Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama KD Market

Franciszku! Dziękuję!

Franciszku! Dziękuję!
Papież Franciszek

Autor: Giuseppe Ciccia / Zuma Press / Forum

Ostatnie kilka dni od poranka poniedziałku wielkanocnego, kiedy podano niespodziewaną jednak informację o śmierci papieża Franciszka, są pełne wszelakich komentarzy, ocen i spekulacji. Przyznam, że za wyjątkiem kilku, nie czytam więcej kolejnych, nie klikam w nowe „sensacje”, które dotyczą przede wszystkim konklawe i wyboru kolejnego papieża. Te dni są dla mnie czasem żałoby po śmierci duchowego ojca, kogoś, kto uczył mnie zupełnie na nowo Ewangelii, pokazując jej piękno i radość życia nią. Kogoś, kto pokazał mi ludzkie oblicze Jezusa Chrystusa, który jest prawdziwym Bogiem i prawdziwym człowiekiem. Kogoś, kto potwierdzał mój zachwyt Bogiem, któremu zależy na wszystkich, jeśli tylko otworzą się i przyjmą Jego przyjaźń. W 2005 roku, kiedy mieszkałem w Rzymie i uczestniczyłem w umieraniu i pogrzebie Jana Pawła II, na drugi dzień po jego śmierci, pewne redaktor polskiej telewizji usiłowała zrobić wywiad z moim zakonnym współbratem ks. prof. Tadeuszem Styczniem, który był przyjacielem papieża i siedział przy jego łóżku do końca. Byłem świadkiem, jak odpowiedział jej grzecznie: „Proszę pani, proszę uszanować moją żałobę. Gdyby pani zmarł ojciec, którego pani kochała, pewnie też nie życzyłaby sobie pani wywiadów na jego temat”. Bardzo to mądre i zarazem pełne szacunku. Fakt jest taki, że papież Franciszek zmarł. Świadomie piszę „zmarł”, a nie „wrócił do domu Ojca”, jak to się od jakiegoś czasu przyjęło mówić. On sam zresztą napisał w swoim Testamencie: „Proszę, aby moje doczesne szczątki spoczęły – oczekując dnia zmartwychwstania – w Bazylice Papieskiej Matki Bożej Większej”. Tak, człowiek umiera, przechodząc przez bramę śmierci, a jego szczątki oczekują na zmartwychwstanie.

ReklamaUbezpieczenie zdrowotne dla seniorów Medicare

Całkiem niedawno zamieściłem na moim profilu społecznościowym filmik, na którym Franciszek, ubrany w spodnie i południowo amerykańskie poncho pojawił się na wózku inwalidzkim w bazylice św. Piotra. Napisałem wtedy: „Mój papież”! Tak, choć dla wielu „poprawnych” ludzi było to wielkie zgorszenie (jakby zapomnieli, że np. św. Jan Paweł II jeździł na nartach w stroju narciarza, a nie w papieskich gronostajach), dla mnie kolejny raz pokazał mi Franciszek, że przede wszystkim chce być blisko ludzi. Tak było do końca, także niecałą dobę przed śmiercią, kiedy lekarz pozwolił mu na przejazd po placu i nawet poza plac św. Piotra. Podobno w ostatnich słowach umierający Franciszek mu za to podziękował. Chciał być nie tylko blisko ludzi, ale z ludźmi. W Lizbonie mówił młodzieży świata takie piękne słowa, wyrażające jedną z głównych, jak ufam, linii jego pontyfikatu: „W Kościele jest miejsce dla wszystkich. Pan nie wytyka palcem, ale wyciąga ręce. Jezus ukazuje nam to na krzyżu (…) Nie lękajcie się! Miejcie odwagę! Idźcie naprzód, wiedząc, że Bóg nas kocha!”. To tam także padło to ważne słowo, które wypowiedział trzy razy: „Todos! Todos! Todos!” (Wszyscy! Wszyscy! Wszyscy!). To jest Ewangelia, w której osadzona była mocno jego misja Piotra. 

Swój program duszpasterski Franciszek przedstawił w pierwszym dokumencie, wydanym w listopadzie 2013, „Evangelii gaudium”. Rozpoczął go słowami: „Radość Ewangelii napełnia serce oraz całe życie tych, którzy spotykają się z Jezusem. Ci, którzy pozwalają, żeby ich zbawił, zostają wyzwoleni od grzechu, od smutku, od wewnętrznej pustki, od izolacji. Z Jezusem Chrystusem rodzi się zawsze i odradza radość”. Mówił w nim o radości ewangelizowania (nie samej ewangelizacji). Mówił o potrzebie prostoty i ubóstwa, o wyjściu do najuboższych. I jak słusznie twierdzi kard. Grzegorz Ryś, „gdy chodzi o Kościół, to papież Franciszek bał się Kościoła zamkniętego, wyczerpywanego w strukturach, który jest zredukowany do biura. Papież bardzo bał się Kościoła, który jest zamknięty w przyzwyczajeniach, który myli korzenie z kotwicą. Papież bał się klerykalnego Kościoła, świata oszalałego na punkcie konsumpcji i który redukuje wolność człowieka do wolności konsumpcji. Bał się świata pozbawionego umiejętności dialogu, kultury tymczasowości, świata anonimowego”. 

A tak krytykowana troska papieża o ekologię? Bez wątpienia to osobny temat, czyż nie wypływał on jednak z troski o samounicestwiający się świat, który jest dziełem Boga, a jest eksploatowany do granic możliwości? 

Franciszek był nie tylko wspaniałym duszpasterzem, jakiego dzisiaj świat potrzebował. Był kontynuatorem posoborowych papieży Kościoła. Był także człowiekiem modlitwy, z pięknie ukształtowanym życiem duchowym, będąc jezuitą, synem św. Ignacego z Loyoli. Swoją duchowość przedstawił w ostatniej encyklice, podpisanej w październiku 2024 roku „Dilexit nos” o miłości ludzkiej i Bożej Serca Jezusa Chrystusa. To tam podsumował to, czym żył, czułością Boga, o której też często mówił. Bóg jest czuły!

Papież był gotowy na śmierć. W lutym napisał: „Śmierć nie jest końcem wszystkiego, ale początkiem czegoś nowego. To nowy początek, ponieważ życie wieczne – które ci, którzy kochają, już teraz częściowo przeżywają na ziemi, pośród codziennych zajęć – to początek czegoś, co nigdy się nie skończy”. Swoje „życie oraz posługę kapłańską i biskupią zawsze powierzał Matce naszego Pana, Najświętszej Maryi Pannie”. Znalazł i przygotował miejsce na swój pochówek w Bazylice Papieskiej Matki Bożej Większej. Żeby sprostować to, o czym często piszą i mówią dziś, nie jest ona poza Watykanem. Wszystkie cztery bazyliki większe w Rzymie są miejscem extra terytorialnym i każda jest częścią Watykanu. A to, że spocznie tam, a nie w Grotach Watykańskich? Ma do tego prawo. 

Franciszku! Dziękuję Ci! Byłeś darem Bożym, odważnym Piotrem na te trudne czasy. Wierzę, że Twój pontyfikat będzie owocował. Zacytuję jeszcze kardynała Rysia: „Ktoś zapytał mnie dzisiaj, co teraz będzie? Odpowiedziałem, że nic nie będzie. Jezus Chrystus jest wczoraj i dziś ten sam, także na wieki i Duch Święty, którego papież Franciszek nazywał zawsze suwerenem w Kościele. Duch jest zawsze ten sam, to znaczy jest miłością. Dziękujemy Bogu za ten pontyfikat, żyjmy tym, co nam zostawił”. Tak!

ks. Łukasz Kleczka SDS

Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.

Reklama
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama