Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 20 grudnia 2025 10:07
Reklama KD Market

Wolność słowa a obraza świętości

Warszawa  - Drobna iskierka zapaliła lont ludzkiego oburzenia, aż wybuchła bomba nienawiści i przemocy! Jedno jest pewne: konsekwencje wydają się być niewspółmierne do bagatelnej przyczyny.

Czy bowiem satyryczne rysunki w prasie mogą uzasadnić falę niszczenia i śmierci? W naszym zachodnim rozumieniu usprawiedliwić tak gwałtownej reakcji się nie da, ale faktem jest, że od wielu dni cały świat śledzi w dziennikach telewizyjnych, prasie i Internecie zamieszki uliczne oraz płonące ambasady zachodnie na Bliskim Wschodzie. Gwałtowne protesty wybuchają także w innych punktach globu.

A zaczęło się raczej niewinnie. Już we wrześniu b.r. czołowy dziennik duński "JyllandsPosten" w artykule na temat wolności słowa wydrukował serię 12 karykatur ośmieszających proroka Mahometa. Wówczas wywołało to niezbyt silną reakcję.

Natomiast, gdy w styczniu br. rysunki te przedrukowało pismo norweskie, a w ślad za nim inne gazety europejskie, w tym i warszawska "Rzeczpospolita", rozogniło to falę wściekłych antyzachodnich nastrojów.

Dla Hassana Nassrallaha, przywódcy fanatycznej muzułmańskiej organizacji terrorystycznej Hezbollah z kwaterą główną w Libanie, sprawa jest prosta i wzywa on do zemsty: "Są miliony muzułmanów gotowych oddać życie w obronie honoru naszego proroka, musimy być na to gotowi". Według Nassrallaha nikt już dziś nie śmiałby obrażać proroka Mahometa, gdyby wykonano wyrok śmierci na brytyjskim pisarzu o arabskim rodowodzie, Salmanie Rushdim, za obraźliwą dla Islamu powieść "Szatańskie wersety".
świat muzułmański domaga się od Danii przeprosin za wybryk "JyllandsPosten" i ukaranie winnych. Premier Anders Fogh Rasmussen żałuje, że karykatury się ukazały, ale odmawia przeprosin, ponieważ "w demokracji rząd nie może ingerować w politykę niezależnych redakcji".

Premier Kazimierz Marcinkiewicz był innego zdania i jeszcze tego samego dnia oficjalnie skrytykował opublikowanie karykatur Mahometa przez "Rzeczpospolitą". W oświadczeniu premier stwierdził, że opublikowanie rysunków obrażających uczucia muzułmanów "wykracza poza granice dobrze zrozumianej swobody wyrażania poglądów" Stwierdził, że "rolą mediów nie może być prowokowanie nienawiści i propagowanie wrogości" i dodał, że podziela uczucia tych, "którzy czują się obrażeni publikacjami polskiego dziennika".

Jeszcze dobitniej przeprosiny sformułował szef polskiej dyplomacji Stefan Meller, którego wypowiedź warto zacytować: "Chcę w imieniu Ministerstwa Spraw Zagranicznych, w imieniu rządu Rzeczypospolitej Polskiej prosić muzułmańskich wyznawców Mahometa o wybaczenie. Chcę jednocześnie prosić, zwłaszcza ambasadorów krajów islamskich akredytowanych w Polsce, o to, by postarali się o wytłumaczenie opiniom publicznym swoich krajów, że w istocie jest to nieporozumienie, albowiem są to karykatury cytowane niejako z prasy europejskiej".

Jak gdyby przestrzegając znanej zasady, że "strzeżonego Pan Bóg strzeże", polskie MSZ nie poprzestało na przeprosinach. Jak tylko pojawiła się poranna "Rzeczpospolita" zawierająca kontrowersyjne rysunki, "zdecydowaliśmy się na wzmocnienie ochrony polskich ambasad na całym świecie, "poinformował rzecznik ministerstwa Paweł Dobrowolski. Przykładowo, w stolicy Libanu, Bejrucie, gdzie doszło do gwałtownych zamieszek, podniesiono stan gotowości ochroniarzy wokół Ambasady RP i zwiększono ochronę jej pracowników.
Tomasz łukaszuk, ambasador Polski w Indonezji, która ma szczególnie dużo problemów z terroryzmem, uzależnił dodatkową ochronę policyjną od tego, czy miejscowe media eksponować będą udział polskiej gazety w tym, co muzułmanie uważają za anytislamską krucjatę.

Do tego czasu wybuch gniewu w krajach islamskich Polskę omijał. W dniu, kiedy ukazała się karykatura w "Rzeczypospolitej", już szalały antyzachodnie demonstracje i zamieszki.

Przebywający w Libanie prof. Janusz Danecki, arabista z Uniwersytetu Warszawskiego, wyraził pogląd, że polskie przeprosiny zostały tam dobrze odebrane. Z kolei Artur Zawisza, przewodniczący sejmowej Komisji Gospodarki, wyraził nadzieję, że dzięki szybkim przeprosinom rządu polskiego "może nie dojdzie do bojkotu polskich towarów na tamtych rynkach i Polska nie znajdzie się w takiej sytuacji jak te kraje, które brną w swoje złe zachowanie".

Ale sprawa wykracza poza względy bezpieczeństwa placówek dyplomatycznych, czy obrotów towarowych ze światem islamskim. Tu ścierają się różne, w tym przypadku przeciwstawne, wolności i prawa. Czy wolność słowa jest czymś absolutnym i niczym nieograniczonym? Czy jej częścią jest prawo do ranienia cudzych uczuć religijnych?

Zdaniem redaktora naczelnego "Tygodnika Powszechnego" ks. Adama Bonieckiego:"wolność słowa nie oznacza nieograniczonego prawa do publikowania wszystkiego i gdziekolwiek". Rada Wspólna Katolików i Muzułmanów: "Takie działanie nie tylko nie sprzyja sprawom pokoju i dialogu, ale jest też krokiem w stronę bezmyślnej agresji i źle interpretowanej wolności. Rada zdecydowanie potępia tego typu wystąpienia"  podkreślono w oświadczeniu.

"Wolność bez ograniczeń jest zniewoleniem i nie można w imię własnej wolności deptać uczuć religijnych innych  stwierdził biskup Tadeusz Pieronek, rektor Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie.  Jeżeli nie będzie respektowana wolność i szacunek dla religii zarówno na Zachodzie, jak i w krajach muzułmańskich, wszystko się może wydarzyć. Mieliśmy już dwie wojny światowe, może być trzecia".

Muzułmański Związek Religijny w Rzeczypospolitej Polskiej, reprezentujący, jak się ocenia, do 5 tys. wyznawców, postanowił się wstrzymać ze złożeniem pozwu do prokuratury, kiedy wicepremier i minister spraw wewnętrznych Ludwik Dorn podjął się mediacji między muzułmanami a dziennikiem. Przywódca religijnych polskich mahometan, mufti Tomasz Miękiewicz, powiedział, że polskich muzułmanów usatysfakcjonowałoby opublikowanie przez "Rzeczpospolitą" przeprosin na pierwszej stronie.

Choć mówi się w świecie o wojnie kultur i cywilizacji, wojnie między zacofanymi fundamentalistami ze świata arabskiego a światłym, nowoczesnym światem liberalnego Zachodu, sprawa nie jest aż taka prosta. Spór toczy się także wewnątrz każdego z tych światów. Choć media nagłaśniają gwałtowne protesty i zamieszki, w rzeczywistości wielu mahometan uważa, że mordowanie niewinnych ludzi, niszczenie cudzego mienia oraz grożenie i straszenie innych są sprzeczne z ich wiarą. Po stronie Zachodu, wliczając w ten obszar także uwolnione od komunizmu kraje Europy środkowej, granica podziału biegnie między zwolennikami niczym nieskrępowanej wolności wypowiedzi, a obrońcami nietykalnych świętości i ludzkich uczuć.

Punkt widzenia liberalnych zwolenników rozpasanej wolności podziela redaktor naczelny "Rzeczypospolitej" Grzegorz Gauden. Wprawdzie połowicznie niby przeprosił i wyraził żal za ewentualne obrażenie czyichś uczuć religijnych, ale tym samym tchem podkreślił, że w obronie zrobiłby jeszcze raz to samo. Gazeta opublikowała dwa rysunki: wizerunek Mahometa w turbanie w kształcie bomby z zapalonym lontem oraz scenkę, w której Mahomet w niebie mówi: "Nie przysyłajcie nam już więcej męczenników, bo zaczyna brakować dziewic". (Młodzi muzułmanie, którzy w obronie Islamu wysadzają się w powietrze, wierzą, że w raju czekają ich niekończące się uciechy cielesne z niezliczonymi pięknymi dziewicami.)

Katolicka opinia publiczna na ogół sprzeciwia się obrażaniu czyichkolwiek uczuć religijnych. Jak wiadomo, wiara chrześcijańska jest systematycznie obrażana, podważana i ośmieszana zarówno przez popkulturę jak i rzekomo "wysoką" sztukę, bo oba te gatunki gustują w prowokacjach, byle przyciągnąć gapia, widza, odbiorcę czy klienta. Celuje w tym także reklama. W Polsce różni skandaliści obrażają krzyż, najświętszy symbol chrześcijan.

Okładka wznowionego pisma popkulturowego "Machina" przedstawia skandalizującą piosenkarkę Madonnę w stroju M.B. Jasnogórskiej. Przed paru laty "instalacja" w warszawskiej Zachęcie przedstawiająca leżącego na ziemi, powalonego przez meteoryt, Jana Pawła II wywołała oburzenie wśród katolików polskich. Dyrektorka Zachęty Anda Rottenberg usprawiedliwiała wystawę wolnością poszukiwań artystycznych, a swoich krytyków oskarżyła o antysemityzm! Na Litwie pewien browar ostatnio wykorzystał w reklamie obraz Ostatniej Wieczerzy, na której Jezus i Apostołowie raczą się piwem.

Ze wszystkim można oczywiście przesadzić. Niszczycielskie tłumy rozszalałych mahometan na Bliskim Wschodzie są jaskrawym przykładem przekroczenia wszelkich dopuszczalnych granic protestu. Ale przekraczają granice rozsądku, wrażliwości i dobrego smaku także bezwzględni zwolennicy tezy, że każdemu wszystko wolno. Wszystko każdemu jest wolno z wyjątkiem krzywdzenia drugiego człowieka. Wolność jednego człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna deptać prawa i uczucia bliźniego.
Robert Strybel

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama