17 listopada mija 25 lat od śmierci skoczka narciarskiego, który mógł być "Małyszem" lat 50., Zdzisława Hryniewieckiego, nazywanego w tamtych latach "Dzidkiem".
Gdy zmarł 17 listopada 1981 roku, miał tylko 43 lata, z których 22 spędził na wózku inwalidzkim. 28 stycznia 1960 roku podczas treningu na skoczni w Wiśle-Malince, krótko przed igrzyskami olimpijskimi, Hryniewiecki miał upadek, którego skutkiem był złamany kręgosłup. W jednej, tragicznej chwili legła w gruzach kariera utalentowanego sportowca, wielkiej nadziei polskiego sportu.
Urodzony 1 września 1938 roku we Lwowie, w sportowej rodzinie (ojciec był piłkarzem lwowskiej Pogoni), Hryniewiecki był objawieniem na światowych skoczniach. Zagrażał poważnie najlepszemu wówczas specjaliście tej konkurencji Helmutowi Recknagelowi z NRD.
Jako senior miał zaledwie dwa udane sezony, ale jakie. Odważny, waleczny narciarz z Bielska-Białej w roku olimpijskim, w styczniu 1960 roku, rywalizował z Recknagelem na jego skoczni w Lauscha. Z dwóch konkursów wygrał jeden. Rok wcześniej wyzwał na pojedynek mistrza dalekich skoków Harry'ego Glassa na "mamucie" w Kulm. W pięciu seriach skoków był lepszy od bożyszcza niemieckich kibiców. Ustanowił przy okazji rekord Polski w długości skoku - 116 m. Zwycięstwa nad tak znanymi rywalami stawiały go w rzędzie faworytów igrzysk w Squaw Valley. Jako pierwszy zresztą otrzymał nominację olimpijską. Tragedia na skoczni w Wiśle zakończyła na zawsze marzenia o olimpijskich laurach i przykuła do wózka młodego, pełnego życia i planów na przyszłość człowieka. Była to jedna z największych tragedii w dziejach polskiego sportu.
Nie pomogły starania najlepszych lekarzy specjalistów, także rehabilitacja po operacji w renomowanej duńskiej klinice. Fundusze na pokrycie kosztów leczenia przydzielił ówczesny GKKF, ale pieniądze zebrała Polonia amerykańska. Pamiętali o nim kibice narciarstwa. Czytelnicy "Przeglądu Sportowego" przyznali mu tytuł honorowego sportowca roku 1960. Pomagał mu PKOl i PZN.
Gdy w Polsce trwała walka o powrót do sprawności fizycznej Hryniewieckiego, w dalekim Squaw Valley wygrywał Helmut Recknagel, którego Polak potrafił pokonać...
Gdy po latach pytano go, czy nie czuje żalu, że wybrał tak niebezpieczny sport, który stał się przyczyną jego kalectwa, odpowiadał, że gdyby dana mu była szansa powtórnego wyboru, zostałby tak samo skoczkiem narciarskim.








