Wczoraj wieczorem za oknem strzelały wysoko w niebo pierwsze tegoroczne kolorowe petardy zapowiadające świętowanie dnia 4 lipca. Bardzo lubię te amerykańskie święta – są czymś bardzo naturalnym, wyczekiwanym i celebrowanym. Tak być powinno, święta to dni, które mają ludzi łączyć, nie dzielić. Pisząc te słowa mam włączoną w tle telewizję z Polski, gdzie trwa transmisja z Sądu Najwyższego. Dyskusje nad uznaniem wyborów prezydenckich w Polsce przywołują trudną prawdę o podziale, nie tylko zresztą politycznym, który jest między nami. Dwie rzeczywistości tak różniące się od siebie. Pomimo tylu trwających w świecie wojen, ludziom wciąż daleko do jedności, a tak sporo dążenia do pogłębiania podziałów.
W moim życiu kolejna zmiana. Spakowane walizki, wysprzątane mieszkanie. Czas ruszyć w drogę – ku kolejnemu etapowi życia. Takie życie wybrałem i mam świadomość, że co jakiś czas następują takie zmiany. One nie są łatwe. Trzeba podsumować i podomykać wszystko, co było dotąd, posprzątać i posegregować to, co ważne i to, czego trzeba się pozbyć, gdyż niczemu nie służy. Męczący czas. Trudne są pożegnania z ludźmi, z którymi budowało się społeczność przez ostatnie lata. Kolejna okazja na to, by powiedzieć: dziękuję i przepraszam. Jest jednak perspektywa nowego etapu. Ta nowość jest zawsze ciekawa, choć wiąże się ze świadomością, że jest to zawsze wyzwanie, aby zmobilizować się i zacząć od początku. To także okazja, żeby z popełnionych błędów, a te zawsze się przecież zdarzają, wyciągnąć wnioski i nie chcieć ich więcej popełniać.
Zmiana miejsca, podobnie jak przeprowadzki i te lokalne migracje, które dotyczą wielu z nas, pokazują mi, że jak to w życiu bywa i jak to napisałem na wstępie, życie rozgrywa się w różnych rzeczywistościach, pomiędzy świętowaniem, a dzieleniem, czymś co cieszy i co boli. Myślę jednak, że w życiu ciągle trzeba się uczyć i szukać w sobie i wokół siebie tego, co dobre, budujące i co szczęśliwe. Podziały i kłótnie ranią, bolą, wprowadzają stan niepewności i wrogości. Czy jest nam to potrzebne? Czy nie można postawić na jedność, pokój i wzajemny szacunek? Oczywiście, że tak. Tyle, że nie tylko trzeba tego chcieć, czasami trzeba świadomie uznać, że nie jest się na dobrej drodze i trzeba popracować nad sobą, swoim zachowaniem i postępowaniem, aby zmienić coś na lepiej. Mam niestety czasami takie wrażenie, że niektórzy ludzie wstydzą się poprawy na lepsze. Zdecydowanie lepiej im być twardzielami, mocnymi osobowościami, odstraszającymi innych od siebie. Uważają, że jest to najlepsze rozwiązanie. Kiedyś już o tym wspominałem, że tabliczki zawieszane na ogrodzeniach domów czy na mieszkaniach z informacją: „Uwaga, groźny pies”, trzeba by zamienić na: „Uwaga, groźny właściciel psa”. Byłoby to zgodne z prawdą.
Niezwykle cenne i piękne jest, kiedy jednak ludzie zmieniają się na lepsze, kiedy łagodnieją i stają się bardziej przyjaźni. Nie ma się czego wstydzić, gdyż raczej można być z takiej postawy i pracy nad sobą dumnym. Powinno być to bliskie zwłaszcza nam, chrześcijanom. To my mamy być budowniczymi jedności, zgody i pokoju wokół nas. To my powinniśmy być ludźmi świętowania, a nie dzielenia. Papież Leon XIV powiedział nam, Polakom: „Pozdrawiam serdecznie wszystkich Polaków. Rok Święty to czas pojednania. Św. Ireneusz z Lyonu, nawiązując do nauki Apostołów, ukazuje, że prawdziwa jedność możliwa jest tylko w Chrystusie, który pojednał niebo z ziemią. Niech to będzie dla was znakiem nadziei. Szukajcie w Jezusie mocy do budowania jedności – w waszych rodzinach, ojczyźnie i w świecie”.
Kościół katolicki ma być promotorem pojednania i jedności. To, że padają dziś autorytety, także w Kościele nie znaczy wcale, że ma on milczeć. Kościół jest Chrystusowy, a On prosił swoich uczniów o jedność. O tę jedność się modlił. Ostatnie 14 lat w Stanach Zjednoczonych nauczyły mnie wiele dobrego. Także wspólnego świętowania i budowania przyjaznych relacji, nawet jeśli bywały wcześniej jakieś podziały i niezgoda. Zawsze można zacząć od nowa, nie tylko przy okazji zmian miejsca zamieszkania, ale także wtedy, gdy się jest i żyje w tym samym miejscu i społeczności. Zawsze można powiedzieć: przepraszam i zaryzykować zmianę. Na lepsze oczywiście.
Wszystkim życzę pięknego, radosnego świętowania wraz ze Stanami Zjednoczonymi Ameryki, dnia 4. lipca – Dnia Niepodległości 2025 roku. Życzę przede wszystkim doświadczenia wspólnoty. I niech hasła typu: „In God we trust” („W Bogu pokładamy ufność”) staną się codziennie na nowo przeżywaną prawdą i nadzieją.
ks. Łukasz Kleczka SDS

Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.