Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
niedziela, 8 czerwca 2025 22:35
Reklama KD Market

Między monopolem a kohabitacją

Między monopolem a kohabitacją

Autor: Adobe Stock

Kohabitacja to system rządów podzielonych, który występuje w systemach półprezydenckich, takich jak Francja, gdy prezydent jest z innej partii politycznej niż większość członków parlamentu.

ReklamaUbezpieczenie zdrowotne dla seniorów Medicare

To tylko jedna z wielu definicji sytuacji, w której współczesne demokracje muszą się zmagać z dylematem – co dla spraw publicznych jest lepsze: kontrolowanie co najmniej w dwóch (a czasami i w trzech) gałęziach władzy – ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej przez jedno ugrupowanie lub opcję polityczną czy sytuacja, w której poszczególne instytucje państwowe są kontrolowane przez ludzi z zupełnie innych obozów. Wówczas temperatura politycznego dyskursu rośnie, a tryby machiny demokracji trzeszczą w szwach. Ale czy to nie spór właśnie nie powinien być istotą życia w społeczeństwach otwartych?

Każda sytuacja ma swoje wady i zalety. Weźmy za przykład dwa najbliższe nam kraje – Polskę i USA, choć porównania państw o dość znacznie różniących się ustrojach są zawsze ryzykowne, a nie zawsze odpowiednie. Oba kraje przeżywały okresy, w których urzędujący prezydent reprezentował opcję polityczną nieposiadającą większości w parlamencie. W Ameryce praktycznie każdy prezydent po dwóch latach sprawowania rządów musiał się mierzyć z nieprzyjaznym mu Kongresem, a to wymuszało szukanie kompromisów pozwalających na przepchnięcie ustaw ponad progiem prezydenckiego weta. Biały Dom także musiał godzić się z brakiem poparcia na Kapitolu, na przykład Bill Clinton, chcąc nie chcąc musiał zmierzyć się z republikańską rewolucją Newta Gingricha i podpisać szereg ustaw, których nie poparłaby Partia Demokratyczna. Do podobnych ustępstw zmuszeni byli w czasie swoich kadencji George W. Bush, Barack Obama i Joe Biden.

W Polsce każdy z prezydentów urzędujących w XXI wieku miał okazję współrządzić przez jakiś czas wraz premierem pochodzącym z drugiego bieguna politycznego duopolu. Z jakim efektem – niech każdy oceni sam. Ale czasy, gdy tylko jedna opcja polityczna kontroluje dwie lub więcej gałęzie władzy też najeżone są zagrożeniami. Pokusa, aby w stu procentach zrealizować wyborczą agendę jest ogromna, nawet jeśli w kampanii obiecywało się elektoratowi gruszki na wierzbie. Często dzieje się to kosztem przegranej mniejszości, tak jakby politycy zapominali, że oni też kiedyś będą w opozycji.

Kontrola jednego obozu politycznego nad wszystkimi gałęziami władzy rodzi zawsze pokusę załatwienia wszystkich problemów znajdujących się w politycznej agendzie. Często dzieje się to kosztem mniejszości, która akurat miała pecha przegrać ostatnie wybory.
Prawa mniejszości chroni w demokracji szereg mechanizmów, często ze sobą tak powiązanych, ze usunięcie jednego z elementów wywołuje efekt domina. Mamy tu prawo weta i niezależną władzę sądowniczą. Majstrowanie przy tej ostatniej nikomu nie wychodziło na dobre po obu stronach oceanu.

To nIe jedyne mechanizmy kontroli. W systemie Amerykańskim istnieje np. jeszcze ostatnia deska ratunku, jaką jest obstrukcja parlamentarna (filibuster). To furtka uniemożliwiająca przeprocedowanie ustawy w Senacie. Ponieważ od wielu kadencji senatorom jednej partii nie udaje się zdobyć co najmniej 60 mandatów, mniejszościowe ugrupowanie może skutecznie blokować przepychanie najbardziej kontrowersyjnych ustaw przez większość.

Podrzucam te przemyślenia przed II turą wyborów prezydenckich nie bez powodu. Nie będę sugerował, na kogo oddać głos. Każdy ma prawo wyboru zgodnie z własną oceną kandydatów, wyznawanym światopoglądem, a także interesami ekonomicznymi. Ten ostatni motyw jest zresztą często uważany za niski i mało szlachetny, ale czy nie po to stworzono demokrację, aby ludzie mogli walczyć za pomocą kartki wyborczej o swoje sprawy? Czy Polsce warto fundować co najmniej kilka lat współżycia rządu i parlamentu z dzierżącym prawo weta prezydentem wywodzącym się z innej opcji politycznej, czy też wybrać kogoś, kto będzie podpisywał ustawy i nie przeszkadzał premierowi?
Życzę mądrego wyboru w II rundzie.

Tomasz Deptuła

Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”.

Reklama
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama