Opustoszałe podczas finałowego meczu mundialowego ulice Paryża nie zapełniły się, gdy po dogrywce, w wyniku strzałów do bramki, mistrzami świata zostali Włosi.
Na Polach Elizejskich, gdzie kilkadziesiąt tysięcy osób przygotowywało się do święta, mającego nastąpić po zwycięstwie Francuzów, zrezygnowani kibice masowo wycofywali się do metra. Pozostali, przede wszystkim młodzież z przedmieść, czekali w agresywnym napięciu, często wbijając wzrok w policjantów, których trzy tysiące ustawiono do pilnowania spokoju.
Według doniesień agencyjnych, jeszcze podczas meczu, do bitki między widzami doszło na murawie paryskiego stadionu Charlety, gdzie na gigantycznym ekranie mecz oglądało trzydzieści pięć tysięcy osób.
W Saint Denis, pod Paryżem, niedaleko Stade de France, na którym osiem lat temu Francuzi stali się mistrzami świata, odpalano przygotowane wcześniej petardy, ale nie było radości. Yazid, który przedstawił się jako uczeń technikum, powiedział PAP - "niebiescy" byli lepsi przez cały mecz. Ta drużyna, drużyna Afrykańczyków i Arabów ma wszelkie powody do dumy. A Francja przegrała, bo los jest już przeciw niej".
Obecny na meczu w Berlinie prezydent Francji Jacques Chirac również uznał przegraną francuskiej reprezentacji za wynik "niesprzyjającego losu". I stwierdził, że francuscy gracze "mają wszelkie przyczyny do dumy: z tego, co osiągnęli i z siebie samych".








