(Korespondencja własna "Dziennika Związkowego")
Warszawa Polska niedawno ustanowiła precedens w dziejach Unii Europejskiej. Stała się pierwszym krajem, który wykorzystał przysługujące mu prawo do weta w zakresie polityki zagranicznej, gdzie obowiązuje consensus. Brak zgody jednego z 25 krajów członkowskich wystarczy, by daną sprawę storpedować. Tak się stało tym razem, gdy polskie weto uniemożliwiło podjęcie negocjacji mających doprowadzić do podpisania porozumienia gospodarczego między Unią a Federacją Rosyjską.
Posunięcie to spowodowało różnorakie reakcje i komentarze. Sprawa się rozbijała głównie o rosyjskie embargo na import polskiego mięsa oraz kwestie energetyczne, ale jedni twierdzili, że Polska walczyła o nie tylko własne interesy gospodarcze, ale także o godność własnego kraju i całej Unii. Mniej przychylne Polakom głosy twierdziły, że Polska znów wyszła przed szereg, przysparzając Europie dodatkowych problemów. Padały nawet sugestie, żeby w kwestiach polityki zagranicznej odejść od consensusu i sprawy sporne decydować większością głosów.
Z drugiej strony, niektórzy Europejczycy zobaczyli, jak Warszawa zdemaskowała nadal stosowane przez Moskwę prowokacje polityczne, żywcem wzięte z podręcznika dawnego KGB, obecnie zwącego się Federalną Służbą Bezpieczeństwa. W skali krajowej weto wywołało niebywałe jak na skłóconą polską sceną polityczną solidarne skupienie różnych ugrupowań wokół interesów narodowych państwa.
"Polska nie godzi się, by szkodzono interesom przedsiębiorców i by Rosja nie traktowała nas jako członka UE powiedział premier Jarosław Kaczyński. Nie możemy być zostawieni w niepewności, czy dostawy rosyjskiego gazu nie zostaną wstrzymane". Wyjaśniając powody polskiego weta, premier powiedział: "26 lat temu baliśmy się: wejdą, czy nie wejdą. Dzisiaj nie możemy być postawieni w sytuacji niepewności: zakręcą, czy nie zakręcą (kurki z gazem i ropą)". Dlatego też mocno zaznaczył, że kwestia bezpieczeństwa energetycznego musi zostać w stosunkach Unii z Rosją uregulowana i Polska z tego postulatu nie zrezygnuje.
Nie dopuszczając do zbliżenia Rosji i Unii Europejskiej Polska spowodowała, że niedawny szczyt helsiński okazał się najbardziej nieudanym w historii stosunków między Rosją i Europą. Kreml wiązał ogromne nadzieje z niedoszłym porozumieniem, nazywając go "porozumieniem o strategicznym partnerstwie". W efekcie szczyt, który miał być największym osiągnięciem rosyjskiej dyplomacji na arenie międzynarodowej w 2006 roku, skończył się fiaskiem. Jedynym jego rezultatem była zgoda Rosji na zniesienie opłat za przeloty obcych samolotów nad Syberią.
Szef Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso zaapelował do prezydenta Rosji Władimira Putina o zniesienie zakazu importu polskiej żywności. Putin zapewnił, że kwestii dostaw polskiego mięsa do Rosji nie należy dramatyzować i upolityczniać i sugerował, że sprawę da się załatwić "z naszymi polskimi przyjaciółmi". Ale nic konkretnego nie obiecywał, a Warszawa nie zgodziła się na niejasną zapowiedź zniesienia embarga w bliżej nie sprecyzowanej przyszłości.
Afera mięsna umożliwiła stronie polskiej zdemaskowanie kremlowskich intryg i prowokacji. Embargo na import polskiego mięsa a następnie warzyw i owoców do Rosji Kreml wprowadził przed rokiem, powołując się na względy sanitarne. Zważywszy na karygodnie niski poziom higieny panujący w postsowieckiej Rosji, był to pretekst wręcz humorystyczny. Tym bardziej potem, jak inspektorzy z Unii Europejskiej nie znaleźli żadnych uchybień w polskich zakładach mięsnych. Wówczas zaczęto oskarżać stronę polską o fałszowanie dokumentów.
Faktycznie inspekcja wykryła fałszowane dokumenty z tym, że fałszerstwa dokonane zostały nie na polskim papierze, poza terytorium Polski, a brakowało im przepisowych znaków wodnych i hologramów. Ponadto, jak stwierdził minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, w dokumentach nie tylko brakowało polskich liter (ł, ż, ę itp.), ale znajdowały się w nich rusycyzmy. Przykładowo zamiast polskiego wyrazu "weterynaryjny" figurował jego rosyjski odpowiednik "weterynarny". Wszystko zatem wskazuje na grubymi nićmi szytą prowokację dokonaną rosyjskimi rękami.
Skonfrontowany tymi faktami Putin ostatecznie usiłował tłumaczyć, że chodziło o tranzyt przez terytorium Polski mięsa azjatyckiego. I tu też się zbłaźnił. Chodziło bowiem w rzeczywistości o transport wątroby wołowej z USA, wysłanej drogą morską do litewskiego portu Kłajpeda, a dalej przez Moskwę do Kazachstanu. Czyli nie prawdziwe mięso, a podroby, nie polskie, lecz amerykańskie, nie przez Polskę, lecz z pominięciem jej terytorium i nie z Azji, lecz do Azji. Zupełnie jak z starym dowcipie, czy to prawda, że w Moskwie rozdają samochody ? Odpowiedź: nie w Moskwie, a w Leningradzie, nie samochody, lecz rowery i nie rozdają, lecz kradną!
Premier Kaczyński uzgodnił swoje stanowisko w sprawie weta na spotkaniu z przedstawicielami wszystkich klubów parlamentarnych. Mimo pewnych drobnych różnic, okazało się, że istnieje consensus w tej sprawie. Nawet lider Platformy Obywatelskiej Donald Tusk, na co dzień nie zostawiający na rządzie suchej nitki, oznajmił, że PO popiera polskie weto, do którego doprowadziły "zła wola strony rosyjskiej oraz brak solidarności w tej sprawie innych państw europejskich". Nie mógł przy tym nie obwinić rządu Prawa i Sprawiedliwości za "nieudolną politykę zagraniczną przez cały ostatni rok". Po tym spotkaniu otworzyła się szansa, że zwalczające się na co dzień partie polityczne mogą się dogadać w takich kwestiach jak bezpieczeństwo energetyczne Polski i polityka wschodnia.
Czy polskie weto wstrząśnie "starą Europą" i otworzy jej oczy na prawdziwe oblicze polityki kremlowskiej? Czy rzuci światło na rosyjską strategię szantażu gospodarczego grożenie zakręceniem kurka czy obliczanie cen zależnie od stopnia sympatii politycznej wobec danego kraju? To zależy w dużej mierze od tego, co Warszawa z tym fantem zrobi. Czy pozwoli sprawie ucichnąć, czy też będzie się uporczywie upominać o europejskie bezpieczeństwo energetyczne.
Dla Rosji Polska pozostaje poważnym źródłem irytacji. O nastrojach panujących na Kremlu w tej sprawie pisał ostatnio moskiewski dziennik "Gazieta". Czytamy w niej m.in.: "Rzeczpospolita Polska, będąc pełnoprawnym członkiem europejskiej rodziny, w rzeczywistości okazała się zakładnikiem dialogu energetycznego Rosji i Europy Zachodniej. (...) Polska nie jest pełnoprawnym podmiotem tego dialogu, a obie strony traktują ją jako mało znaczący kraj tranzytowy, który można omijać metodą budowy Gazociągu Północnego lub którego w ogóle można nie informować o wzajemnych planach. (...) Unia Europejska nie zrozumiała tego, że Polska od dawna figuruje w rosyjskim wykazie "osi zła", którą tworzą też Gruzja, Mołdawia i trzy kraje bałtyckie".
Na Zachodzie różnie oceniano polskie weto. Koordynator rządu Niemiec ds. stosunków niemieckorosyjskich Andreas Schockenhoff (CDU) zarzucił polskiemu rządowi, że blokując rozpoczęcie negocjacji Unii Europejskiej z Rosją "wystawił na ciężką próbę solidarność krajów Unii". Jego zdaniem, "Polskie kierownictwo prowadzi działania w wysokim stopniu irracjonalne przeciwko Rosji".
Zgoła inaczej ocenił sprawę wpływowy niemiecki dziennik "Die Welt", który uważa, że Polska ma prawo domagać się poparcia od Unii Europejskiej, a weto wobec umowy UERosja o współpracy i partnerstwie jest uprawnionym środkiem mającym skłonić wspólnotę do solidarności. Jacques Schuster, autor tego komentarza, ostro skrytykował zarówno postawę Rosji wobec Polski, jak i brak stanowczej reakcji ze strony Unii. "Przynajmniej w jednej sprawie Rosja i Komisja Europejska są do siebie podobne: obie ciągle jeszcze traktują Polskę z góry". Jego zdaniem, "Kreml do dziś nie pogodził się z tym, że Polska jest wolna i demonstruje swoją własną wolę(...) Na szczęście Moskwa nie dysponuje już "narzędziami tortur", ale rosyjski prezydent może jednak nadal zakręcić swoim dawnym wasalom kurek z ropą lub zablokować import".
Robert Strybel
Walka o interesy i gosność kraju
- 12/06/2006 05:08 PM
Reklama








