Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
czwartek, 5 czerwca 2025 10:25
Reklama KD Market

Żółw w porach

Niewtajemniczonym, czyli ludziom nie pochodzącym z Wielkopolski, spieszę wyjaśnić tytuł tego tekstu. W Pyrlandii słowo „pory” znaczy nie tylko warzywo dodawane do zup, ale również spodnie. W związku z tym, gdy ktoś w Poznaniu lub Kaliszu mówi „nalał ze strachu w pory”, nie ma to nic wspólnego z ogrodnictwem.
Reklama
Żółw w porach

Autor: Adobe Stock

Ale do rzeczy – pewien facet z Pensylwanii, przechodzący przez kontrolę bezpieczeństwa na lotnisku w New Jersey, miał przy sobie ukrytego w spodniach żywego żółwia. Gada zauważono z chwilą, gdy na międzynarodowym lotnisku Newark Liberty włączył się alarm skanera ciała. Następnie funkcjonariusz TSA przeszukał mężczyznę i stwierdził, że w części „intymnej” jego spodni znajduje się coś ukrytego, a co nie było naturalnym przyrodzeniem.

ReklamaUbezpieczenie zdrowotne dla seniorów Medicare

Podczas dalszego przesłuchania mężczyzna sięgnął do swoich porów i wyciągnął żółwia, który miał około 12 centymetrów długości i był owinięty w mały, niebieski ręcznik. Powiedział, że to żółw czerwonolicy, gatunek popularny jako zwierzę domowe. Mężczyznę – którego nazwiska nie ujawniono – eskortowała z punktu kontrolnego policja Port Authority, w wyniku czego spóźnił się na lot. Na lot spóźnił się też nieodwracalnie żółw, który został skonfiskowany i nie jest jasne, gdzie przebywa i dlaczego przez pewien czas mieszkał w spodniach.

„Widzieliśmy podróżnych próbujących ukryć noże i inną broń, np. w butach i bagażu, jednak sądzę, że to pierwszy raz, kiedy natknęliśmy się na kogoś, kto ukrywał żywe zwierzę z przodu spodni” – powiedział Thomas Carter, dyrektor ds. bezpieczeństwa federalnego TSA w stanie New Jersey. „Na ile udało nam się ustalić, żółw nie ucierpiał w wyniku działań mężczyzny”. Dodał, że incydent jest nadal przedmiotem śledztwa i nie jest jasne, czy mężczyźnie zostaną postawione jakiekolwiek zarzuty lub czy zostaną nałożone na niego jakieś kary.

Jednak pan Carter nie miał racji. Kilka lat wcześniej na lotnisku w Spokane pasażer też ukrył żywego żółwia w spodniach, tyle że w ich części zadniej, co sugeruje, iż człowiek ten nie mógł siadać bez narażenia się na przypadkowe ugotowanie żółwiej zupy. TSA zaznacza, że ​​zazwyczaj małe zwierzęta domowe są wpuszczane na pokłady samolotów, ale pod warunkiem, że mają odpowiednią torbę do przenoszenia i są zgłaszane obsłudze.

Można by pomyśleć, że żółw w spodniach to wyjątkowy przypadek. Jednak w annałach TSA jest wiele dość szokujących faktów. Na przykład, funkcjonariusze na międzynarodowym lotnisku w Tampie znaleźli 120-centymetrowego boa dusiciela ukrytego w torbie na kółkach. Ukryty wśród butów i przyborów toaletowych gadzi pasażer na gapę został wykryty przez agentów, gdy bagaż został prześwietlony. Na międzynarodowym lotnisku w Honolulu w bagażu podręcznym jednego z pasażerów znaleziono paczuszki zawiniętych w plastik owoców rośliny chlebowca. Problemem nie był sam owoc, ale to, co pasażer umieścił w środku: butelki oliwki dla dzieci o wadze ponad 3,4 uncji, czyli przekraczającej dopuszczalny limit. Do dziś nie wiadomo, dlaczego to zrobił, bo przecież oliwkę dla dzieci mógł kupić po dotarciu do celu podróży.

Inny pasażer, w Miami, przekonał się na własnej skórze, że przewożenie węgorzy jest nielegalne, jeśli ma się przy sobie torbę z żywymi rybami. W bagażu przemytnika znajdowały się również 163 inne ryby i 22 bezkręgowce. Na ratunek przybyły odpowiednie służby, które zabrały morskie stworzenia w siną dal.

Podróżny przechodzący przez kontrolę bezpieczeństwa na międzynarodowym lotnisku Hartsfield-Jackson w Atlancie próbował przemycić swoją rękawiczkę na modłę Freddy’ego Kruegera ze znanych serii filmów typu horror. Pasażer ów nauczył się w tym dniu czegoś ważnego: rękawiczki z doczepionymi do nich nożami nie są dozwolone w bagażu podręcznym. Podobnie zresztą jak duże, ceremonialne nożyce, niezbędny element obrzędu przecinania wstęgi podczas wmurowywania kamienia węgielnego i innych uroczystości. Choć najprawdopodobniej były potrzebne, czujni pracownicy TSA na międzynarodowym lotnisku w Nashville musieli je skonfiskować, a potem zapewne na zapleczu sami sobie przecięli jakąś wstęgę.

Bywają jednak również odkrycia bagażowe należące do klasy nieco obrzydliwych. Walizkę na lotnisku LaGuardia zatrzymano z powodu wydobywającego się z niej odrażającego fetoru. Z bagażu wylazły liczne robaki i wszyscy w okolicy musieli opuścić lokal, a na miejsce wysłano całą ekipę sprzątającą, by zdezynfekować teren. Agenci TSA na międzynarodowym lotnisku Syracuse Hancock uniemożliwili wejście na pokład samolotu osobie, która miała małego rekina w słoiku. To jednak nie rekin był problemem, ale płyn w pojemniku. Był to środek chemiczny, który uznano za niebezpieczny i w związku z tym nie był dozwolony. Ja zaś zastanawiam się, dlaczego ktoś uznał za stosowne zabranie w podróż zakonserwowanego w słoiku rekina?

No i jeszcze sprawa broni. Niezależnie od tego, czy ktoś jest pasjonatem historii czy nie, pasażerom nadal odradza się zabierania ze sobą na pokład broni, nawet takiej historycznej. Jeden z pasażerów postanowił przejść przez kontrolę bezpieczeństwa na lotnisku mając przy sobie starą kulę armatnią i zabytkowy pistolet sygnałowy. Choć bez wątpienia przedmioty te miały ciekawą historię, ich przewożenie jest z oczywistych powodów zakazane.

W obliczu wszystkich tych incydentów jakiś tam mały żółwik w porach to pestka. Chyba że jest to gad, który potrafi gryźć, a wtedy posiadaczowi spodni życzę powodzenia.

Andrzej Heyduk

Reklama

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama