Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 20 grudnia 2025 10:13
Reklama KD Market

Republika pozorów

Działalność pozorowana rządu trwa. Rząd udaje, że robi dla społeczeństwa coś pożytecznego, a społeczeństwo robi wrażenie, że wierzy. Pozory wyparły rzeczywistość.

Prezydent obiecywał fundusze na edukację, mówił o potrzebie kształcenia inżynierów. Wyraził zrozumienie dla rozwijania myśli technicznej proponując zatrudnienie 70 tys. wysoko kwalifikowanych nauczycieli przedmiotów ścisłych, a tydzień później  w planie budżetu na 2007 rok  wprowadził cięcia na edukację!

Kolejną niespodzianką po zaproszeniu demokratów do wspólnych ustaleń co do reformy programów Social Security, Medicare i Medicaid było umieszczenie w budżecie republikańskiej wersji rozwiązania problemów programu emerytalnego.

Wbrew protestom większości społeczeństwa, ukradkiem umieszczono plan prywatyzacji Social Security. Przewidywane koszty tych zmian kształtują się następująco: $24.182 miliardy w 2010, $57.429 mld. w 2011 i $630.533 mld. w następnych pięciu latach. Razem $712.144 miliardów. Prez. Bush nabił demokratów w butelkę. Propozycja, która miała być poddana szczegółowym debatom, stała się propozycją opracowaną w szczegółach nie w Kongresie, lecz w Białym Domu.

Jak działają agencje federalne lub dofinansowywane z budżetu państwa, najlepiej świadczy ostatnia afera w NASA. Od pierwszej kadencji Georgea Busha naukowcy niejednokrotnie protestowali przeciw ingerowaniu rządu w badania i ignorowaniu wyników badań. Dzieje się to za sprawą "oficerów politycznych", jacy pojawili się w ośrodkach naukowych z nominacji Busha.
W ostatnich dniach  przez przypadek  wyszła na jaw jedna z takich spraw. 24letni George C.

Deutsch, zatrudniony w NASA z polecenia prezydenta, miał za zadanie nie dopuszczać reporterów do naukowców pracujących nad zagadnieniem zmian klimatu. Ze swej roli wywiązywał się znakomicie. Prześladowanie naukowców trwałoby dalej, gdyby ktoś nie podał informacji o drobnym kłamstwie, jakie znalazło się w jego resume. Prawdą było to, że ów wielki zwolennik Busha pracował z oddaniem w jego kampanii reelekcyjnej, kłamstwem  że posiadał dyplom ukończenia dziennikarstwa na Texas A and M University. Przeoczenie to zauważono z racji zbierania materiałów do artykułu w New York Times o politycznych naciskach na środowisko naukowe celem ograniczenia dyskusji na tematy niewygodne dla administracji Busha, jak na przykład globalne ocieplenie klimatu.

Klimat leży na sercu mieszkańców Nowego Orleanu. Nie tylko z powodu położenia, którego zmienić się nie da. Burmistrz tego miasta Ray Nagin kładzie nacisk na klimat polityczny, który uległ znacznym zmianom po chwilowym ociepleniu, gdy wobec gafy  jaką było wychwalanie dyrektora FEMA za świetnie zorganizowaną akcję ratunkową, która okazała się kompletnym fiaskiem  prezydent obiecywał rozległą pomoc na odbudowę zrujnowanego miasta.
Po pierwszych spektakularnych ruchach, obliczonych na uwagę kamer telewizyjnych, z Waszyngtonu powiało chłodem. Ray Nagin zaczął szukać pomocy za granicą. W ub. tygodniu przyjął delegację francuską, z minister transportu Dominique Perben, i króla Jordanii Abdullaha. Obie delegacje zgłosiły gotowość odbudowania części miasta.

Tak samo jak o Nowy Orlean prezydent zadbał o fundusze na alternatywne środki energetyczne. Przemawiając do narodu o konieczności wyzbycia się zależności od bliskowschodniej ropy, Bush zapewnił sobie entuzjastyczne owacje ustawodawców z obu partii. Przedwczesne.

W rzeczywistości na poszukiwania nowych środków energetycznych przeznaczył zaledwie $150 milionów  według waszyngtońskich standardów kwota żałosna  o $50 milionów mniej niż w ubiegłorocznym budżecie.
Kiedy George Bush przyrzeka Amerykanom, że mogą się zrelaksować, gdyż podsłuchiwanie przez NSA ich nie dotyczy, to nie ma powodu mu wierzyć. Gdy prokurator generalny twierdzi, że szpiegując obywateli nie naruszono prawa, to można się tylko dziwić, że ciągle pozostaje na stanowisku.

Nie wierzyli im sędziowie tajnego sądu, którzy wydają zezwolenia na podsłuchiwanie telefonicznych rozmów i sprawdzanie emaili. Sędziów z federalnego sądu okręgowego, którzy wyrazili poważne wątpliwości co do legalności szpiegowania, przedstawiciele administracji zapewniali, że to się nie powtórzy. Obietnice nie mają jednak żadnego znaczenia. W kwietniu 2004 roku prezydent osobiście "wyjaśniał", że szpiegowanie na terenie USA można prowadzić wyłącznie za zezwoleniem sądu FICA. Oświadczył, że nic się w tym zakresie nie zmieniło. I co?

Republikanin z Pennsylwanii, przewodniczący Komitetu Sądowego sen. Arlen Spector, który prowadzi w tej sprawie przesłuchania, zezwolił prok. Gonzalesowi na składanie zeznań bez składania przysięgi, choć w tym przypadku była jak najbardziej pożądana. Nie wytłumaczył tej decyzji. Na Kapitolu krążą plotki, że republikanom, którzy domagają się postawienia administracji przed odpowiedzialnością za łamanie prawa zagrożono, że w najbliższych wyborach nie dostaną poparcia prezydenta. Nie chodzi więc o praworządność, lecz o wzajemne ukrywanie błędów lub co gorsza umyślne naruszanie Konstytucji, gdy przeszkadza w spełnieniu własnych zamierzeń.
Przy takim podejściu do prawa nie dziwi wcale, że nowy lider republikanów w Izbie Reprezentantów kongr. John Boehner z Ohio, uchodzi za reformatora. Miejsce to objął po kongr. DeLayu, symbolu hucpy i uległości wobec korporacyjnych interesów.

Po skandalu z superlobbystą Abramoffem, który hojnie wspomagał kasy wyborcze republikanów, nie wyłączając Busha, zadaniem Boehnera jest wykluczenie przekupności kongresmanów poprzez zerwanie ich bliskich związków z lobbystami. Jak na ironię "reformator" czuł się w tym świecie znakomicie. Kilka lat temu zaskarbił sobie sympatię kolegów, gdy pojawił się w Kongresie z czekami od przemysłu tytoniowego. Dziś wynajmuje mieszkanie od Johna D. Milne, właściciela firmy lobbyngowej Capitol Management.
Republika pozorów.
Elżbieta Glinka

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama