Bramki: 1:0 Marcin Wasilewski (7), 2:0 Zbigniew Zakrzewski (29- głową), 2:1 Arkadiusz Głowacki (53-głową), 3:1 Piotr Reiss (56- głową), 3:2 Bartosz Bosacki (82-samobójcza), 3:3 Piotr Brożek (90+1-głową).
żółta kartka - Lech Poznań: Zbigniew Zakrzewski, Piotr Reiss, Bartosz Bosacki. Wisła Kraków: Arkadiusz Głowacki, Nikola Mijailović.
Sędzia: Piotr Siedlecki (Szczecin). Widzów 17 000.
Lech Poznań: Krzysztof Kotorowski - Marcin Wasilewski, Dawid Kucharski, Bartosz Bosacki, Grzegorz Wojtkowiak - Marcin Zając, Maciej Scherfchen, Rafał Murawski, Jakub Wilk (82. Marcin Wachowicz) - Zbigniew Zakrzewski (86. Ilijan Micanski), Piotr Reiss.
Wisła Kraków: Mariusz Pawełek - Dariusz Dudka, Arkadiusz Głowacki, Cleber (67. Hristu Chiacu), Nikola Mijailović - Jakub Błaszczykowski, Jacob Geoffrey Burns, Marek Penksa (58. Piotr Brożek), Marek Zieńczuk - Jean Paulista, Branko Radovanović (46. Paweł Brożek).
W Poznaniu znów dreszczowiec. Lech prowadził 2:0 i 3:1, ale w ciągu ośmiu minut krakowianie strzelili dwie bramki i wywieźli cenny punkt. Wyrównującego gola Piotr Brożek zdobył już w doliczonym czasie gry.
Lechici najwyraźniej wyciągnęli wnioski z poprzednich spotkań. Zamiast czekać aż rywale strzelą dwie-trzy bramki, sami od pierwszych minut zabrali się do pracy. Już w 7 min. objęli prowadzenie. Obrońca Lecha, Marcin Wasilewski wykorzystał niezdecydowanie obrońców Wisły i płaskim, mocnym strzałem zdobył swoją czwartą bramkę w tym sezonie.
Wisła zaskoczona szybką stratą gola, pierwszego w tym sezonie, rzuciła się do ataku. Ale "Kolejorz" wcale nie zamierzał zadowalać się skromnym prowadzeniem i Mariusz Pawełek miał sporo pracy. 17 tysięcy kibiców i zasiadający na trybunach trener reprezentacji- Leo Beenhakker nie mogło narzekać na poziom i tempo widowiska.
W 29 min. po akcji Bartosza Bosackiego, Zbigniew Zakrzewski głową podwyższył rezultat. Wisła, która w czterech meczach ligowych nie straciła bramki, w Poznaniu popełniała dużo błędów.
Ostatnie minuty pierwszej odsłony to ogromna przewaga wiślaków. Strzały Paulisty i Branco Radovanovicia obronił Krzysztof Kotorowski, a Marek Penksa z 16 metrów uderzył dwa metry obok bramki.
Emocji nie brakowało w drugiej odsłonie. Oba zespoły grały ofensywnie, a sytuacjami bramkowymi można by obdzielić kilka spotkań.
W 53 min. wiślacy odzyskali nadzieje na korzystny wynik, po główce Arkadiusza Głowackiego. Riposta lechitów była bardzo szybka. Po dynamicznym rajdzie Marcina Zająca, Piotr Reiss sprytnie głową pokonał wychodzacego z bramki Pawełka.
Sporo ożywienia w grę ofensywną Wisły wnieśli bracia Piotr i Paweł Brożkowie. Najpierw jednak zmarnowali kilka wybornych sytuacji. W 78 min. we dwójkę mieli przed sobą tylko Kotorowskiego, ale Paweł niedokładnie zagrał do Piotra. W następnej akcji Paweł Brożek nie wykorzystał sytuacji jeden na jednego z bramkarzem Lecha.
W końcówce to nawałnica wiślaków. Najpierw niefortunna interwencja Bosackiego, a w doliczonym czasie gry celna główka Piotra Brożka zadecydowały o podziale punktów.
"Było to bardzo trudne spotkanie, graliśmy przeciwko silnemu rywalowi. Jestem pewny, że Lech będzie walczył w tym roku o mistrzostwo. Mówi się, że jak strzelisz bramkę w ostatniej minucie, to masz szczęście. Tak naprawdę, to dzisiaj Lech miał szczęście. W czwartek graliśmy w Pucharze UEFA, ale na boisku to my więcej biegaliśmy i przez 70 minut dominowaliśmy. Remis uważam za sprawiedliwy rezultat" - powiedział po meczu Dan Petrescu, szkoleniowiec Wisły.
"We play every game crazy" - zażartował po angielsku Franciszek Smuda, by szkoleniowiec gości nie musiał czekać na tłumaczenie. Potem komentował spotkanie już po polsku:
"Tym razem zupełnie było odwrotnie niż w meczu z Cracovią. Prowadząc 3:1 nie wolno sobie wydrzeć zwycięstwa. Popełniamy wciąż błędy - od góry do dołu, ale zespół jest cały czas w budowie" - podsumował trener Lecha.








