Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
czwartek, 18 grudnia 2025 01:58
Reklama KD Market

Coraz gorzej

Waszyngton (WP) - Washington Post uzyskał kopiędepeszy, z której wynika, że tuż przed wizytą prezydenta Busha w "zielonej strefie" Bagdadu amerykańska ambasada w Iraku nakreśliła znacznie bardziej ponury obraz wydarzeń w tym kraju, niż prezydent przedstawił po powrocie do Waszyngtonu.

Depesza mówi o "pogarszającej się sytuacji (z dnia na dzień) osób mieszkających poza silnie strzeżoną strefą międzynarodową, jak pogróżki pod adresem irackich pracowników ambasady USA, ich strach przed sąsiadami, którzy okazują otwartą wrogość z chwilą poznania ich miejsca pracy, odbieranie kobietom praw, etniczne czystki.

Depesza została wysłana do Dept. Stanu 6 czerwca. Widnieje pod nią podpis ambasadora USA Khalizada. Jest podzielona na 23 sekcje. Zawiera własne obserwacje i informacje przekazane przez ludzi pozostających w kontakcie z ambasadą. Na przykład wydawca irackiego pisma powiadomił Amerykanów o "czystkach", jakie mają miejsce w każdej irackiej prowincji i prowadzone są na zasadzie "ząb za ząb...".

 Osobiste bezpieczeństwo jest uzależnione od dobrych stosunków z dzielnicowymi zarządami, które decydują, kto może pojawić się na ich terenie. Centralny rząd nie ma znaczenia. Rządzi milicja. Nikt nikomu nie ufa.

 Szwagier jednej z pracownic ambasady został porwany. Druga, po otrzymaniu pogróżek na życie, zbiegła z Iraku z całą rodziną.

 Począwszy od marca iracki personel ambasady informuje o prześladowaniach ze strony grup islamskich lub milicji. Brak elektryczności i rosnące ceny paliw wpłynęły na pogorszenie warunków życia nawet w do niedawna ekskluzywnych dzielnicach, gdzie coraz bardziej widoczny jest brak dostatku. Jedna z tych dzielnic całkowicie opustoszała.

 Dwóch z trzech Irakijczyków zatrudnionych w biurze spraw publicznych zgłosiło wzrost prześladowań od maja. Niektóre grupy zmuszają kobiety do noszenia tradycyjnych strojów muzułmanek, a nawet do zakrywania twarzy.
 Mężczyźni nie mogą pokazywać się w miejscach publicznych w szortach ani w dżinsach. Taki strój prowokuje do ataku.

 Pracownicy ambasady ukrywają swoje miejsce zatrudnienia  nawet przed własnymi rodzinami  i żyją w ciągłym strachu przed wykryciem tego sekretu. Wszyscy boją się porwania. Jedna z pracownic powiedziała, że niechęć do Stanów Zjednoczonych tak bardzo wzrosła, że Amerykanów i ich podejście do Irakijczyków porównuje się do rządów Saddama.

 Przynajmniej od 6 miesięcy lokalni pracownicy odmawiają udziału w wydrzeniach nagrywanych przez media. Nie możemy wzywać ludzi do pracy w weekendy ani święta z obawy o ujawnienie ich miejsca pracy i narażenie na szykany.

 Niedawno zaczęliśmy niszczyć dokumenty, na których widnieją nazwiska irackich pracowników. W marcu kilka osób chciało wiedzieć, jak mamy zamiar ich zabezpieczyć, jeśli postanowimy się ewakuować.

 Jeden z pracowników powiedizał nam, że życie poza zieloną strefą to ciągły emocjonalny drenaż. Mieszka w rejonie szyickim i twierdzi, że każdego wieczora bierze udział w pogrzebie.

 W kolejkach po benzynę trzeba czekać do 12 godzin. Wszyscy pracownicy potwierdzają wiadomość, że w ostatnim tygodniu maja mieli dopływ elektryczności przez godzinę co sześć godzin, w sumie 4 godziny na dobę.
Depesza konkluduje, że "osobiste obawy personelu umacniają religijne i etniczne podziały mimo zapewnień oficjeli o pogodzeniu". Podpisano: amb. Khalizad. (eg)

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama