Porwanie i gwałt
Jim Kevil stał wtedy na podwórku swego domu, znajdującego się w bezpośredniej bliskości supermarketu. W pewnym momencie zobaczył czarnego pick-upa podjeżdżającego do Amber. Z samochodu wyskoczył mężczyzna, który złapał dziewczynkę i siłą wciągnął do pojazdu. Ponieważ dziecko stawiało opór i krzyczało, Kevil doszedł do wniosku, że był świadkiem porwania.
Zadzwonił na policję i już po 2 minutach na miejscu tego zdarzenia zjawił się pierwszy policyjny radiowóz. Jedyny świadek porwania nie był jednak w stanie powiedzieć śledczym niczego istotnego ponad to, że samochód był czarny. Twierdził też, że porywacz był stosunkowo młodym człowiekiem rasy białej lub latynoskiej.
Policjanci, agenci FBI oraz liczni ochotnicy wszczęli intensywne poszukiwania Amber. Spekulowano, że porywacz znał dość dobrze teren i że jego działanie nie było z góry zaplanowane, lecz spontaniczne. Uznano też, że porywaczem niemal na pewno nie był nikt, kogo Amber znała.
W całym mieście pojawiły się plakaty z wizerunkiem Amber, a rodzina dziewczynki apelowała w telewizji o jej oddanie. Policjanci chodzili od domu do domu w nadziei znalezienia dodatkowych świadków porwania. Szybko okazało się jednak, że Kevil był jedynym człowiekiem, który widział przez chwilę przestępcę.
Po czterech dniach mężczyzna wyprowadzający psa na spacer w pobliżu kompleksu mieszkaniowego Forest Hills Apartments zobaczył w wodach płytkiego strumienia nagie ciało dziecka. Bardzo szybko ustalono, że były to zwłoki Amber. Sekcja zwłok wykazała, iż dziecko żyło jeszcze przez dwa dni od czasu porwania i że było w tym czasie napastowane seksualnie. Dziewczynka zginęła w wyniku kilku ciosów zadanych jej nożem w szyję.
Gang z Teksasu
Morderca nie pozostawił po sobie żadnych śladów. FBI sporządziło profil przestępcy, ale był on dość ogólnikowy. Porywacz miał ok. 25 lat i mieszkał lub pracował w bezpośredniej bliskości parkingu, po którym Amber jeździła na rowerze. Przez dwa dni musiał gdzieś przetrzymywać dziecko, a ponieważ zwłoki zostały znalezione w odległości dwóch mil od miejsca zamieszkania Amber, jasne było to, iż dziewczynka przez cały czas znajdowała się mniej więcej w tej samej okolicy.
Ekipa śledcza aktywnie działała do roku 1999. Potem sprawa została zaliczona do tzw. cold cases, czyli przestępstw na razie niemożliwych do wyjaśnienia. Detektyw Ben Lopez, który przed 30 laty wchodził w skład grupy śledczej zajmującej się porwaniem i morderstwem dziewczynki, miał nadzieję, że prędzej czy później morderca wpadnie, gdyż policja pozyskała jego materiał genetyczny z ciała zamordowanego dziecka. Niestety kod DNA nie został z kimkolwiek skojarzony, co może oznaczać, że porywacz nigdy nie był aresztowany za inne wykroczenia.
W roku 2011 przez pewien czas pojawiła się nadzieja, że sprawa Amber zostanie ostatecznie wyjaśniona. W lutym tego roku policja w Ennis w stanie Teksas rozpracowywała gang zajmujący się produkcją i dystrybucją dziecięcej pornografii. Jednym z członków tego gangu był Bill N. Fry. Siostrzenica jego żony, Jacklyn Mitchell, powiedziała mediom, że Fry mieszkał w 1996 roku w pobliżu domu Amber i był posiadaczem czarnej półciężarówki.
Fry pracował przy remontach domów w Arlington, a wśród współpracowników znany był z tego, że często szukał kontaktów z prostytutkami. Jego koledzy twierdzili, że 13 stycznia 1996 roku, w dniu porwania Amber, opuścił miejsce pracy i był nieobecny przez kilka godzin. Natomiast wkrótce po znalezieniu zwłok dziecka przeprowadził się do Arizony, a potem zamieszkał w Las Vegas. Podczas przesłuchań Frya nie wykazano jednak żadnych związków z porwaniem i zamordowaniem Amber.
Szansa na ratunek
Kilka dni po znalezieniu zwłok Amber do stacji radiowej w Dallas zadzwonił jeden ze słuchaczy, który zadał proste pytanie: dlaczego policja szukająca zaginionych dzieci nie nawiąże ścisłych kontaktów z mediami, które mogłyby bardzo szybko publikować alarmy i informacje na temat podejrzanych? Pytanie to sprowokowało ożywioną dyskusję, a jej rezultatem stał się wprowadzony w życie w 1996 roku Dallas Amber Alert, który ma pomagać w odnajdywaniu porwanych lub zaginionych dzieci.
Wkrótce potem nowy system alarmowy został rozpowszechniony we wszystkich 50 stanach USA. Od tego czasu wieści o porwanych lub zaginionych dzieciach ogłaszane są przez prasę, radio, telewizję, Internet oraz za pośrednictwem rozmieszczonych przy drogach tablic świetlnych.
Choć wielu specjalistów twierdzi, że Amber Alert System jest niezwykle pożyteczny, są również tacy, którzy uważają, że jego skuteczność jest przeceniana. Przypadek Amber należał do kategorii przestępstw szczególnie trudnych do wykrycia, ponieważ dziewczynka padła ofiarą morderczego maniaka, który nie był znany ofierze i jej rodzinie.
Rocznie w Stanach Zjednoczonych ponad setka dzieci porywana jest i mordowana mniej więcej w podobny sposób jak w przypadku Amber. Niemal nigdy system alarmowy nie przynosi w tych przypadkach większych rezultatów. Natomiast bywa skuteczny, gdy dziecko porywane jest przez członka rodziny lub przez osobę rodzinie znaną. A ponieważ te ostatnie porwania stanowią ogromną większość, Amber Alert System bywa niezwykle pomocny.
Czy Amber Hagerman miałaby szansę na ratunek, gdyby federalny system alarmowy istniał już w roku 1996? Zdaniem specjalistów niemal na pewno nie. Morderca zapewne natychmiast zawiózł dziecko w jakieś odludne miejsce lub do upatrzonego mieszkania, a zatem gdyby alarm został wtedy ogłoszony, byłoby zdecydowanie zbyt późno, by ktoś mógł cokolwiek zauważyć na ulicach miasta.
Andrzej Heyduk