- rozmowa z Josephem Friedensonem, b. studentem Jeszywas Chachmej Lublin
Jest pan jednym z nielicznych żyjących w Ameryce uczniów słynnej lubelskiej uczelni. Błyskotliwym interpretatorem "Talmudu", jednym z liderów Agudath Israel, pisarzem, dziennikarzem, byłym więźniem kilku obozów
koncentracyjnych z KL Auschwitz na czele. Postacią poniekąd legendarną. Dlaczego mnie pan gości w swoim domu przy nowojorskim Broadwayu?
Najprościej byłoby powiedzieć: dlatego że poprosił mnie o to naczelny rabin RP Michael Schudrich. Jak każdy religijny, ortodoksyjny żyd wiem, że trzeba czcić Boga modlitwą rano i wieczorem, szanować rodziców i ich pamięć, cieszyć się gościną bliźnich i oddawać im szacunek. To jednak nie jest cała prawda. Podobnie jak ja, jest pan człowiekiem, dla którego Lublin jest ważnym miejscem na ziemi. Obaj jesteśmy dziennikarzami, obaj mówimy po polsku. Wreszcie, obaj możemy zjeść po kawałku dobrej ryby i powspominać... Czy to są wystarczające powody?
Tak. Skąd się pan wziął w Lublinie?
Z łodzi. Tam się urodziłem w 1922 roku w rodzinie dziennikarza i wydawcy Eliezera Gerszona Frydensona (jak pisano nasze nazwisko w Polsce) i Estery Bajli Pelberg. Ojciec był bardzo aktywnym działaczem religijnej partii Agudat Israel (Związek Izraela) powstałej w 1912 roku w Katowicach, zwanej popularnie Agudą. W odróżnieniu od ruchu emancypacyjnego o odcieniu socjalistycznym, propagowała ona zachowanie tożsamości narodowej i odrębności religijnej żydów polskich, czego konsekwencjami było m.in. wspieranie szkolnictwa religijnego. Ojciec był propagatorem ruchu edukacyjnego Bejs Jakow (Dom Jakuba), zakładającego w Polsce wiele szkół. W Agudzie ojciec poznał rabina Meira Szapiro, który z jej ramienia był posłem na Sejm RP w latach 192327.
Szapiro był oczywiście także i przede wszystkim błyskotliwym talmudystą i przywódcą religijnym. Rabinem został w wieku 17 lat. Przewodził społecznościom chasydzkim w Glinianach, Sanoku i Piotrkowie Trybunalskim. Zaangażował się w tworzenie nowoczesnej uczelni rabinicznej w Lublinie, pod której budowę kamień węgielny położono 22 maja 1924 roku. Mój ojciec był entuzjastą tego projektu. Angażował się weń publicystycznie, inicjował zbiórki funduszy. Oczywiście planował posłanie mnie do tej uczelni, gdy tylko ona powstanie, a ja osiągnę stosowny wiek. Ona rosła, a ja do niej... dorastałem. Było w tym coś ze święta.
By lepiej oddać ten "świąteczny" nastrój, cytat z "Głosu Lubelskiego" : (...) "Wczoraj w Lublinie zjechało się i zleciało się czarne żydowskie mrowie na uroczystość otwarcia żydowskiej mekki. Samochody ze Lwowa, pełne po brzegi opasłych syjonistów, krążyły z hukiem po mieście. Doktorzy, adwokaci, sklepikarze, paskarze kto żył w Lublinie z ludu wybranego ozdobione kartkami stwierdzającymi ofiarę na ten cel radosnym szwargotem wieściło miastu rzecz straszną w niedalekiej przyszłości potęgę Izraela na ziemiach rdzennej Polski"(...).
Oczywiście w środowiskach antyżydowskich tworzenie uczelni wzbudzało niechęć i protesty, ostatecznie jednak Jeszywas Chachmej Lublin otwarto 24 czerwca 1930 roku, kiedy miałem osiem lat. Rabin Szapiro czas od wmurownia kamienia do inauguracji poświęcił na objeżdżanie kraju i kwestowanie, ale też dyskutowanie o przyszłej formule uczelni. Kilkakrotnie przyjeżdżał do USA, gdzie idea szkoły była entuzjastycznie wspierana przez tutejszych żydów. Wszyscy byli bardzo dumni z dzieła. Budynek Jeszywy był jednym z najokazalszych w Lublinie, łączył w sobie funkcje dydaktyczne, z nowoczesnym wyposażeniem, internatem, stołówką. Uroczystość otwarcia uświetnili nie tylko wybitni rabini i elita polskiego żydostwa, ale także władze wojewódzkie i przedstawiciele władz centralnych, generalicja. Obecne były oczywiście władze Agudy. Przybyło ponad 20 tysięcy gości, nadeszło kilka tysięcy telegramów gratulacyjnych z całego świata. Rabin Szapiro wypowiedział wtedy słowa, które do dziś wspominane są przez uczniów: "Bramy Jeszywy zostały właśnie otwarte, przeto Wszechmogący winien wspomóc nas w otwarciu bram do zbawienia narodu żydowskiego".
Dla pana bramy Jeszywy otwarły się, gdy rabin już nie żył...
Niestety nie dostąpiłem szczęścia pobierania nauk bezpośrednio od niego. Miałem jednak szczęście poznać go latem 1933 roku, gdy pojechaliśmy do Lublina z ojcem, który był wtedy honorowym sekretarzem Jeszywy. Zrobił na mnie wielkie wrażenie. Nie mogłem doczekać bar micwy, po której jak najszybciej chciałem dostać się do lubelskiej uczelni. Rabin Meir Szapiro zmarł o 4:00 nad ranem w piątek 27 października 1933 roku po nagłej i gwałtownej chorobie. Nigdy nie ustalono, co było jej przyczyną. Pogrzeb odbył się 29 października gromadząc nieprzebrane tłumy, jakie wypełniły całą ulicę Lubartowską i Unicką oraz nowy cmentarz żydowski. Miasto wypełnił płacz. Przyjechało kilkudziesięciu rabinów z całej Europy. Jak pisano "umarł żydowski król". Ja trafiłem do uczelni jesienią 1937 roku i przestudiowałem do lata 1939 roku.
Co może pan powiedzieć o Jeszywie?
Była ona spełnieniem marzeń. W tradycji talmudycznej jest silnie utrwalone, że młodzi uczą się lepiej religii poza domem. To były zadania chederów czy jeszyw. Jest takie powiedzenie: "Idź na wygnanie uczyć się Tory" albo, że nigdy nie nauczysz się Talmudu w domu. Po powstaniu Jeszywas Chachmej Lublin, w Polsce mówiło się: "Idź studiować do LUBLINA" albo "Chciałbym iść do LUBLINA". I wszyscy wiedzieli o co chodzi. Lublin równał się Jeszywie. Oczywiście nie było łatwo się do niej dostać. Trzeba było, przy oczywistej wiedzy, także dobrych polecających, protekcji. Lublin to była duma i korona polskiej ortodoksji. Nauczali wybitni rabini, gaoni (zwierzchnicy szkół rabinicznych). Poza tym to była także rewolucja w podejściu do nauczania. Mieliśmy dobre warunki do studiowania, mieszkali na terenie budynku Jeszywy, mieli zapewnione dobre wyżywienie. To było coś zupełnie innego niż stereotyp "chłopca z Jeszywy" ("Yeshiva Boy"), biednego, głodującego, wkuwającego Talmud przy świeczce. Zaprzeczaliśmy powiedzeniu, że bieda tworzy wielkich gaonów. Mieliśmy statuts studentów, jak wszelkie uczelnie polskie, legitymacje na 50% zniżki kolejowej. Czuliśmy się autentycznie wybrani przez los.
Czy Isaac Bashevis Singer oddał ten klimat w swym opowiadaniu o chłopaku z Jeszywy, który okazał się... piękną i mądrą dziewczyną o imieniu Yentl, a co tak uroczo pokazała w filmie Barbra Streisand?
żaden religijny żyd nie podzieli zdania, że było coś "uroczego" w tej historii czy filmie tym bardziej. Singer, mimo całego rozgłosu spowodowanego literackim Noblem, przez zdecydowaną większość religijnych żydów nie był szanowany. Uchodził za gorszyciela i pornografa. Nie był także wzorem cnót charakteru, o czym aż nadto dobrze wiedzieli wszyscy, co go znali bliżej. Miałem tę sposobność, bo mieszkaliśmy dwie ulice od siebie. Obraz lubelskiej Jeszywy, jaki przedstawił, jest tak daleki od realiów, jak niebo od ziemi.
Czy to prawda, że uczelnia miała swoje kontakty z KULem i Seminarium Duchownym?
Owszem. Na różnych zresztą poziomach. Pamiętam, że często odwiedzali nas polscy koledzyseminarzyści, których oprowadzaliśmy po budynku Jeszywy i odpowiadali na ich liczne pytania. Po tych religijnych, zwykle musiało się skończyć na kwestii celibatu i sytuacji rabina, który może, a nawet powinien mieć żonę i potomstwo, najlepiej liczne. Fakt ten bardzo ich ekscytował i prywatnie nie kryli, że żona dla duchownego to nie jest złe rozwiązanie. Często dopytywali też o Talmud, który może przypomnę jest komentarzem do biblijnej Tory, w którym wyjaśniono, jak przestrzegać prawa w niej zawarte. Takim przewodnikiem czy instrukcją obsługi religii w życiu codziennym i we wszelkich jego przejawach. Otóż niektóre mądrości talmudyczne naszym kolegom się podobały.
W ogóle Talmud wtedy unosił się nad Lublinem...
To prawda. Niestety ten świat skończył się we wrześniu 1939 roku.
Bowiem, jak powiada Talmud, świat został wydany w ręce głupców ?
Został wydany znacznie wcześniej, niż w 1939 roku. Wtedy zobaczyliśmy to na szczególnie przerażającym przykładzie, aczkolwiek talmudyczna mądrość też powiada, iż gdzie jest prawda, tam nie potrzeba przykładu na dowód. Z konsekwencjami niedowierzania, że świat jest jednak w rękach głupców mamy ciągle do czynienia...
W tę niedzielę w murach Jeszywy Mędrców Lublina zostanie otwarta synagoga. Tora i Talmud wracają w te mury. Co pan czuje?
Wielkie wzruszenie. Odżywają osobiste wspomnienia, ale także nadzieja, że Lublin i w ogóle Polska mogą być wciąż ziemią, gdzie jest miejsce dla narodu, poprzez który Bóg się nam objawił. Choć obecność na tej ziemi nigdy łatwą dla żydów nie była, nie jest i nie będzie.
No, to pogadaliśmy sobie...
Myślę, że nie obrażę pana, gdy dodam, że jak... lubliniacy.
Rozmawiał:
Waldemar Piasecki, Nowy Jork
Talmud nad Lublinem
- 02/19/2007 06:50 PM
Reklama








