Nie doszło do ugody w procesie o naruszenie dóbr osobistych, wytoczonym przez Wisłę Płock byłemu prezesowi GKS Katowice Piotrowi Dziurowiczowi. W poniedziałek na pytania sądu odpowiadał Dziurowicz, wyrok ma zostać ogłoszony 2 października.
Sprawa zaczęła się od głośnego wywiadu na temat korupcji w polskim futbolu, udzielonego przez Dziurowicza "Gazecie Wyborczej" w sierpniu ubiegłego roku. Wypowiedział w nim zdanie, że wygrane przez Wisłę w 2004 r. mecze z Polonią Warszawa i Górnikiem łęczna były "robione na chama".
Prezes Wisły Płock Krzysztof Dmoszyński uznał, że w ten sposób prezes GKS zasugerował, że o wyniku tych spotkań zdecydowały względy pozasportowe i pozwał Dziurowicza do sądu. Proces rozpoczął się w listopadzie ubiegłego roku. Wisła Płock domaga się przeprosin i wpłaty 50 tys. zł na cel charytatywny.
Pełnomocnik pozwanego Jacek Olszewski, podtrzymał wniosek o oddalenie powództwa. Podkreślił, że nie padło z ust jego klienta sfomułowanie, że to ktoś z Wisły kupił mecz. "To zresztą nie jest tak, że wynikiem konkretnego meczu zainteresowane są tylko dwie grające drużyny ale czasem +pół tabeli+" - zaznaczył Olszewski.
Zarówno on jak i Dziurowicz przypominali, że sędzia jednego z tych spotkań został przez PZPN odsunięty od prowadzenia kolejnych meczów. "To najwyższa, rzadko stosowana, kara jaka mogła go spotkać. A o tym, że w piłce działo się źle mogą świadczyć choćby liczba aresztowanych w sprawie korupcji osób" - dodał Olszewski.
29-letni Dziurowicz - obecnie student prawa - stwierdził, że nie można mówić o korupcji nie podając konkretnych przykładów. Jego zdaniem to niemożliwe, by Dmoszyński nie wiedział o sytuacji w polskim futbolu.
Przy okazji padło wiele stwierdzeń ogólniejszych dotyczących futbolu. Dziurowicz oświadczył, że poza 1-2 klubami walczącymi o najwyższe cele (wymienił jako przykład Wisłę Kraków), mającymi dobry system motywacyjno - płacowy, nie było w polskiej lidze klubu, o którym wiadomo byłoby, że nie można do niego "podejść". "Może trudno uwierzyć w to co mówię ale tak było" - powiedział.
Były sternik GKS Katowice opowiadał, jak próbował załatwić korzystny wynik meczu z Wisłą Płock z jednym z piłkarzy rywala wcześniej grającym w Katowicach. Zawodnik miał powiedzieć, że musi skonsultować propozycję z kolegami a potem odesłał Dziurowicza do prezesa Wisły. "Wiedziałem, że z prezesem tego nie załatwię, bo nie znaliśmy się na tyle. Poza tym było ryzyko, bo pieniądze trzeba by dać przed meczem a korzystny wynik był niepewny" - wyjaśnił Dziurowicz. W tej sytuacji wybrał pewniejsze rozwiązanie - sędziego. Przyznał, że więcej prób "załatwienia" meczu z działaczami czy piłkarzami Wisły nie podjął. Zdaniem Dziurowicza znane były przypadki, że prezesi innych klubów - nie Wisły Płock - brali pieniądze za załatwienie wyniku meczu i nie informując o niczym zawodników przy "korzystnym" wyniku zostawiali wszystko dla siebie.
Co do wymienionych w wywiadzie meczów oświadczył: "chciałem - przywołując te spotkania - wskazać błędy popełniane przez sędziego na korzyść jednej drużyny - Wisły Płock. Miałem na myśli nieprawidłowości w pracy arbitra. Natomiast nie wiem, co stało się przyczyną, dla której tak prowadził te mecze".
Na poniedziałkowej rozprawie nie było prezesa Dmoszyńskiego ani pełnomocnika Wisły. Mimo iż Dziurowicz w wywiadzie odsłonił kulisy futbolowej korupcji na wielką skalę, proces z Wisłą jest jedynym jaki toczy sie przed sądem.








