwoje dzieci i psy, aby "odegrać się" na mężu. I tę wersję powtarzają z uporem amerykańskie media./a> fot. DuPage County sheriff's office/ Elżbieta Plackowska oskarżona jest o zamordowanie swego 7-letniego syna Justina i 5-letniej Olivii Dworakowski
Policjanci z Naperville, którzy znaleźli zwłoki dwójki dzieci przyznają, że nie widzieli dotąd bardziej makabrycznej zbrodni. Odcisnęła ona na ich psychice tak głębokie piętno, że zorganizowano dla nich spotkania z psychologiem.
Na łóżku w sypialni na piętrze "szeregówki" przy Quinn Court w Naperville leżało zmasakrowane ciało 7-letniego Justina Plackowskiego. Chłopcu zadano ponad sto ciosów nożem i poderżnięto gardło. Na podłodze znaleziono zakrwawione złoki 5-letniej Olivii Dworakowski. Dziewczynce zdano ponad 50 ciosów. Na parterze leżały ciała dwóch psów. Zwierzęta także zostały zasztyletowane.
Do zbrodni doszło w domu należącym do Marty Dworakowskiej. Pod jej nieobecność Olivią opiekowała się Elżbieta Plackowska, matka dwóch synów, w tym 7-letniego Justina.
Czytaj więcej na temat sprawy Elżbiety Plackowskiej.
Mąż kobiety mówi, że od kilku tygodni zachowywała się ona dziwnie: była w depresji, mówiła o "wyganianiu diabła", słyszała głosy i miała problemy z alkoholem.
O tym, że dźgając dzieci nożem "wyrzucała z nich diabła" wkrótce po zatrzymaniu umazana krwią Elżbieta Plackowska powiedziała przesłuchującym ją policjantom. Przyznała, że zabrała dzieci do kościoła aby wspólnie z nimi się modlić. Sama poszła do spowiedzi. Przed śmiercią powiedziała zaś synowi, że "niebawem będzie w niebie".
W toku wielogodzinnych przesłuchań pojawiło się wiele innych motywów zbrodni. Kobieta powiedziała m.in. że jej mąż jest kierowcą i często nie ma go w domu. Żaliła się, że w większości sama wychowuje syna i musi zajmować się sprzątaniem, co „uwłacza jej godności”. Plackowska miała powiedzieć, że zabijając dziecko chciała sprawić mężowi ból, bo była nieszczęśliwa w małżeństwie.
I to właśnie taką wersję prokuratura DuPage nagłośniła w mediach: zbrodni dokonała rozgoryczona żona, nie chora psychicznie kobieta. Małą Olivię zabiła, bo dziewczynka była świadkiem morderstwa Justina.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że prokuraturą powoduje nie chęć dotarcia do prawdy i ustalenia co popchnęło Plackowską do dokonania okrutnej zbrodni, ale przygotowanie skutecznej linii oskarżenia na sądowy proces. Taką wersję z uporem i sporą dozą bezmyślności przedstawiają także amerykańskie media.
Doprawdy nie trzeba mieć doktoratu z psychologii klinicznej, aby dostrzec, że wersja prokuratury w zderzeniu z faktami bierze w przysłowiowy łeb. Dlaczego na miejsce zbrodni kobieta wybrała cudzy dom, a nie zabiła syna podczas jednej z licznych nieobecności męża, na które skarżyła się policjantom? Dlaczego porwała się na zbrodnię przy świadkach (5-letniej Oliwii)? Co z jej opowieściami o „demonicznych głosach” i „wypędzaniu szatan”? I jaki związek miały z jej nieszczęśliwym małżeństwem cudze psy, które także zasztyletowała?
I najważniejsze pytanie: czy zdrowa psychicznie matka jest w stanie zadać swemu dziecku sto ciosów nożem? Jeżeli próbuje "wygonić z niego diabła", to zapewne tak.
Magdalena Pantelis