Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
środa, 17 grudnia 2025 22:55
Reklama KD Market

Polak, Rusek (jeszcze)

(Korespondencja własna "Dziennika Związkowego")

Warszawa - Prezydent Lech Kaczyński został ponownie zaproszony do Gruzji. Miałby być honorowym gościem na trzeciej rocznicy tzw. "Rewolucji Róż", która obaliła prorosyjskie rządy i przeorientowała ten kraj w kierunku demokratycznych przemian i prozachodniej drogi rozwoju. W niedawnym sporze między Moskwą a Tbilisi Polska wyraźnie opowiedziała się po stronie Gruzinów, którzy oskarżyli stacjonujące w ich kraju wojska rosyjskie o szpiegostwo.

Gruzini widzą w Polakach promotorów ich aspiracji narodowych prowadzących do Unii europejskiej i NATO. Dlatego też zaproszenie przekazał Kaczyńskiemu osobiście prezydent Michaił Saakaszwili. Ostatnio ponowił je ambasador Gruzji w Polsce, który podkreśli, że prezydentowi Saakaszwiliemu "osobiście zależy na obecności Lecha Kaczyńskiego".

W czym problem? Niby prosta rzecz. Wizyta kurtuazyjna, udział w uroczystości państwowej innego kraju  normalna sprawa. Nie wiadomo jednak, czy polski prezydent skorzysta z zaproszenia. Polska od początku popierała przemiany w Gruzji. Z drugiej strony ten wyjazd na pewno nie spodobałby się Rosji, a prezydentowi Kaczyńskiemu zależy na zorganizowaniu spotkania z głową państwa rosyjskiego, Władimirem Putinem. Do kontaktu może dojść na międzynarodowym spotkaniu w Lahti w Finlandii, ale tam Putin będzie przebywał raptem dwie godziny.

Mogłoby dojść do wzajemnego przywitania się i podania rąk, ale jak zaznaczył polski prezydent "nie chodzi o okazję do zrobienia fotografii, lecz o normalne spotkanie, o dialog między państwami". Spotkanie to powinno się odbyć na gruncie neutralnym, dodał Kaczyński.

Niedawno Warszawa potraktowała jako głowę państwa rosyjskiego ministra spraw zagranicznych Sergieja ławrowa. Była to pierwsza wizyta w Polsce przedstawiciela Rosji na tak wysokim szczeblu. Zazwyczaj powinien był się spotkać jedynie z polskim ministrem spraw zagranicznych Anną Fotygą, ale ławrowa także przyjął zarówno premier jak i prezydent. Nic konkretnego nie zdecydowano, ale obie strony wyraziły chęć poprawy stosunków, które w ostatnich latach często były napięte.

Na wspólnej konferencji prasowej z panią Fotygą, ławrow podkreślał, że dobre stosunki są niezbędne dla rozwiązania problemów istniejących w dwustronnych kontaktach. Dowodem postępu w tej dziedzinie było powołanie grupy porozumiewawczej, która miałaby rozwiązywać trudne sprawy, nie wyłączając kontrowersji historycznych takich jak Katyń. Szef dyplomacji rosyjskiej także zapewniał, że jego kraj chce rozwinąć handel z Polską i oczekuje większych polskich inwestycji.

Stosunki między Warszawą a Moskwą zaostrzyły się w drugiej połowie lat 90. w związku z dążeniem Polski do NATO. Dla Polaków miała to być najlepsza gwarancji bezpieczeństwa, ale propaganda kremlowska przestrzegała przed podtoczeniem machiny wojennej NATO pod rosyjską granicą. Gdy mimo wszystko Polska i inne kraje b. bloku sowieckiego wstąpiła do Sojuszu Północnoatlantyckiego dwustronne stosunki się znacznie oziębiły. Moskwa zakazała importu polskiej żywności do Rosji pod pretekstem, że świadectwa zdrowotne tych produktów zostały sfałszowane. A co oznacza rosyjski zakaz dostępu do Bałtyku polskim statkom na Zalewie Wiślanym?

Jako policzek Kreml odebrał poparcie polskich polityków różnych opcji dla "pomarańczowej rewolucji" na Ukrainie, który to kraj Moskwa nadal uważa za własną sferę wpływów. Warszawa z kolei poczuła się zagrożona przez rosyjskoniemiecki plan zbudowania bałtyckiego rurociągu gazowego omijającego terytorium Polski. Minister obrony Radosław Sikorski przedsięwzięcie to porównał do Paktu MołotowRibbentrop, który wymazał Polskę z mapy Europy w 1939 r.

Odkąd minęła zimna wojna i jej równowaga strachu, Rosja usiłuje podbudować swą topniejącą mocarstwowość przy pomocy strategii energetycznej. A może trafniej byłoby to nazwać "szantażem energetycznym". W ostatnich latach co jakiś czas następowały przerwy w dostawie surowców energetycznych zarówno do Polski i innych krajów b. bloku sowieckiego jak i do klientów zachodnich. Oficjalnie tłumaczono to awariami czy innymi kwestiami technicznymi, ale nie brak obserwatorów, którzy widzą w tym niezbyt subtelną sugestię co do tego, kto tu rządzi. Czytelną aluzję do tego, że bez rosyjskich surowców, zwłaszcza gazu, stanęłaby Europa. Szantaż energetyczny polega także na sprzedawaniu surowców według uznania: taniej tradycyjnie prorosyjskiej Białorusi, a drożej krnąbrnej swego czasu Ukrainie.

Kiedy polski gigant naftowy PKN Orlen wygrał przetarg na kupno kontrolnego pakietu litewskiej rafinerii Mażeikiu Nafta, rozsierdziło to Moskwę, która miała inne plany wobec jedynych takich zakładów w krajach nadbałtyckich. Nagle Rosja wstrzymała dopływ do Litwy ćwierć milion baryłek ropy dziennie. Rosjanie tłumaczyli to tym, że przeprowadzają testy i że po nowym roku dostawy zostaną wznowione. W międzyczasie Litwa musiała się szybko rozejrzeć za innymi, droższymi źródłami ropy naftowej.

Kilka dni po wizycie ławrowa w Polsce, w zakładach w Mażeikiu (po polsku: Możejki) wybuchł bardzo poważny i tajemniczy pożar. Czy było to celowe podpalenie i przez kogo, możemy się nigdy nie dowiedzieć, ale faktem jest, że rafineria ta najwcześniej za pół roku odzyska swą normalną moc produkcyjną. Straty przedsiębiorstwa wstępnie oszacowano na $22,5 do $47,5 miliona. Jeśli miało to zniechęcić Orlen do dotrzymania transakcji, ktoś się grubo przeliczył, bo polski koncern nie stracił zainteresowania przejściem litewskiej rafinerii. Jej dyrekcja liczy na to, że koszty pożaru pokryją spółki ubezpieczeniowe.
Za granie surowcami Warszawa uważa proponowane Niemcom przez Putina "partnerstwo strategiczne" w dziedzinie energii. Największy rosyjski koncern energetyczny Gazprom (którego produkty krajowy brutto jest tej samej wielkości co całej Polski!) chce przejąć udziały w kilku niemieckich firmach energetycznych, by w ten sposób uzyskać większy wpływ na europejski rynek energetyczny.

Gruzini liczyli, że Ukraina, Azerbejdżan i Mołdawia podpiszą deklarację popierającą Gruzję w swym sporze z Rosją. Ale zbliżają się jesień i zima a kraje te i tak mają różne kłopoty gospodarcze, więc lepiej nie zadzierać z Rosją, która zawsze może zakręcić kurki albo podnieść ceny.
Obawy Rosjan budzi plan zbudowania na terenie Polski lub Czech amerykańskiej tarczy antyrakietowej. Instalacja ta miałby za swój cel przechwycenie i zniszczenie rakiet balistycznych wystrzeliwanych przez państwa zbójeckie, takie jak Iran czy Korea Połnocna, w kierunku USA lub Europy.

Moskwa jednak uważa taki plan za krok wymierzony przeciwko Rosji. To zachwieje całą równowagę strategiczną świata, utrzymują politycy rosyjscy. Jakoś nie docierają do nich argumenty, że nie mają się czego bać, jeśli nie żywią żadnych wrogich zamiarów wobec Ameryki i Zachodu w ogóle.
Ale ostatnie zatargi właściwie nie są niczym nowym. Niektórzy historycy dostrzegają w tych sporach przeciwstawne koncepcje rozwoju narodowego  koncepcję Polski Jagiellońskiej zderzającą się z moskiewską tendencją do parcia na zachód. Obecnie Rosjanie obchodzą w listopadzie święto Jedności Narodowej, przypominające moment w 1612 roku, kiedy moskwiczanie się zjednoczyli, by wyprzeć okupujące ich kraj wojska Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Nie minęło 160 lat, jak Rosja carska zapoczątkowała rozbiór zachodniego sąsiada. Niegdyś sięgające od morza do morza mocarstwo polskolitewskie zostało zredukowane do roli zachodniej prowincji rosyjskiego Imperium.

Antyrosyjskie powstania, "Cud nad Wisłą", dokonany przez Hitlera i Stalina czwarty rozbiór Polski, Katyń, bezczynność Czerwonej Armii podczas Powstania Warszawskiego i 45 lat prosowieckiego państwa marionetkowego zwanego PRL  wszystkie te sprawy są interpretowanie w skrajnie przeciwny sposób przez Polaków i Rosjan. Obecnie także Czeczeńców Polacy uważają za bojowników walczących, by uwolnić się spod moskiewskiego jarzma, Rosjanie zaś za bandytów i terrorystów.

Coraz częściej jednak w obu krajach słychać głosy, że należy spory historyczne pozostawić historykom, a zająć się przyszłością, współpracą gospodarczą i sprawami perspektywicznymi. Ale łatwiej powiedzieć niż dokonać w kraju, gdzie w tylu rodzinach nadal żywa jest pamięć o wojennej poniewierce po Syberiach i Kazachstanach, o mordzie katyńskim, łagrach, więzieniach i pokazowych procesach. Pamięta się też o tym, że Moskwa nie zezwoliła PRLowi ani na Plan Marshalla, który zniszczone kraje zachodniej Europy postawił na nogi ani na odszkodowania ze strony Niemiec.

Nie oznacza to, że nie można się w ważnych sprawach porozumiewać, handlować i poszukiwać różnych form współpracy. Dopiero jednak gdy dorośnie i do władzy dojdzie młode pokolenie, pozbawione zaszłości, kompleksów i fobii, będzie można podejść do spraw rosyjskich bez dawnych obciążeń. Choć i wtedy warto będzie patrzeć Rosjanom na ręce. Polska dawno się pogodziła ze statusem średniej wielkości kraju europejskiego bez mocarstwowych wizji. Rosja jeszcze odreagowuje swój utracony status supermocarstwa.
Robert Strybel

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama