Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama KD Market

Misja dla zuchwałych

6 czerwca 1944 roku przeprowadzono największą operację desantową w historii konfliktów zbrojnych. Na kilku plażach Normandii wylądowały wojska alianckie, które otworzyły w Europie drugi front i rozpoczęły marsz w kierunku Berlina. Operacja znana jako D-Day była majstersztykiem planowania; obejmowała jednoczesne lądowanie dziesiątków tysięcy żołnierzy na pięciu oddzielnych plażach w okupowanej przez nazistów północnej Francji. Brytyjczycy i Kanadyjczycy wylądowali na trzech plażach w Normandii o kryptonimach Sword, Juno i Gold. Amerykanie mieli zdobyć plaże Omaha i Utah…
Reklama
Misja dla zuchwałych
Lądowanie w Normandii

Autor: Chief Photographer's Mate (CPHoM) Robert F. Sargent /Wikipedia

Trudna decyzja

ReklamaUbezpieczenie zdrowotne dla seniorów Medicare

Pierwsze koncepcje dotyczące możliwej inwazji aliantów na Europę Zachodnią pojawiły się już w 1942 roku. Związek Radziecki, walczący na froncie wschodnim, naciskał na otwarcie drugiego frontu w Europie, by odciążyć Armię Czerwoną. Premier Wielkiej Brytanii Winston Churchill i prezydent Stanów Zjednoczonych Franklin D. Roosevelt zgodzili się co do konieczności przeprowadzenia takiej operacji, jednak do jej realizacji potrzebne były miesiące przygotowań.

Formalne planowanie rozpoczęło się w 1943 roku, kiedy generał Dwight D. Eisenhower został mianowany naczelnym dowódcą sił alianckich w Europie. Stworzono wtedy sztab o nazwie SHAEF (Supreme Headquarters Allied Expeditionary Force), który miał zająć się organizacją całej operacji.

Jedną z najtrudniejszych decyzji było wybranie odpowiedniego miejsca inwazji. Brano pod uwagę różne lokalizacje na francuskim wybrzeżu, w tym rejon Calais, który był położony najbliżej Wielkiej Brytanii. Jednak z tego powodu Niemcy spodziewali się ataku właśnie tam i silnie go ufortyfikowali. Ostatecznie alianci wybrali więc Normandię – teren mniej broniony, ale wymagający większych zdolności logistycznych ze względu na trudniejszy dostęp i warunki terenowe. 

 

Militarne oszustwa

By zmylić Niemców co do miejsca i daty inwazji, alianci przeprowadzili ogromną kampanię dezinformacyjną pod kryptonimem Operacja Fortitude. Zbudowano fałszywe bazy wojskowe w południowo-wschodniej Anglii i utworzono fikcyjną armię – First U.S. Army Group – której dowództwo przypisano generałowi George’owi Pattonowi. Niemcy, przekonani o tym, że atak nastąpi w rejonie Calais, utrzymywali tam silne jednostki nawet po rozpoczęciu właściwej inwazji w Normandii.

Dodatkowo stosowano fałszywe sygnały radiowe, spreparowane raporty wywiadowcze oraz podwójnych agentów, którzy celowo przekazywali Niemcom błędne informacje. Jednocześnie alianci musieli zgromadzić olbrzymią ilość sprzętu i żołnierzy. Do operacji przeznaczono ponad 150 tysięcy żołnierzy ze Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Kanady i innych państw alianckich. W przygotowaniach udział brało także około 11 tysięcy samolotów i 7 tysięcy okrętów. 

Zgromadzenie tak wielkiej ilości sprzętu i ludzi trzeba było jakoś ukryć przed Niemcami, stosując odpowiedni kamuflaż. W tym czasie budowano specjalne środki desantowe, np. tzw. barki Higgins boats, które miały przewozić żołnierzy i pojazdy bezpośrednio na plaże. Ponadto, by zapewnić stałe dostawy zaopatrzenia po wylądowaniu, skonstruowano pływające porty Mulberry i specjalne rurociągi PLUTO do transportu paliwa z Anglii do Francji.

 

Eisenhower ryzykuje

Planowanie D-Day wymagało ścisłej współpracy między wieloma państwami. Wspólne sztaby operacyjne, szkolenia, ustalenie wspólnych procedur – wszystko to miało zapewnić spójność działań żołnierzy z różnych armii. Współpraca brytyjskich i amerykańskich dowódców, takich jak Eisenhower, Montgomery, Bradley czy Ramsay, była niezbędna do powodzenia operacji.

Jednym z decydujących czynników był dobór odpowiedniego dnia. Inwazja wymagała określonych warunków pogodowych – przy dobrej widoczności, odpowiednim stanie morza i w czasie przypływów. Ostatecznie wybrano 5 czerwca 1944 roku jako datę inwazji, ale z powodu złej pogody operację przełożono o jeden dzień. 6 czerwca okazał się jedynym możliwym terminem, ponieważ kolejne dni miały jeszcze gorsze prognozy. Eisenhower, mimo ryzyka, podjął decyzję.

Na kilka tygodni przed D-Day alianci prowadzili intensywne naloty na linie komunikacyjne, mosty, tory kolejowe i lotniska w północnej Francji, by utrudnić Niemcom przerzucanie posiłków po rozpoczęciu inwazji. W nocy przed lądowaniem tysiące spadochroniarzy z amerykańskiej 82. i 101. Dywizji Powietrznodesantowej oraz brytyjskiej 6. Dywizji zostało zrzuconych na tyły wroga. Ich zadaniem było przejęcie mostów, zniszczenie dróg i wiązanie niemieckich oddziałów. Jednak była jeszcze inna, niezwykła operacja dywersyjna na znacznie mniejszą skalę, ale o ogromnym znaczeniu.

 

Brawurowy plan

W brytyjskim sztabie, przy współpracy pozostałych aliantów, zrodził się niezwykle brawurowy plan. Chodziło w nim o zajęcie, na kilka godzin przed desantem aliantów w Normandii, dwóch kluczowych mostów. Most Pegasus (wówczas znany jako most Bénouville) stanowił ważny punkt komunikacyjny w Normandii. Przerzucenie niemieckich oddziałów pancernych przez ten most mogłoby zniweczyć aliancką inwazję na plaży Sword i zagrażać całemu wschodniemu sektorowi lądowania. Drugim obiektem był most Ranville, później przemianowany na most Horsa, na rzece Orne. Ponieważ te mosty drogowe były jedyną drogą przez równoległe przeszkody wodne, ich przejęcie mogłoby powstrzymać niemieckie posiłki przed dotarciem na plaże.

Zadanie polegało na niespodziewanym desancie na szybowcach typu Horsa – dużych, bezsilnikowych maszynach, holowanych przez samoloty transportowe Halifax. Operację powierzono 6. Brygadzie Powietrznodesantowej (6th Airborne Division), a konkretnie – kompanii D 2. batalionu Oxfordshire and Buckinghamshire Light Infantry, dowodzonej przez majora Johna Howarda. Cała misja była częścią szerszej operacji „Tonga”, której celem było zabezpieczenie wschodniej flanki strefy inwazji.

 

Szybowcami na Hitlera

Przygotowania do tej zuchwałej misji szybowcowej były intensywne. Wykonano tysiące zdjęć lotniczych mostów i szczegółowo zanalizowano ich obronę. Brytyjczycy stworzyli nawet model obszaru, który został zmodyfikowany tak, aby pasował do fotografii lotniczej każdego dnia. Kiedy Niemcy wycinali drzewa, modelarze robili to samo.

Pomysł wykorzystania szybowców polegał na tym, że wojska i cięższa broń mogły zostać umieszczone w tym samym miejscu za liniami wroga, bez potrzeby stosowania spadochronów. Ze względu na konieczność oszczędzania materiałów metalowych w czasie wojny szybowce były wykonane głównie ze świerku i sklejki. Były trudne w obsłudze i podatne na rozpadanie się podczas lądowania.

Udział majora Johna Howarda i jego kompanii w tym misternym planie wymagał doskonałej nawigacji, wielkiej odwagi i całkowitego zaskoczenia wroga. 180-osobowa kompania przygotowywała się do tego momentu przez dwa lata. Dla wielu z nich było to pierwsze doświadczenie walki. Chociaż nazwa „szybowiec” może sugerować spokojną podróż, major Howard przyznał w programie BBC „60 Minutes” w 1984 roku, że podróż tymi samolotami nie należała do przyjemności. „Większość z nas wymiotowała w tych maszynach, ale zabawne jest to, że jedyny raz, kiedy nie chorowałem, a musiałem wykonać łącznie 12 lub 13 lotów w czasie szkolenia, miał miejsce w noc poprzedzającą D-Day” – powiedział. 

Sześć szybowców wystartowało z Tarrant Rushton, bazy Royal Air Force w południowej Anglii, o 22.56 5 czerwca 1944 roku. Po około godzinie w powietrzu szybowce zostały uwolnione z więzów, by rozpocząć ostateczne zejście na terytorium wroga.

Howard przyznał, że kiedy wydano rozkaz przygotowania się do lądowania, wszystko, co mogli zrobić, to uściskać swoich towarzyszy i mieć nadzieję na najlepsze: „Siedzi się naprzeciwko siebie, łączy się ramiona i po prostu modli się do Boga. Zanim zdążyliśmy to zrobić, rozległ się pierwszy odgłos lądowania i był to piekielny huk. I zanim się zorientowaliśmy, znów byliśmy w powietrzu – ewidentnie odbiliśmy się. Podczas tego pierwszego odbicia koła odpadły. Potem nastąpił kolejny grzmiący hałas i tym razem zobaczyłem iskry lub coś, co wyglądało jak kule przelatujące obok drzwi i okna i pomyślałem: Mój Boże, są gotowi na nas”.

 

Atak na mosty

Lądowanie odbyło się z niesamowitą precyzją – pierwszy szybowiec z żołnierzami Howarda dotknął ziemi zaledwie 50 metrów od mostu o godzinie 00.16. Element zaskoczenia był całkowity. Niemcy nie spodziewali się ataku z powietrza na taką skalę, a nocne warunki dodatkowo utrudniały im reakcję. Brytyjscy żołnierze natychmiast rzucili się do akcji, eliminując niemieckich strażników i rozbrajając ładunki wybuchowe podłożone na moście.

Walki o most trwały kilkadziesiąt minut. Pomimo pewnego oporu niemieckiego garnizonu Brytyjczycy szybko opanowali teren, likwidując punkt obserwacyjny oraz stanowiska karabinów maszynowych. Most został przejęty bez jego zniszczenia – co było kluczowe dla powodzenia całej operacji. Równocześnie drugi zespół zaatakował sąsiedni most na południu. Oba mosty zostały zabezpieczone i utrzymane do momentu nadejścia wsparcia z plaży Sword, które dotarło około godziny 13.00 tego samego dnia.

Jak przyznał wiele lat później pułkownik Hans von Luck, dowódca niemieckiego garnizonu, Brytyjczycy wykonali operację perfekcyjnie. Major Howard i pułkownik von Luck zostali dobrymi przyjaciółmi w latach 60., a obaj panowie wrócili do Normandii na 40. rocznicę wszystkich tych wydarzeń. Pułkownik von Luck powiedział, że nie traktowali tych mostów jako ważnych, ponieważ uważali, że było zbyt wiele czynników komplikujących, które uniemożliwiły aliantom atak na nie. 

 

Pierwszy dzień wolności

Gdy Howard i jego kompania wykonywali swoje zadanie, właściciele lokalnej kawiarni, Georges i Thérèse Gondrée, schronili się z dziećmi w piwnicach. Niedługo potem Georges był już w ogrodzie i wykopywał 98 butelek szampana, które zostały ukryte przed wojną, czekając na dzień wyzwolenia. Byli pierwszymi ludźmi we Francji, którzy zostali uwolnieni od nazizmu.

Major Howard zachował w pamięci niezapomniany obraz tej chwili: „Droga Madame chodziła i całowała wszystkich moich ludzi i wszystkich spadochroniarzy, a cała nasza czarna farba kamuflująca rozlała się na jej twarzy. Kobieta ta kręciła się potem po kawiarni z tą czarną farbą przez trzy dni. Nie chciała jej zmyć”.

Czterdzieści lat później major Howard spotkał się ponownie z Madame Gondrée, by złożyć wieniec na grobie porucznika Den Brotheridge’a, pierwszego żołnierza alianckiego, który zginął w D-Day. Niedługo po wylądowaniu jego szybowca porucznik Brotheridge został postrzelony, gdy prowadził szarżę przez most Pegasus. Jego jedyna córka, Margaret, urodziła się 19 dni później, ale dopiero w tę samą 40. rocznicę dowiedziała się, co się z nim stało.

Początkowo wiedziała tylko tyle, że jej ojciec zginął na wojnie, a jej matka wyszła ponownie za mąż, gdy ona miała cztery lata. Matka nie lubiła o tym rozmawiać. W rozmowie z BBC w 2014 roku Margaret powiedziała: „Dowiedziałam się o tym tuż przed ukończeniem 40. roku życia. Otworzyłam gazetę i zobaczyłam duże zdjęcie grupy mojego ojca, na którym widniał napis Brotheridge”.

 

Symbol Pegaza

W pierwszym dniu operacji D-Day zginęło 4400 żołnierzy alianckich, a około 9000 zostało rannych lub zaginęło. Zginęły również tysiące francuskich cywilów, głównie w wyniku bombardowań przeprowadzonych przez siły alianckie. Historia powietrznego ataku na most Pegasus wczesnym rankiem 6 czerwca 1944 roku została uwieczniona w filmie z 1962 roku pt. „The Longest Day”. Majora Howarda grał aktor Richard Todd, który sam wyskoczył na spadochronie do Normandii w D-Day. W wywiadzie przeprowadzonym na krótko przed swoją śmiercią w 1999 roku major Howard śmiał się z tego, jak został przedstawiony w filmie, opisując to jako sentymentalne bzdury.

Most Bénouville wkrótce po wojnie został przemianowany na most Pegasus, na cześć symbolu 6. Brygady Powietrznodesantowej – Pegaza, czyli uskrzydlonego konia. Do dziś pozostaje on jednym z najbardziej rozpoznawalnych symboli D-Day. Pierwotny most został zastąpiony w 1994 roku nowym, ale stary most zachowano i przeniesiono do pobliskiego muzeum Pegasus Bridge Museum w Ranville.

Andrzej Heyduk

Reklama

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama