50 lat temu, 27 listopada 1956 r., w dalekim Melbourne, dwa tygodnie po swych 22. urodzinach, Elżbieta Duńska-Krzesińska zdobyła złoty medal w skoku w dal.
Finał konkursu skoku w dal rozpoczął się przed główną trybuną stadionu Cricket Ground o godz. 16,45 (w Polsce była 5,45). Polka, rekordzistka świata (6,35 m, sierpień 1956, Budapeszt) rozpoczęła od skoku na odległość 6,20 m. W drugim skoku wyrównała swój rekord świata - 6,35 m i to wystarczyło do zwycięstwa. Kolejne próby były spalone, następnie w 5. serii było 6,05 m, a w ostatniej znowu skok spalony...
Złoty medal "Złotej Eli" był drugim takim trofeum polskich sportowców w igrzyskach po II wojnie światowej (cztery lata wcześniej w Helsinkach mistrzem olimpijskim w boksie został Zygmunt Chychła). Zwycięstwo E. Krzesińskiej w Australii było jednocześnie czwartym olimpijskim mistrzostwem polskiego sportu i polskiej la (po Halinie Konopackiej - 1928 r., Januszu Kusocińskim i Stanisławie Walasiewiczównie - 1932 r.) i szóstym w historii startów polskich sportowców w igrzyskach.
Cieszyła się z tego osiągnięcia cała polska ekipa olimpijska, bowiem był to jedyny złoty krążek zdobyty w Melbourne. Radość z sukcesu Elżbiety Krzesińskiej była wielka wśród Polonii australijskiej, w kraju i w najdalszych zakątkach świata, gdzie los rzucił Polaków. Przykładem jedna z depesz, którą przysłano do wioski olimpijskiej z... Timoru. "Wzruszeni do łez przy dźwiękach Jeszcze Polska nie zginęła. Bóg Ci zapłać, nasze dziecko - Perkowie".
Zapytana po latach, jak pamięta ów listopadowy dzień olimpijskiego zwycięstwa, Elżbieta Duńska-Krzesińska powiedziała. "Tak jakby to zdarzyło się wczoraj. Pomyślałam wtedy, stojąc na podium, że Polka jest lepsza od zawodniczek światowych potęg lekkoatletycznych. Byłam szczęśliwa".
A jak pamięta ten dzień wielki romantyk sportowych relacji epoki radia, red. Bohdan Tomaszewski, dla którego była to pierwsza olimpiada.
"Było to zimne, wietrzne popołudnie. Wpadłem na główny stadion olimpijski wprost z hali bokserskiej, gdzie porywający pojedynek, szkoda, że przegrany stoczył na ringu Leszek Drogosz ze świetnym Jengibarjanem. Drżałem z zimna, ale też z emocji, czy któraś z rywalek "złotej Eli" nie skoczy dalej niż ona. Gdy zobaczyłem na tablicy wyników, że prowadzi nadal, mając 6,35 m, byłem już spokojniejszy. W ostatniej serii najgroźniejsza z konkurentek, czarnoskóra Willye White skoczyła jeszcze 6,09 i na rozbiegu stanęła Duńska-Krzesińska. Wzięła bardzo długi rozbieg, chcąc zapewne poprawić swój rekord świata... Nie udało się... Za chwilę odbierała gratulacje od Amerykanki i koleżanek z reprezentacji, Marii Kusion i Genowefy Minickiej. Obie wykonały wokół niej taniec radości".








